czwartek, 31 października 2013

Rozdział 6

Wiecie jak to jest próbować wytłumaczyć całe istnienie bogów egipskich, magów, Domu Życia i...no dosłownie wszystkich najważniejszych informacji o całym tym pokręconym świecie w kilku zrozumiałych zdaniach? Czułam się jakby znowu Izyda wlazła mi do głowy i nie dawała myśleć. Nie wszystko da się wytłumaczyć, po prostu trzeba się z tym spotkać i samemu się przekonać o co  w tym chodzi. Ale jakoś udało mi się to sensownie poukładać w zdania. Przez cały czas miałam wrażenie, że nie powinnam nic mówić, jakby między Grekami a Egipcjanami istniała jakaś przepaść. Tylko, że dla mnie była tylko czymś majaczącym pode mną, jakbym stała na moście między dwoma brzegami, a pode mną otwierała się przepaść. W końcu jakoś udało mi się przekazać najważniejsze informacje. Opowiedziałam wszystko od początku, od uwolnienia Bastet z Igły Kleopatry przez rodziców Sadie i Cartera aż do pokonania Apopisa. A potem zaczęłam mówić o tym jak sama tam trafiłam. To był zupełny przypadek, niecały rok temu, po zakończeniu roku szkolnego wracałam do domu i wpadłam na Sadie. Wcześniej jakoś nie miałyśmy okazji się poznać, więc pewnie gdyby nie dwa demony, które postanowiły zwiać z Duat byśmy się tylko minęły i poszły w swoje strony. No, ale dwa stwory, których wyglądu teraz już nie pamiętam, postanowiły nas zaatakować. Ja spanikowałam, nigdy wcześniej nie widziałam czegoś takiego, więc powinnam zwiać, ale ja jestem taka genialna, że rzuciłam w jednego z nich trampkiem. No i tak to się zaczęło. Skończyłam opowiadać a miny wszystkich obecnych przypominały trochę mnie na matmie: "Co ona do cholery jasnej mówi?!". Mogłam się tego spodziewać...
- Czyli dobrze rozumiem, że kiedy my męczyliśmy się z Gają i Gigantami - zaczęła Annabeth - wy walczyliście z wielkim, złym wężem, który chciał zjeść starego boga słońca i zmienić świat w wielkie morze chaosu. Może następnym razem po prostu wymienimy się wiadomościami, to bez sensy walczyć z jednym starożytnym uosobieniem zła kiedy drugie zaraz i tak ma zniszczyć świat. - powiedziała. Miała rację, o wiele lepiej byłoby połączyć siły, czemu nikt jeszcze na to nie wpadł?!
- Mniej więcej tak...ale nie polecam nazywać Apopisa "złym wężem" nawet jeżeli siedzi teraz tak głęboko w Duat, że w najgorszym nie powinien się wydostać przynajmniej przez kilkadziesiąt tysięcy lat. - odpowiedziałam - A może teraz ktoś mi wyjaśni o co tutaj chodzi i co mi się stało? - dodałam zeskakując z łózka. No przynajmniej taki był zamiar, ale Percy natychmiast pchnął mnie z powrotem na miejsce.
- Lepiej jeszcze odpocznij. - stwierdził. Świetnie, mam już swoją niańkę, jakby ktoś musiał mnie pilnować... Wszyscy popatrzyli na niego pytająco. - No co? Jak ktoś mi powie, że nie jest blada to ja mam na sobie gacie Zeusa. - dodał. Wszyscy wybuchli śmiechem.
- Glonomóżdżku! - Ann lekko trzepnęła go w ramię. Percy zarumienił się. Ja prawie spadłam z łóżka. Chejron odchrząknął przywołując nas do porządku.
- Wracając do tematu... Podejrzewam, że to, co ci się stało, czymkolwiek to było, mogło być spowodowane przez zetknięcie z innym rodzajem mitologii. - powiedział centaur.
- Wcześniej nie mogłam tu użyć magii... To może się zgadzać, ale czemu teraz tak nie jest? Przecież... to jakieś dziwne. No i jeszcze Izyda wlazła mi do głowy no i jakiś bóg podający się za mojego ojca. Może to wina dwóch bóstw wyżywających się w mojej głowie. - wzruszyłam ramionami. Nie byłam w zbyt wielkim szoku, spotkałam już tyle dziwactw, że jedno mniej czy więcej nie robiło mi różnicy.
- Bogowie rzadko się komunikują w ten sposób... - odezwała się znowu Annabeth.
- Rzadko?! - uśmiechnęłam się ironicznie - Chyba wasi, Izyda i Horus przez ponad rok siedzieli w głowach Sadie i Cartera, Anubis i Walt są praktycznie jedną osobą a z innymi magami też zdarza im się komunikować. Izyda potrafi być strasznie namolna, mi to się zdarzyło pierwszy raz ale już się o tym nasłuchałam. - powiedziałam.
Blondynkę zatkało. Stała z otwartymi ustami jakby chciała coś powiedzieć, ale nagle się zawiesiła. Percy zrobił wielkie oczy widząc to.
- Jak...? Właśnie zagięłaś Annabeth...Jakim cudem?! - wyjąkał.
Ej! No o co chodzi?! Co z nią było, że to takie zaskoczenie?
- Ale o co chodzi? - zapytałam.
- Właśnie zagięłaś najgenialniejszą córkę Ateny. - wyjaśnił Percy.
- Glonomóżdżku... nie jestem wszystkowiedząca. - odezwała się blondynka.
Jackson uśmiechnął się niewinnie, wzruszył ramionami i pocałował ją w policzek. Nie wiem czemu, ale widząc ich razem miałam wrażenie, że są dla siebie stworzeni. To było po prostu widać, to jak Percy na nią patrzył... to samo widziałam w oczach Walta bądź Anubisa, a diabli wiedzą, kiedy patrzył na Sadie. Uśmiechnęłam się pod nosem.
- A mogę się dowiedzieć czemu się tu znalazłam? - zapytałam niepewnie. Wszyscy spojrzeli na Percy'ego. Chłopak zbierał się do odpowiedzi, ale zanim wypowiedział pierwszo słowo cała trójka wbiła wzrok w coś nad moją głową. Zauważyłam jedynie zielonkawe światło. Nie wiedziałam o co chodzi, ale sądząc po ich minach było to coś zaskakującego. Uniosłam głowę i zobaczyłam zielony trójząb połączony ze znanym mi znakiem Per Anch mieniącego się wszystkimi kolorami tęczy, który już powoli znikał i po chwili nie było po nim śladu. O co tu chodzi? Z tym Per Anch jeszcze rozumiałam, był znakiem Domu Życia, a jego kolory na pewno oznaczały Izydę, ale trójząb? Czemu to się pojawiło?
- Co na Ozyrysa? Normalnie znak Domu Życia nie pojawia się znikąd. - odezwałam się przerywając ciszę. Już nie wytrzymałam i wstałam. Czemu Percy tak się we mnie wpatrywał?! Ja nic nie rozumiem! Chociaż raz przydałby się Carter, po co nam Wikipedia skoro mamy jego?
- Właśnie zostałaś uznana przez boga. - odpowiedział Chejron.
- Ale jakiego boga? I o co chodzi z tym uznaniem? Jestem magiem, nie herosem. - powiedziałam.
- Jesteś magiem i herosem. To się jeszcze nigdy nie zdarzyło, albo nie zostało to ujawnione, bogowie greccy i egipscy... to dziwne, nie wiedzieliśmy o sobie a tu... - Annabeth była równie zaskoczona, ale chyba widziałam w jej wyrazie twarzy też ulgę. Naprawdę nic już nie rozumiem. - Jesteś...Jesteś córką Posejdona. - dodała patrząc na Percy'ego.
Posejdon? To już wiek kogo opieprzyć o ból głowy! A tak poza tym...
- To dziwne, ale jesteś moją siostrą. - dodał Percy.
W tym miejscu wspomnę, że czułam się jakby ktoś zmiksował mi mózg. Wszystko wywróciło się i zmieszało. Nagle znikąd wyskoczyli kolejni bogowie, zostałam córką jednego z nich, mój sąsiad został moim bratem, a koleś z końską dupą wpatrywał się we mnie jak w jakiś ciekawy okaz nowego gatunku, którym chyba byłam.
- Dziwne? To... to tak jakby... nie wiem! Nic nie rozumiem. No bo...ja nawet nie jestem do ciebie podobna. Jakim cudem jestem blondynką, skoro ty masz ciemne włosy, moja mama też... I w ogóle jak to jest możliwe? Ja... Rany, było mi zostać w domu. - wyrzuciłam z siebie równocześnie chodząc w kółko, co zdarzyło mi się pierwszy raz. Musiałam przestać kiedy Percy złapał mnie za ramiona.
- Przestań bo kręci mi się w głowie. - powiedział z lekkim rozbawieniem.
- Bogowie mogą przybierać takie formy, jakie chcą, może to wpływa też na wygląd ich dzieci, to żaden problem. - wtrąciła Annabeth.
-Dzięki, dalej pozostaję kosmitką. - odpowiedziałam.
- A kto tu nie jest kosmitą? Jesteś w obozie pełnym dzieciaków walczących magiczną bronią, uczących się jak latać na pegazach o nadprzyrodzonych zdolnościach, nie masz się czym martwić. - Percy uśmiechnął się uspokajająco.
- Zastanawia mnie jedynie jakim cudem przeżyłaś tyle poza obozem, bez żadnego przeszkolenia, potwory powinny cię wyczuwać, ktoś powinien się sprowadzić do obozu. - dodała jego dziewczyna.
- Och, no wiesz, chyba na Brooklynie nie ma waszych potworów, ale raz rąbnęłam demona trampkiem. - odpowiedziałam.
- To na pewno twoja siostra. - Ann sprawiała wrażenie rozbawionej.
- Ale o co ci chodzi? - zapytaliśmy oboje co było naprawdę dziwne.
- Zupełnie o nic. Dwa Glonomóżdżki.
- Glonomóżdżki? - przechyliłam głowę na bok - W głowie siedzi mi nieznośna bogini magii a po tym co mówiła mi Sadie jej wielkie ego nie zostawia miejsca na nic innego więc glonów tam na pewno nie ma. - stwierdziłam. Prawie słyszałam jak Izyda protestuje, ale nie zawracałam sobie głowy tym, co by powiedziała. - A zmieniając temat: Co ja mam teraz zrobić? - zapytałam.
- Może...może zostaniesz jakiś czas w obozie? - zaproponował Percy.
- Ale Dom Brooklyński, szkoła, mama...nie mogę tak zostać. - westchnęłam.
- Co do szkoły... pewnie po tym naszym popisie po lekcjach lepiej chociaż trochę przeczekać, jeżeli chodzi o resztę, możemy...mogę czegoś spróbować. - powiedział unikając spojrzenia na którekolwiek z nas, wpatrywał się w swoją dłoń jakby coś na niej było - Carter... - powiedział a na jego dłoni zajaśniał symbol, który od razu rozpoznałam. Oko Horusa. I zrozumiałam, zaklęcie przyzywające.
- Percy, co ty...? - zaczęła Annabeth. Kilka metrów od nas pojawił się piaskowy wir, z którego wyskoczył ciemnoskóry chłopak o ciemnych włosach z wygiętym mieczem w dłoni. Carter chyba spodziewał się walki, więc był bardzo zaskoczony tym, co zastał.
- Pan Wikipedia! - zawołałam podchodząc do niego - Nie mów Sadie, ale ten jeden raz naprawdę cieszę się, że tu jesteś. - dodałam uśmiechając się - No właśnie, gdzie ona?
Kane wyglądał na zdezorientowanego ale szybko się otrząsnął.
- Wyszła z Waltem. - odpowiedział krótko - Co się dzieje? - dodał wodząc wzrokiem między mną a Percym.
- Może najpierw przejdziemy do Wielkiego Domu. - zaproponował Chejron.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Yeyeye wykorzystuję wolne! ^^ Kto jeszcze kocha Perico/Niercy? :3 Może to dziwne, ale właśnie ten paring pchnął mnie do pisania dalej! Dedyk dla... hmmm... Dla każdego kto komentuje. Pozdrawiam i spadam do Duat <3 nbsp="" p="">

piątek, 25 października 2013

Rozdział 5

Zaczęliśmy schodzić ze wzgórza. Nie przeszliśmy nawet połowy drogi w dół kiedy poczułam jak nogi mi miękną. Poczułam zawroty głowy, miałam wrażenie jakby coś rozłupywało mi czaszkę od środka. I nagle to usłyszałam. Kobiecy, władczy głos. Nie słyszałam go wcześniej ale od razu poznałam. Izyda. Sama bogini do mnie przemawiała! Na gacie Ra! Wcześniej jedynie Sadie miała z nią kontakt!
~Serio? Gacie Ra? Nie polecam.~odezwała się bogini. Czyli słyszała moje myśli! No dobra, tak mi się powiedziało o tych gaciach...
~Oczywiście, że słyszę twoje myśli! Nowicjusze są tacy...nierozgarnięci...~westchnęła ostentacyjnie.
Serio?! Ja nowicjuszką?! A kto kilka godzin temu latał na tęczowych skrzydłach?! Może i nie brałam udziału w bitwie z Apopisem, ale nie byłam żadną nowicjuszką! Tak, nie jestem długo uczennicą Domu Brooklyńskiego, ale nie jestem nowicjuszką!
~Nie unoś się kochanie. Złość piękności szkodzi. A teraz mnie posłuchaj. Nie ufaj Grekom, to od nich zaczęły się problemy Egiptu. Oni i Rzymianie nas nienawidzili. Odesłali mnie i innych bogów w zapomnienie i zastąpili swoimi...
Drugi, tym razem męski głos odezwał się w mojej głowie. Najpierw chrząknął przerywając monolog Izydy.
~Nie kłam. Ochłoń i nie mydl oczu mojej córce! Urodziła się z krwią boga w żyłach...!~nie rozpoznałam go. Chwila! Tata?! No świetnie! Gdzie moje prezenty za zaległe urodziny? Masz do nadrobienia siedemnaście lat!
~Och, widzisz, nawet nie raczył się do ciebie przyznać! Typowe... Urodziła się z krwi faraonów, należy do Egiptu!~Izyda naprawdę miała gadane.
~Nie gadaj mi tu o pochodzeniu! Nadal nie rozumiem czemu takie wredne i podstępne boginie są patronkami rodzin!~zagrzmiał mój domniemany ojciec, dalej nie miałam pojęcia kim jest, ale mniejsza o to.
-Kate, dobrze się czujesz? Jesteś blada...-odezwał się Percy. Podszedł do mnie bliżej i położył dłoń na moim ramieniu. - Ann, zatrzymaj się na chwilę! - zawołał do swojej dziewczyny, której bardzo spieszyło się do Wielkiego Domu.
-Nic mi nie jest...ja...tylko... - wymamrotałam niewyraźnie. Prawda była taka, że z każdym krokiem czułam się coraz gorzej. Jedna połowa mózgu buntowała się przeciw drugiej, miałam wrażenie, że wszystko we mnie się dzieli na dwie strony, nawet krew, jakby powstały dwie oddzielne stróżki w każdej żyle mojego ciała, a za każdym razem kiedy się stykały całość zaczynała się gotować. Dwójka bogów wzajemnie obrzucała się obelgami w mojej głowie.
-Co się dzieje? - zapytał Jackson. Uniosłam na niego zamglony wzrok. Teraz wydawało mi się, że jego oczy są jakieś bardziej znajome. Burzliwie zielone...moje były podobne. Czemu o tym myślę?
-Nie wi...-i poleciałam bezwładnie w dół. Ogarnęła mnie ciemność, ale przynajmniej ta dwójka się zamknęła i przestała leczyć swoje kompleksy w mojej głowie.
                                                                         ~Percy~
Kate była blada prawie jakby otoczyła ją Mgła Śmierci. Jaki ja byłem głupi! Mogła zostać ranna podczas walki. Zamiast gadać powinienem jak najszybciej zabrać ją do Wielkiego Domu. Złapałem ją zanim upadła na ziemię. Była strasznie lekka.
-Co się...Och... - odezwała się Annabeth spoglądając na dziewczynę leżącą bezwładnie w moich ramionach. Oddychała spokojnie, ale bardzo wolno. Poza bladością i samym faktem, że przed chwilą straciła przytomność nic nie wskazywało na to, żeby coś jej dolegało.
-Nie wiem co się stało. Przed wejściem do obozu wszystko było z nią dobrze. - powiedziałem. Ann podeszła bliżej i złapała ją za nadgarstek. Zauważyłem, że nerwowo przygryza wargi, często tak robiła kiedy coś wprowadzało ją w zakłopotanie. Uwielbiałem to.
-Jest trochę zimna, ale...nie wiem, weźmy ją do szpitala. - puściła jej nadgarstek i ruszyła szybko przez obóz. Zrobiłem to samo. Przez cały czas zastanawiałem się nad tym, co mówiła wtedy przed szkołą. Kilka słów wydawało mi się znajomych. Czyżby wspominała o bogach egipskich? Może przez to przypomniało mi się spotkanie z pewnym chłopakiem parę miesięcy temu zaraz po pokonaniu Gai i jej gigantów. Miałem wrażenie, że niewidoczny rysunek na mojej ręce się nagrzał i przypomniało się to imię "Carter". Teraz byłem pewien, gadał podobnie do niej. Ale czy to znaczyło, że nie był jedyny? Może i był trochę irytujący, ale cały czas zastanawiałem się co się z nim stało. Pamiętam co się wtedy działo. Nie chciałbym powtórzyć tego... Walka z krokodylem wielkości ciężarówki na jakimś osiedlu... Nie, dzięki, nigdy więcej! Ale wtedy ustaliliśmy, że nie powinniśmy opowiadać o sobie bo nie wiedzieliśmy co może się stać. Chciałem wiedzieć, ale oboje uznaliśmy, że skoro nie wiemy co może się stać, lepiej nie ryzykować. A teraz ta dziewczyna pojawiała się w moim życiu, atakował nas potwór nieznanego pochodzenia i znowu miałem to dziwne uczucie, że nasze kłopoty jeszcze się nie skończyły. "Carter" może ona coś o nim wie. Poczułem dłoń Annabeth delikatnie zaciskającą się na moim ramieniu. Spojrzałem na nią i nie mogłem się nie uśmiechnąć. Wyglądała pięknie, jak zawsze, jej blond włosy wydawały się jeszcze jaśniejsze w słońcu, szare oczy przypominały chmury burzowe, obozowa koszulka idealnie na niej leżała. Była najpiękniejszą dziewczyną, jaką kiedykolwiek spotkałem. Czasami dalej w snach prześladowały mnie wizje z naszej wyprawy przez Tartar. Najbardziej bałem się, że ona nie przeżyje, wtedy tylko to się dla mnie liczyło, żeby Annabeth żyła. Byłem gotowy sam zamknąć Wrota Śmierci żeby ona wydostała się z tego piekła. "Nigdy się już nie rozdzielimy." Nie zniósłbym kolejnej rozłąki, ale wolałem już to od jej śmierci.
-Percy...-odezwała się - Nie musisz się już martwić. - powiedziała jakby dokładnie wiedziała o czym myślę.
-Wiem, nie ma już gigantów i tak dalej...ale czuję, że coś się stanie. - odpowiedziałem.
Popatrzyła na Kate jakby oczekiwała, że zaraz wyrośnie jej ogon. Nie wyrósł, ale ja zacząłem się zastanawiać czemu tak się zachowywała. Była wobec niej taka oschła i nieufna chociaż na ogół wszystkich traktowała przyjaźnie. Czyżby była zazdrosna? To takie...niepodobne do niej. Przecież wiedziała, że kocham tylko ją i to się nigdy nie zmieni. Z drugiej strony była dziewczyną, czasami w ogóle nie rozumiałem jak one działają. A chodzenie z córką Ateny było o wiele bardziej skomplikowane niż ze zwyczajną dziewczyną, ale to był właśnie kolejny powód, dla którego tak bardzo ją kochałem. Zanim się zorientowałem byliśmy już w szpitalu. Położyłem Kate na wolnym łóżku, nawet nie drgnęła.
-Lepiej pójdę po Chejrona. Ta sprawa jest dziwna.-powiedziała Ann, pocałowała mnie krótko i wyszła.
Jakaś nimfa zajęła się Kate, jakoś udało jej się wmusić w nią trochę nektaru. Mnie też namawiała i w końcu uległem. Muszę przyznać, że nigdy nie byłem tak blisko wybuchającego byka i dalej czułem jakby koła zębate odbijały się od moich pleców. Przecież byki z Kolchidy nie wybuchają, Hefajstos sam je budował...chyba, ostatnim razem spotkałem się z nimi jak miałem trzynaście lat. Usłyszałem stukot kopyt, odwróciłem się i zobaczyłem Annabeth z Chejronem. Chejron był centaurem, pół człowiekiem, pół koniem, od pasa w górę miał ciało dorosłego mężczyzny, a od pasa w dół białego konia.
-Percy...czemu mnie to nie dziwi?-powiedział a ja byłem pewny, że musiał powstrzymać uśmiech.
To już była obozowa tradycja, Percy Jackson - koleś, który wpada w najgorsze tarapaty! Powinni zrobić mi taki puchar czy coś podobnego.
-Robię się nudny? - odpowiedziałem pytaniem.
-Ani trochę. Kim ona jest? Nowa obozowiczka? - zapytał centaur.
-Nie wiem. - odpowiedziałem szczerze - To znaczy...to trochę pokręcona sprawa. Przed szkołą zaatakował nas jakiś potwór. Nie wiem co to było, ale wątpię, żeby było to coś z czym ktoś wcześniej się spotkał. Poza tym ona cały czas gadała coś o egipskich bogach. Twierdziła, że jest jakimś magiem. No i powinniście ją widzieć! Te jej skrzydła...A, no i to moja sąsiadka.-opowiedziałem nie odrywając wzroku od nieprzytomnej blondynki. Czułem się z nią jakoś związany, nie do końca wiedziałem czemu. Jakby było w niej coś znajomego... Akurat się poruszyła.
                                                                           ~Kate~
O bogowie! Głowa bolała mnie jakby po głowie skakało mi stado pawianów grających w koszykówkę (one traktują tę grę bardzo poważnie). Przynajmniej Izyda i Tajemniczy Tatuś się zamknęli. Nadal czułam się dziwnie, ale już było lepiej. Otworzyłam oczy i zobaczyłam Percy'ego, Annabeth i...czy to jest centaur?! Grecka mitologia...już sama egipska mieszała mi głowie, a co dopiero dwie na raz...chyba, że postanowią dorzucić rzymską. Z resztek mojego mózgu nic nie zostanie jeżeli tak dalej pójdzie.
-Eee...yyy...-bardzo inteligentne słowa na powitanie nie? Bo ja jestem geniuszem tylko na odwrót.
-Jak się czujesz? - zapytał Percy.
-Jakby dwójka bogów z kompleksami zrobiła mi awanturę w głowie. - westchnęłam wodząc wzrokiem po całej trójce.
Percy i Ann spojrzeli pytająco na centaura, a on na mnie. Przyglądał się mi jakby skanował mnie jakimś radarem. Centaur z promieniami rentgenowskimi w oczach? Taaa...no pewnie...
-To jest Chejron, nasz obozowy nauczyciel, trener, opiekun i tak dalej. - powiedział Percy.
-Mhm...-wymamrotałam nadal lekko zamroczona.
-Percy już opowiedział co się stało. Jednak lepiej będzie jeżeli opowiesz nam coś więcej o sobie.-odezwał się centaur.
Nie byłam pewna czy miałam do tego prawo, ale uznałam, że może to rozwiąże przynajmniej kilka problemów ze wszystkim. Postarałam się jakoś poukładać myśli i zaczęłam opowiadać...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Powracam! Dom Hadesa przeczytany a ja pozostaję w tym dziwnym stanie po skończeniu książki. Bogowie, to było świetne! *.* Rick przeszedł samego siebie! No i co? Teraz czekamy na "Krew Olimpu" cały roczek... Czemu tak długo nooo? :< Mam nadzieję, że rozdział nie jest najgorszy. Dedykuję ten rozdział wszystkim czytelnikom. Hej, coraz bardziej zbliżacie się do 1000 wyświetleń! Kocham Was <3



sobota, 5 października 2013


Uwaga! Chwilowo zawieszam, do wyjścia "Domu Hadesa". Wybaczcie, ale nie potrafię się teraz skupić na pisaniu o herosach dopóki nie dowiem się co jest w książce. Mam nadzieję, że mi wybaczycie. Do napisania, uważajcie na potwory i Gaję.