~Sadie~
Przysięgam, kiedy tylko się uwolnię ktoś pożałuje! Nawet jeżeli nie mam pojęcia kto to będzie, jak się uwolnić, gdzie jestem i czy dam radę użyć magii. Było tak ciemno, że ledwie widziałam czubek własnego nosa, na nadgarstkach czułam zawiązany sznur, przy kostkach też. Spróbowałam poruszyć dłońmi, co było naprawdę złym pomysłem. Kiedy to zrobiłam poczułam jak moje ciało sztywnieje, jakby przeszył je prąd, zakręciło mi się w głowie, miałam wrażenie jakby moja dusza próbowała oderwać się od ciała. Oparłam głowę o ścianę i zamknęłam oczy. Czemu zawsze ja muszę wpaść w najgorsze bagno?! Oczywiście nikt nie wiedział co się stało, sama nawet nie miałam zielonego pojęcia o co chodzi. Wracaliśmy po południu ze szkoły i poczułam jak coś mnie ciągnie w tył. Chciałam sięgnąć do Duat, ale nie mogłam, próbowałam wrzeszczeć, ale coś odebrało mi głos. A później była już tylko ciemność. Obudziłam się tutaj, w ciemnej, wilgotnej celi mroczniejszej od samej zaawansowanej matmy w fizyce! Gdybym tylko mogła się ruszyć już bym dała komuś popalić, ale te przeklęte sznury nie pozwalały mi na nic. Usłyszałam odgłos butów uderzających o kamienną posadzkę. Po chwili otworzyły się metalowe drzwi wpuszczając do środka trochę światła, które poraziło mnie w oczy. Po chwili przyzwyczaiłam się do tego nagłego przejaśnienia. Spojrzałam w górę. Stał przede mną chłopak, mógł mieć jakieś szesnaście lat. Jego włosy były czarne, oczy niebieskie, był ubrany w fioletową koszulkę i dżinsy, przy boku miał dziwny, złoty miecz. Nie wyglądał na przyjemnego kolesia. Był szeroki w barach a jego spojrzenie było pełne pogardy. Miałam ochotę się schować, co wcześniej chyba mi się nie zdarzało. No może kiedy mieliśmy na karku Apopisa, Seta czy innego upierdliwego, złego boga starożytnego Egiptu. Tak, Sadie Kane się bała! I chciałabym żeby ktoś tu ze mną był, Walt z Anubisem (dalej nie potrafię dokładniej ich razem nazwać), Kate (och błagam, jakby tu była ten koleś nie miałby z nami szans!) a może nawet Carter, tak, nawet jego bym zniosła byle nie być sama!
- Pójdziesz ze mną. - powiedział sztywnym głosem, który pasowałby do żołnierza.
- Och wybacz, nigdzie się z tobą nie wybieram, mam już chłopaka, a na towarzyską herbatkę nie mam ochoty. - odparłam patrząc mu prosto w oczy.
- Wydaje mi się, że nie masz nic do gadania. - warkną szarpiąc mnie za ramię. Nie miałam nic do gadania, ciągnąc mnie za ubrania, mimo moich sprzeciwów i oporów, wyciągnął mnie na zewnątrz. Nie udało mi się prawie nic zobaczyć, bo natychmiast ktoś zawiązał mi oczy. Nie wiedziałam gdzie mnie zaprowadzili, usłyszałam dźwięki otwierania drzwi, wepchnęli mnie do jakiegoś pokoju i zamknęli drzwi. Usłyszałam kroki, ktoś zdjął mi opaskę z oczu. Nie potrafiłam określić czy osoba stojąca przede mną była mężczyzną czy kobietą, miała na sobie czarny płaszcz z kapturem i maskę zakrywającą twarz. Jakby go Kate nazwała? Dementor? Tak, chyba był podobny do Dementora. Ha, wbrew wszelkim przekonaniom czasami robię co innego poza wkurzaniem bogów i Cartera. No może to Kate mnie przekonała (czytajcie: posadziła mnie na dupie, przywiązała do krzesła i dała książkę) do przeczytania "Harry'ego Pottera". No a wracając do "Dementora" przede mną, jego maska była czarna z fioletowymi znakami wymalowanymi wokół otworów na oczy, przy "ustach" i na "policzkach" co sprawiało upiorne wrażenie. Czemu w ogóle miał tą maskę? Chyba wolałam nie wiedzieć, po odkryciu tajemnicy okularów Włada Parownika, popieprzonego Ruska, który współpracował z Apopisem, próbował zabić mnie i mojego brata przynajmniej kilka razy i ogólnie był "be", wolałam nie zaglądać pod żadne maski.
- Sadie Kane - jego/jej głos był zniekształcony i nieludzki, nie potrafiłam tego określić, ale wywoływał u mnie dreszcze - Wybacz mi brak gościnności u moich przyjaciół, uważają cię za zagrożenie, ale przecież nie będziesz się nam przeciwstawiać. - Chciałam się przeciwstawić, napyskować mu w moim stylu, ale poczułam się otumaniona. W jego głosie coś było, nie potrafiłam się mu sprzeciwić.
- Ja...ja nie będę się przeciwstawiać. - odpowiedziałam bezbarwnym tonem.
- Bardzo dobrze, więc możemy zaczynać. - byłam pewna, że pod tą maską uśmiecha się tryumfalnie - Wstań, zachowujmy się jak cywilizowane istoty. - dodał, a ja poczułam, że moje nogi nie słuchają mnie, tylko jego. Mimo, że o tym nawet nie pomyślałam, podniosłam się i stanęłam przed nim. Był przynajmniej o głowę wyższy.
- Chodź za mną. - rozkazał, a ja nie miałam wyboru, musiałam robić wszystko, co mi kazał.
~Kate~
W moich uszach szumiały fale odbijające się od brzegu. Na ścianach w ciemności jaśniała delikatna niebieska poświata. W powietrzu wyczuwało się zapach morza. Łóżko było naprawdę wygodne, było mi ciepło. Percy spał w swoim łóżku, jedna ręka zwisała mu z krawędzi łóżka, włosy opadały mu na czoło. Może i był starszy, ale teraz przypominał mi rozczulającego dzieciaka...no rozczulającego, dobrze zbudowanego dzieciaka bez koszulki. Westchnęłam i starając się nie wydać żadnego dźwięku podniosłam się z łóżka. Na szafce leżał mój telefon podłączony do ładowarki. Carter wywiązał się z umowy. Wieczorem udało mi się przez chwilę pogadać z mamą. Podeszłam do okna wychodzącego na ocean. Fale pieniły się na brzegu, w wodzie odbijały się gwiazdy i księżyc. Czemu ten widok tak mnie przerażał? Od razu pomyślałam, że wpadam do wody i tonę. Wzdrygnęłam się, już wiedziałam, że tam nie wejdę. Dziwne prawda? Córka Posejdona boi się oceanu. Ale taka była prawda, bałam się wody. Miałam tak od dziecka. Może wyjaśnię. Kiedy byłam młodsza z mamą trochę podróżowałyśmy, to przez jej pracę, zajmowała się historią starożytnych cywilizacji. Nie była archeologiem, to nie to samo, poza tym ja się nie znam. Raz byłyśmy na Nilu, płynęłyśmy po rzece. Ona z kimś rozmawiała a ja biegałam po pokładzie kompletnie znudzona. Przypadkiem potknęłam się o linę i wypadłam do rzeki. Nie umiałam pływać, woda była zimna. Wierzgałam się i krzyczałam, ale coś ciągnęło mnie w dół a woda wlewała się do ust. Nie mogłam oddychać. Usłyszałam jakiś plusk i krzyki ludzi "krokodyl!". Zobaczyłam żółte, gadzie ślepia i więcej nie pamiętam. Wiem, że ktoś mnie wyciągnął, ale co się stało z gadem...no nie wiem. Od tego czasu bałam się wody. No i oto jestem, dziecko Posejdona, które nie umie pływać.
- Coś się stało? - usłyszałam głos Percy'ego.
- Percy! - pisnęłam obracając się. Chłopak stał przede mną, włosy miał rozczochrane, nie wyglądał na zaspanego. Przecież byłam cicho...chyba.
- Przepraszam, nie chciałem cię nastraszyć. - powiedział podchodząc bliżej.
- Nic się nie stało. - uśmiechnęłam się.
- Nie możesz spać? - zapytał.
Oparłam się o parapet i wyjrzałam za okno. Fale na oceanie wyglądały uspokajająco, ale mnie nadal przerażały. Nie powinnam nikomu mówić, że się boję.
- Ja tylko...tylko myślałam. - odpowiedziałam cicho.
Jackson uśmiechnął się i stanął obok mnie.
- Nie musisz się martwić, wszystko się ułoży. - powiedział przytulając mnie.
- Nie martwię się, to po prostu...dużo tego jest i...
- Dasz sobie radę. - stwierdził to z taką pewnością, że prawie sama mu uwierzyłam. Starałam się tego nie okazywać, ale właśnie tego się bałam, że sobie nie poradzę. Jak mam się nauczyć czegokolwiek o mocach dzieci Posejdona skoro ja nawet nie umiałam pływać? A przecież teraz każdy ode mnie tego oczekiwał, że będę sobie świetnie radzić, w końcu powinnam być taka świetna. Nikt mi tego nie mówił, ale ja to czułam. Przecież dlatego Carter chciał żebym została, miałam się lepiej wyszkolić bo coś się działo. Nadal bałam się o Sadie, miałam złe przeczucia. I jeszcze ten potwór przed szkołą...Nigdy czegoś takiego nie widziałam, kto to stworzył?
- Nie wiem Percy, jeżeli się komuś wydaje, że będę idealna to myli się i to bardzo, ja wcale nie jestem jakimś geniuszem...No i boję się o Sadie. - udało mi się powiedzieć. Percy spojrzał na mnie i poczochrał mi włosy. Och, dobra, chyba właśnie zostałam w pełni małą siostrzyczką.
- Z tym też sobie poradzimy. Lepiej się wyśpij, jutro masz być wypoczęta, to że jesteś moją siostrą nie uprawnia cię do ociągania się.
- Ale o co teraz chodzi? - zdziwiłam się.
- Od jutra mam zamiar robić z ciebie herosa. - opowiedział kierując mnie do łóżka.
***
Dobra to "robienie ze mnie herosa" było całkiem okey. Najpierw Percy zabrał mnie na arenę i uczył szermierki. Przyznam, że szło mi to całkiem nieźle. Udało mi się nawet nic nie rozwalić! Sukces prawda? Później pojawiły się utrudnienia. Mój brat postanowił zabrać mnie na plażę. Zorientowałam się co zamierza zrobić dopiero kiedy zobaczyłam wodę. Chłopak od razu pociągnął mnie do oceanu.
- Nie! - zawołałam cofając się. Jackson zatrzymał się jak wryty, woda obmywała mu nogi. Na jego twarzy pojawiło się coś między zdziwieniem a brakiem zrozumienia.
- Wszystko dobrze? - zapytał.
- Tak...nie...no...ja...ja nie chcę. - wymamrotałam. Podszedł do mnie i delikatnie złapał mnie za nadgarstki.
- Czemu? To przecież tylko woda.
- No właśnie "tylko woda". - mruknęłam pod nosem.
- O co chodzi? Kate... - wpatrywał się we mnie z wyraźnym zdziwieniem.
Przyszła większa fala a ja odskoczyłam w tył żeby nie zmoczyć nóg. Wiedziałam, że za długo nie dam rady tego ukrywać przed Percym, ale nie myślałam, że to się stanie tak szybko.
- Percy...ja...ja nie umiem pływać. - wyjąkałam wbijając wzrok w piasek pod moimi nogami. Jackson podszedł do mnie i delikatnie chwycił mnie za podbródek.
- Hej, to nic złego. Nauczysz się. - powiedział uśmiechając się.
- Nic złego? No pewnie, u innych tak. Ale ja jestem do cholery twoją siostrą tak?! Dziecko Posejdona nie umie pływać? Od razu powinnam zwiać na Marsa do innych kosmitów. - stwierdziłam uciekając wzrokiem gdzieś w bok.
- Przestań, nie może być tak źle, możesz chyba wejść chociaż kawałek co?
- Nie rozumiesz. - westchnęłam - Ja się boję. No bo...bo ja kiedyś wpadłam do rzeki...i tam był ten krokodyl, wszyscy krzyczeli...No i teraz jak tylko próbuję to mam wrażenie, że to znowu się dzieje. - czułam pieczenie pod powiekami. Nie będę płakać! Nie i koniec! Poczułam jak Percy znowu chwyta mnie za nadgarstki.
- Nie musisz się bać, tu nie ma krokodyli, no i ja tu jestem. Nic ci się nie stanie. - powiedział. Nie wiem jak, ale po chwili staliśmy już w wodzie. Fale sięgały mi do kolan, myślałam, że woda będzie zimna, ale nie czułam żadnej różnicy, no i nie czułam, że mam mokre ubranie. No i znowu to się stało. Poczułam to dziwne uczucie jakbym nie mogła oddychać, usłyszałam krzyk mamy i...I nagle wszystko zastąpił głos Percy'ego.
- Widzisz, nic się nie dzieje. - powiedział.
- Widzę. - odpowiedziałam jak zahipnotyzowana.
- To proste, po prostu nie możesz myśleć, że woda jest dla ciebie przeciwnikiem. - mówiąc to wyciągnął dłoń przed siebie i mała stróżka wody uleciała w górę. - Nie powinnaś o tym myśleć, musisz to poczuć. - wyjaśnił.
- Tak jak z magią, kiedy za dużo myślisz...no wychodzi coś, co nie powinno wyjść.
***
Resztę dnia spędziliśmy na plaży. Percy próbował mnie nauczyć czegokolwiek, ale nic z tego nie wychodziło, nawet małej kropli nie umiałam ruszyć. W końcu wróciliśmy do obozu. Byłam kompletnie zrezygnowana. Ładna mi córka Posejdona, co nie umie zupełnie nic! Percy był w lepszym nastroju, po drodze spotkał Annabeth, która mi kazała iść do domku Hefajstosa, chociaż nie miałam pojęcia po co. Stwierdziłam, że i tak bym im przeszkadzała więc posłuchałam i poszłam do domku numer dziewięć. Z zewnątrz wyglądał jak statek kosmiczny. Spojrzałam na wejście i stwierdziłam, że nie mam pojęcia jak je otworzyć. Wtedy pojawił się mój rycerz w poplamionej koszuli. Tak, Leo Valdez, ten sam, którego poznałam u Percy'ego, cały ubrudzony smarem, z uśmiechem na twarzy i dymiącym kosmykiem włosów. Już wczoraj, podczas zwiedzania obozów dowiedziałam się, że Jason i Piper też są herosami, ale Leo spotkałam dopiero teraz. Chłopak wytarł ręce w i tak ubrudzoną chusteczkę i przeczesał dłonią włosy. Wiedziałam, że był rok młodszy ode mnie.
- Eee...hej, Annabeth powiedziała, że... - zaczęłam.
- Tak, wiem. - przerwał mi uśmiechając się - Miałem zrobić ci miecz, tak jak mówiłem wcześniej, Leon Valdez, do usług moja pani. - powtórzył nie tylko słowa, ale też ten ukłon, którym mnie powitał.
- Żadna ze mnie pani...no i dzięki, nie wiedziałam, że ty też tutaj... - uśmiechnęłam się.
- No pewnie, taki tam mały, nic nie znaczący dzieciak, gdzie ja tam do bogów nie?
- To nie tak, nie chciałam...Leo, ja się po prostu zdziwiłam. - spróbowałam się wytłumaczyć.
- No już, tylko żartuję. - chłopak zaśmiał się - Nie gorączkuj się i trzymaj. - dodał podając mi bransoletkę z zawieszką w kształcie trójzębu.
- Jej, dzięki, ale jak...? - no i znowu mi przerwał.
- To nic takiego, pogadałem trochę z dzieciakami Hekate żeby to zaczarowali, wystarczy, że oderwiesz zawieszkę a zmieni się w miecz, kiedy nie będziesz już potrzebować broni wystarczy zbliżyć to do łańcuszka i znowu będzie tylko ozdobą. Jest z niebiańskiego spiżu z dodatkiem cesarskiego złota, powinien być bardziej wytrzymały niż inne miecze. - wyjaśnił. Zatkało mnie. Naprawdę to było świetne, musiał się nieźle postarać. Nie spodziewałam się, że w ogóle ktoś będzie się mną tak przejmował czy coś.
- Dzięki, naprawdę, musiałeś się napracować...No bo mogłeś zrobić zwykły miecz nie... - powiedziałam zakładając bransoletkę na rękę.
- To nic takiego, kiedy człowiek zbuduje wielki, grecki okręt wojenny, czy naprawi spiżowego smoka jeden miecz to naprawdę nic wielkiego. - chłopak lekko się zaczerwienił.
- Chyba jestem tutaj jedyna taka bez wielkich dokonań. - stwierdziłam.
- Ann mi mówiła, że jesteś...no tym...tym kimś od egipskich bogów o tak dalej. A ty mówisz, że nie masz na koncie żadnych wielkich dokonań? Jestem tylko...no tylko siódmym kołem u wozu... - kiedy to mówił odwrócił wzrok.
- Co ty gadasz? Siódme koło? - zdziwiłam się.
- To długa historia, jakiś czas temu walczyliśmy z Gają i jej gigantami, ciesz się, że nie brałaś w tym udziału. Twój brat i Annabeth...no oni chyba sami powinni ci opowiedzieć. Ogólnie to był jakiś koniec świata. Prawie nasze dwa obozu, grecki i rzymski, się powybijały, było kilka niezłych dramatów. - opowiedział. O, czyli jednak mnie zawsze omija każda impreza! Nie wiem czy się z tego faktu cieszyć czy nie. Ni i jest jeszcze rzymski obóz? Świetnie, więcej do zrozumienia, zlitujcie się nad moim mózgiem!
- Wiesz Leo, nie mam pojęcia co się działo, ale jestem pewna, że nie jesteś jakimś siódmym kołem u wozu. - powiedziałam.
- Dzięki. A, miałem ci przekazać, że po kolacji będzie bitwa o sztandar.
- Co to jest?
- Dowiesz się, no i co do kolacji to lepiej już się zbierać.
- Dowiesz się, no i co do kolacji to lepiej już się zbierać.
- Dobra, jeszcze raz dzięki. - tak, pocałowałam go w policzek ,tak po przyjacielsku. No i pobiegłam szukać Percy'ego.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Tak, witam, witam, widzę, że jednak jest tu trochę czytelników ^.^ No a ja mam jakąś dziwną wenę. Nie jestem pewna co do tego rozdziału, no ale moja niska samoocena jest mi tak dobrze znana, że chyba tym razem po prostu każę się jej zamknąć. Dobrze, to na tyle. Pamiętajcie: czytam - komentuję, anonimowi czytelnicy też mogą wyrażać swoją opinię, a każdy komentarz mnie motywuje.
To ja Cię świetnie i cudownie zmotywuję komentarzem.
OdpowiedzUsuńObstawiam, że... Sandie jest w... Okej, nie mam pojęcia, ale mniejsza.
Kate uczy się panować nad wodą i pływać, no nie? Kocham pływać, więc mogę ją poduczyć ;D Naprawdę. Tylko wyślij ją do Polski.
Leo się rumieni! Rumieni się Leo! Buahaha! ;P Nie zwracaj uwagi, ciutkę mi odbija.
Pozdrawiam i życzę weny,
Maddly ;*
Och, no i jestem pierwsza! Yahoo!
UsuńUczyć Kate pływać? Nie pomyślałam, chciałam ją utopić x)) A na poważnie to...no nie wiem co. Tak, nawet ja nie mam pojęcia gdzie jest Sadie, nie określiłam jeszcze miejsca. Tak, Leo się rumieni a fanki mdleją *.* Także...chyba zemdlałam przy pisaniu rozdziału :3
Usuń~Lucy
Świetny rozdział tak jak pozostałe!
OdpowiedzUsuńMam nadzieje że szybko napiszesz kolejne *-*
Super piszesz *.*
OdpowiedzUsuńCzytam, czytam i naczytać się nie mogę xD
Czekam na nexta ;3
Zapraszam do mnie: http://herosczysmiertelnik.blogspot.com/
Wooooow *-* Świetny *-* Sadie jest w jakiejś czarnej dupie ;-; I ta Kate nie umiejąca pływać i ten Leo rumieniący się i OH GODS BITWA O SZTANDAR *-* Nie mogę się doczekać następnego ^.^ Pisaj bo się rzucę do Tartaru razem z Twoją niską samooceną :< Pozdrawiam i weny życzę :)
OdpowiedzUsuń~Miix
Nie nie nie nie nie nie.
OdpowiedzUsuńCzemu trafiłam tu dopiero teraz?! (nie wybaczam sobie)
Co do rozdziału: super super super obserwuję super super!
Zabieram się do czytania poprzednich rozdziałów (ale mam zaległości ;_;)
Moja pierwsza reakcja: THIS IS TOTALLY AWESOME *.*
OdpowiedzUsuńA druga: Czemu jestem opóźniona w czytaniu? Przecież ja, czyli Twoja NAJWIĘKSZA i najwspanialsza fanka powinnam skomentować to sekundę po dodaniu! *wali się głową w poduszkę, jak Dobby w lampę*
Muszę Ci coś powiedzieć i nie chcę słyszeć, że się powtarzam, bo mówię Ci to przy każdym wpisie. Masz talent siostrzyczko!
A rozdział jest: herosowski (kolejne wymyślone słówko), Leosiowy, Glonomóżdżkowy no i Katewaty oraz na dodatek Sadieowaty *.* Cała ta mieszanka sprawia, że jest to po prostu idealne!
A teraz kończę, bo utknęła mi w głowie piosenka i nie umiem się skupić :(
"I know I don't deserve there awful rules made by the Dursleys here on Privet Drive" *.* Będę Cię męczyła Starkids'ami :D
A teraz pisaj następne dzieło.
Scarlett odmeldowuje się :)
OMNOMNOMOMNOMNOMNOMNOMNOM Przez Twoje rozdziały nie umiem się dobrze wysłowić tylko używam jakiś zwrotów pokroju OMNOMNOMNOM albo WOWOWOOWOW.
OdpowiedzUsuńCzyżby nasz Leoś startował do Kate? TAK TAK TAK ja tak chce! Coś długo zajęło mi czytanie tego rozdziału, ale na swoje wytłumaczenie mam tylko tyle, że musiałam napisać pocztówkę na Litwę. Olaboga. Ale już jestem! Wiem, że się cieszysz. Biorę się za następny rozdzialik (chciałam napisać rogalik -.-)
Taaa, miałam odrobić pd, ale jak widać wyszło inaczej. No po prostu nie mogę się oderwać o.e
OdpowiedzUsuńBoskie XD
OdpowiedzUsuń