czwartek, 12 grudnia 2013

Rozdział 12

Po drodze do domu zgubiłam się w metrze, spotkałam Spidermana, zaatakował mnie zdziczały chomik i kupiłam czekoladę i słoik Nutelli. Taki tam normalny dzień w Nowym Jorku. No i byłam w domu przed dwudziestą. Musiałam się jeszcze spakować na obóz, więc przebiegłam przez przedpokój zrzucając buty z nóg i wpadłam do pokoju wywalając wszystko, co według mnie było mi niezbędne do życia, na łóżko. Walizka? Haha, a po co mi? Tak dobrze jest być magiem... No o ile nie atakują cię demony, jakiś egipski bóg nie siedzi ci we łbie i wielki krokodyl nie zżera ci nowego telefonu, tak poza tym to jest fajnie. Wracając do tematu. Wywaliłam na łóżko sporą część mojego "dobytku" i zaczęłam wszystko chować do Duat. Pierwsze były ubrania, których nie chciało mi się składać, zaraz po nich laptop, telefon, ładowarki i niebieski Angry Birds, no i na koniec całe moje zapasy słodyczy. Tak, mam szesnaście lat, posiadam pluszowego, niebieskiego ptaka i jestem uzależniona od słodkiego, chyba jednak zostało we mnie trochę normalności. Spakowanie się zajęło mi około godziny. Stwierdziłam, że jestem głodna, więc poszłam do kuchni. Otworzyłam lodówkę i znowu zaczęłam się zastanawiać jak to jest z tym światełkiem w środku. Tak, jestem głupia! No, ale to takie... podejrzane! Czy ono się tam dalej pali, po zamknięciu, czy nie? Chyba jedynym sposobem było zamknięcie się w środku... ale tam jest tyle rzeczy, nie zajmuję sporo miejsca, ale to dla mnie za mała przestrzeń. Dobra, kłamię! Zajmuję sporo miejsca, no bo najpierw podłączyć wszystko do prądu, rozłożyć się z komputerem i jedzeniem, a biorąc pod uwagę, że jestem jak kot, czyli układam się w najdziwniejszych istniejących pozycjach... No sami widzicie, że to dość sporo. Nie wspomnę już o tym, że nie znoszę sprzątać, a mój pokój wygląda jakoś w miarę tylko przez to, że przed chwilą większość dobytku spakowałam do krainy cieni. Chyba nie powinnam mieć dzieci bo zryję im psychikę bardziej niż swoją. Moje życie jest tak normalne jak Izyda jest altruistyczna. Skąd ja w ogóle znam to słowo?! Tak, miałam coś zjeść a stoję przed otwartą lodówką i myślę o głupotach. Mój wzrok padł na zegarek cyfrowy, było już po dwudziestej pierwszej... Ej! Ale czemu ja nie widziałam jeszcze mamy? I nie słyszałam jej... Westchnęłam i wzruszyłam ramionami. Pewnie znowu była ze swoim nowym facetem czy coś, z resztą to ona jest matką nie ja, więc co mi do tego? Dopóki ten koleś nie będzie mnie wkurzał to niech sobie żyje.
- Nie stój tak, bo rozmrażasz lodówkę. - usłyszałam za sobą głos mojej jakże odpowiedzialnej rodzicielki. Oczywiście najpierw robiłam, a potem dopiero myślałam. Złapałam jabłko i prawie nim rzuciłam. Uświadomiłam sobie, że to tylko moja mama dopiero kiedy brałam zamach.
- Nie strasz mnie! - pisnęłam odkładając owoc na blat.
- No tak, bo złodzieja ogłuszysz jabłkiem. - zaśmiała się. Widzicie?! Tak właśnie wygląda moje życie z tą kobietą... No co ja jej zrobiłam, że ona ciągle mnie tak straszy?
- Jak to nie podziała zawsze mogę zmienić go w żuka. - odpowiedziałam pokazując jej język.
- Tak, powiedzmy, że to normalne. - stwierdziła wyciągając kubek z szafki.
- Och, wybacz, że na mojego ojca wybrałaś sobie Posejdona, a sama pochodzisz od jakiejś starej mumii leżącej teraz gdzieś w muzeum. - wróciłam do szperania w lodówce. I nagłe nadeszło olśnienie. Wyciągnęłam głowę spomiędzy półek, w ustach trzymając kawałek szynki, który szybko zjadłam. - No właśnie! Czemu ty nie jesteś magiem? No bo nie ogarniam, rodzice Sadie i Cartera byli, twierdzisz, że babcia też... A ty to co? - zapytałam wkładając do mikrofalówki lasagne. Oparłam się o blat czekając na kolację i przyglądałam się mamie robiącej sobie kawę.
- To nieważne. - westchnęła cicho. Przechyliłam głowę na bok wpatrując się w nią z zaciekawieniem. Naprawdę jestem szybka, skoro dopiero teraz ogarnęłam, że moja mama nigdy nie wspomniała o tej stronie Egiptu... No do czasu mojego legendarnego rzutu trampkiem w demona.
- Ale ja tego nie rozumiem... - zaczęłam.
- Nieważne, po prostu nie bawię się w tą magię. - ucięła temat.
- No dobra. - mruknęłam. Po chwili moja kolacja była gotowa, więc pobiegłam do salonu oglądać film. No i poszłam spać przed północą.
                                          ***
Biegłam brukowaną uliczką. Było ciemno, mgła wisiała w powietrzu, lekka mżawka leciała z nieba. Nie wiedziałam dokładnie co się dzieje, ale słyszałam kroki za mną i samo to zmuszało mnie do ucieczki. Nie pomagała mi długa suknia, która wzięła się chyba z czasów wiktoriańskich. Tak stwierdziłam po wyglądzie okolicy i Big Benie majaczącym gdzieś nad miastem. Czyli jestem w wiktoriańskim Londynie, ubrana w kompletnie niewygodną kieckę i ktoś mnie goni. No świetnie. Gdybym chociaż wiedziała co mnie goni... Obejrzałam się do tyłu, ale przez mgłę widziałam tylko zamazany zarys jakiejś postaci. Ze zdziwieniem odkryłam, że mam w dłoni błyszczący sztylet poplamiony krwią. Co się do cholery dzieje?! Chwyciłam w dłonie materiał i przytrzymując go w górze, żeby się nie potykać, pobiegłam dalej. Nagle punkt widzenia się zmienił. Poczułam się jakbym unosiła się z ciała i chyba naprawdę tak się działo. Po chwili nie byłam już tamtą dziewczyną tylko błyszczącym widmem unoszącym się nad zamgloną, ciemną uliczką. Teraz mogłam się przyjrzeć mojej poprzedniej postaci. Dziewczyna miała na sobie niebieską suknię, która od pasa w górę ciasno przylegała do jej ciała (naprawdę nie wiem jak ci ludzie z poprzednich epok mogli się ubierać w tak niewygodne rzeczy), jej długie, brązowe włosy, które wcześniej musiały być związane w warkocz teraz były potargane i ledwo trzymały się ze sobą, w jej dłoni błyszczało zakrwawione ostrze. Na twarzy miała wyraz przerażenia, ale nie wyglądała na zwykłą wystraszoną damę, jakich pewnie pełno tu było, przypominała mi raczej jakąś wojowniczkę, nie była strasznie chuda, ale było dobrze widać, że musiała jakoś ćwiczyć... Gdzie ja trafiłam?
~ Sa - mir! ~ krzyknął ktoś goniący dziewczynę. Dobrze znałam to słowo mocy, oznaczało ból, nigdy nie widziałam jak się go używa, więc nie miałam pojęcia co zaraz zobaczę. Przez chwilę twarz dziewczyny wykrzywiła się w grymas bólu, ale nagle jej skóra zajaśniała na złoto i zobaczyłam jakby coś ciemnego się od niej oderwało, a ona znowu pobiegła. Poszybowałam za nią. Wbiegła w ciemny zaułek i stanęła przed drewnianymi drzwiami, na którym były powycinane dziwne znaki, część z nich chyba była literami, inne alfabetem greckim, a reszta to chyba arabski czy coś podobnego. Nie miały klamki, tylko jakąś dziurę w kształcie skrzydła anioła. Ona po prostu przejechała po niej palcem, a ona zaświeciła i drzwi się otworzyły. Wbiegła do środka i zatrzasnęły się z hukiem, a nocną ciszę rozdarł wrzask wściekłości i wiązanka przekleństw w staromodnym stylu...                                          ***
Obudziłam się kiedy jakiś kot wlazł po schodach przeciwpożarowych i zaczął niemiłosiernie się wydzierać... Nie mam niczego do kotów, ale niech się zamkną jak śpię! Spojrzałam na zegarek... Świetnie, pierwszy dzień wakacji, a ja wstaję o ósmej. Moja reputacja lenia jest zagrożona! Wylazłam z łóżka i nie zwracając uwagi na nic poszłam do kuchni. No i co z tego, że miałam na sobie jedynie czarną, za dużą o dwa rozmiary koszulkę, która była jedynie na tyle długa żeby zakryć moje przepiękne, niebieskie majtki? Nikogo poza mną i mamą nie powinno tu być, jestem u siebie. Otworzyłam lodówkę, w której znalazłam usmażone pieczarki, no to mam tosty na śniadanie. Szybko upchnęłam chleb z pieczarkami do tostera, który naprawdę szczerze mnie nienawidził i nie chciał się domknąć, a potem wstawiłam sobie wodę na herbatę. W końcu zaczęłam grzebać po szafkach szukając wymienionego wcześniej napoju, bo mama znowu zrobiła "inwentaryzację" i moja kochana, najzwyklejsza herbata gdzieś się teleportowała. Nagle usłyszałam, że ktoś wchodzi do kuchni. Wyjrzałam zza drzwiczek szafek i... zobaczyłam nieznajomego faceta! Prawie wrzasnęłam i ledwie powstrzymałam się od rzucenia w niego metalową puszką od herbaty. Znalazłam herbatę, epick win!! A wracając do faceta, który teraz stał w wejściu... No dobra, nie był taki straszny, brązowe, lekko kręcone włosy, lekko opaloną skórę i żywe, niebieskie oczy, wyglądał na około czterdzieści lat, no może trochę mniej. Ale co on tu robił na Izydę, Horusa, Zeusa, Hadesa i innych bogów?!
- Hej. Kate prawda? - odezwał się. Popatrzyłam na niego podejrzliwie i wycelowałam w niego oskarżycielsko dłonią, w której trzymałam... cytrynę. Co ja mam ostatnio z tymi owocami?
- Eee...tak. - wymamrotałam nie opuszczając dłoni z cytrusem - I nie mam pojęcia kim jesteś... no dobra, chyba mam, ale to nie zmienia faktu, że jeżeli spróbujesz zrobić coś podejrzanego ten owoc może stać się dla ciebie niebezpieczniejszy od ruskiego czołgu. - powiedziałam z pełną powagą. Tak, chyba jakoś ogarnęłam, że to z nim może spotykać się mama. Czasami coś tam mi wspominała. Facet zaśmiał się. O nie! To mój teren i mówiłam na poważnie! - Wiesz, że jestem w pełni poważna? - dodałam zamykając szafkę.
- Dobra, rozumiem, cytryna jest ruskim czołgiem. - uniósł dłonie w obronnym geście.
- No, i bardzo dobrze. A teraz słucham jak masz na imię, bo ciągłe powtarzanie "facet mojej mamy" robi się irytujące.- uśmiechnęłam się wracając do robienia herbaty.
- Dean. Wygadana jesteś. - odpowiedział. Wzruszyłam ramionami i wyciągnęłam tosty na talerz. Wzięłam kubek z herbatą i usiadłam przy stole.
- Mama nie uprzedzała, że w domu czai się wredny pyskacz? - zapytałam zabierając się za jedzenie. Dean usiadł naprzeciwko mnie.
- Nie ujęła tego w ten sposób. - uśmiechnął się do mnie. Prawie zadławiłam się kawałkiem tosta kiedy próbowałam powstrzymać się od śmiechu. - Nie wspomniała też, że możesz być niebezpieczna, tak uprzedzając kolejne pytanie. - dodał.
- Ale ja nie jestem niebezpieczna... dla wybranej grupy osób. Ale jeżeli chodzi o ciebie powiem to tak: nic do ciebie nie mam, chyba, że mi podpadniesz, nie stanowię zagrożenia, jeżeli jestem wyspana i dobrze karmiona, więc raczej możesz być spokojny. - powiedziałam biorąc łyka herbaty. - A i nawet nie myślcie o zrobieniu mi niespodzianki w postaci rodzeństwa i zapamiętaj, że słyszę bardzo dobrze... To tak na przyszłość, w wakacje nie powinno mnie tu być, ale nawet nie próbujcie nic kombinować w moim pokoju, to mój bajzel. - dodałam po chwili kończąc pierwszego tosta. Tak więc śniadanie minęło mi w bardzo przyjemniej atmosferze z facetem mojej mamy.. znowu to mówię? Dobra, olać to. A moja rodzicielka była naprawdę zaskoczona kiedy zobaczyła nas w kuchni przy stole, chociaż pierwszy szok minął jej po tym, jak usłyszała, że groziłam Deanowi cytryną. Potem pobiegłam się przebrać bo okazało się, że zostało mi około piętnaście minut do przyjścia Percy'ego, z którym miałam się zabrać do obozu. I co dziwne udało mi się zrobić wszystko! Ubrałam się w niebieską sukienkę bez ramiączek, sięgającą mi do połowy ud i moje ukochane trampki. Włosy uczesałam w wysokiego kitka i pomalowałam oczy czarną kredką. Złapałam z  pokoju jedyne, co zostało mi do zabrania - telefon i słuchawki. Akurat zadzwonił dzwonek. Pobiegłam otworzyć. Percy stał oparty o ścianę a zaraz obok niego Annabeth, która zrobiła wielkie oczy kiedy mnie zobaczyła.
- Gdzie masz rzeczy? - zapytała.
- Wrzuciłam wszystko do Duat, nie chciało mi się męczyć z walizkami. - wzruszyłam ramionami. Ann przez chwilę wyglądała na zdezorientowaną. Tak, dalej zaginałam dzieci Ateny... najczęściej swoją głupotą. - Poczekajcie chwilę. - dodałam i pobiegłam do salonu. Mama siedziała na kanapie, a ja tak na wariata ją przytuliłam. - Widzimy się za dwa miesiące. - powiedziałam.
- Uważaj na siebie. - odpowiedziała odwzajemniając uścisk. - Leć już, czekają na ciebie. - dodała po chwili. Puściłam ją i uśmiechnęłam się. Po chwili przeniosłam wzrok na Deana siedzącego obok.
- I pamiętaj co mówiłam o moim pokoj, jak coś będzie nie tak to pamiętaj, że zawsze mogę mieć przy sobie cytrynę. - powiedziałam. - No to pa. - i pobiegłam do wyjścia.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Och nana, Kate ma mój mózg! I jest faza na Lokiego *o* A rodzice chyba kupią mi całe PJ na święta! Przepraszam, jeżeli będzie coś nie tak z tekstem, ale pisałam z telefonu. I Kate prosi o komentarze bo inaczej pójdzie po cytryny! :D
~Lucy (>^.^<)

8 komentarzy:

  1. Hahahahahahahahahaha! *,* Mój Boże, dlaczego Kate jest taka... taka... zajefajna?
    Ja ją uwielbiam!
    Dean ;0 Posejdon zawsze lepszy... ;p
    Okej, no to teraznie jestem zbytnio twórcza, ale jest ciemno i cicho, i odbija mi xD
    Pozdrawiam,
    Mad ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Kate i jej zabójcze cytryny...
    Tak więc mam nadzieje że nie zmieni ich w ruski czołg.
    Rozdział świetny!
    Kate jest leniem i nie ogarnia światełka w lodówce...
    Annabeth w szoku przez jej głupotę.
    A facet jej matki jest ok.
    Mam nadzieję że Dean będzie spoko.
    Pozdrawiam i weny życzę!

    OdpowiedzUsuń
  3. ^^
    Kate
    Kate
    Kate
    Faza na Kate! < 3
    I na cytryny też! : 3
    A Dean wydaje mi się podejrzany xD Ale dużo osób w książkach lub opowiadaniach jest dla mnie podejrzanych, ale zawsze się to sprawdza, więc wiesz... Dean ma nowego wroga w postaci (jeśli się nie mylę z moim profilowym) Trzech Pianek Z Twarzami : D
    Życzę Ci weny i żeby Kate zawsze była taka... Taka... Trochę jebnięta? xD
    ___________________
    A jak napisałaś o tej dziewczynie w Londynie którą gonił jakiś koleś, to od razu widziałam Kubę Rozpruwacza jako jej prześladowcę xD

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam Kate i jej mega zabawne podejście do życia! Mordercze cytryny... Chyba to wypróbuję, jeśli nadarzy się okazja hahaha :D
    Mówiłam Ci już, że uwielbiam Twoje opowiadanie?! UWIELBIAM MNIE!
    Bardzo ciekawi mnie jej sen. On na pewno coś oznacza, tylko co.... HMMMMMMMMM. Nie daj mi długo czekać na kolejny rozdział, bo chyba umrę z niecierpliwości :<

    Życzę weny i pozdrawiam gorąco w ten zimny wieczorek <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Cytryny, cytryny everywhere. ;____;
    nie mam siły, by napisać cokolwiek konstruktywnego i ogarniętego, wiec wybacz, że ten komentarz wygląda jak wygląda. jestem po koncercie, padam na mordę, wszystko mnie boli, ale nie chce mi się ruszyć dupy z łóżka, to siedzę w internetach.
    goddammit, Katy jest taka pojebana xD no bo trzeba być pojebanym, żeby porównać cytrynę do ruskiego czołga i chcieć nią zaatakować faceta swojej matki, no...
    jedyne, do czego mam zastrzeżenie to fakt, ze nadużywasz wielokropków, którym zdarza się zawierać tylko dwie kropki. chyba, że to mój musk już tak działa i widzę za mało kropek. whatever.
    o bogowie, lecę coś skrobać.
    dużo weny życzę!
    xo!
    cat-eater.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Ha, ha, ha, ha, ha, ha!!! Nie ma to jak poczytać sobie coś tak fajnego wieczorem. Miałam trochę marny humor, wiesz, problemy w szkole, w domku, takie tam inne. Zresztą co ja Ci tu będę pisać o moich problemach, jak Cię to pewnie w ogóle nie obchodzi?
    To było takie śmieszne. Ostatnio czytałam kilka fajnych rzeczy, ale jak na mój gust większość blogów o herosach robi się mało śmieszna. :( Cóż, mówi się trudno. Ale Twój blog nadal jest tak samo śmieszny i to olbrzymi plus. Tak trzymaj! :D
    Taaa, cytryna jest naprawdę morderczą bronią. (Kiedy to czytałam, to ze śmiechu oplułam się herbatą. Nauczka na przyszłość - przy czytaniu nie pić). Koty wyjące nad ranem wkurzają cały świat, normalni ludzie nie korzystają z walizek, a herbata sama się teleportuje. Za to właśnie kocham Kate. <3
    Ale to lodówka tutaj rozwala system. Czy te przemyślenia są Twoje własne czy też nie? Bo przyznaję sama na to nie wpadłam. Ale gdyby ktoś chciał sprawdzać, to wiem, jak można to zrobić (nie chowając się do lodówki). Wkładasz tam telefon z kamerą i zamykasz lodówkę. :P
    A dzieci Ateny można zagiąć głupotą. Nie wiedziałam. Muszę to kiedyś wypróbować. Jak już znajdę jakieś dziecko Ateny...
    A Dean jest całkiem spoko. Za to mama Kate bardzo mnie intryguje. Czemu ona nie jest magiem? Hmm, ciekawe.
    A ten sen Kate po prostu mnie przeraził. Chciałam się schować pod poduszkę XD (ciupkę za mocno przeżywam). Cały czas zastanawiam się nad jego przekazem. I myślę, myślę, myślę i nie mogę wymyślić. Mam nadzieję, że niedługo nam wszystkim to wyjaśnisz!
    A teraz niech mi ktoś powie, czy ten komentarz naprawdę jest taki długi, jak mi się wydaje? I czy Cię nimi kompletnie zanudzam, bo jeśli tak, to śmiało mów, skrócę je. Dobra kończę, bo mi już telefon się rozładuwuje. Rozwaliłam komputer, to teraz mam. :(
    Pozdrawiam Cię bardzo gorąco i życzę mnóstwo weny, zapału i ogólnej otuchy (mi się zimą zawsze przydaje)
    Tajemnicza <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Na początku muszę Cię poinformować, że jak zamkniesz lodówkę to światło gaśnie. Wiem, bo kiedyś u koleżanki zamykałam lodówkę i była ona minimalnie otwarta a światło zgasło O.o Więc po prostu miej maciupko uchyloną lodówkę a powinno zadziałać :D Taki spojler ^^ a co do rozdziału: super, mega, foxy, awesome, hot *.* Zresztą jak zwykle ;d Kate to chyba jakiś mój sobowtór, bo wczoraj rzuciłam w kuzynkę jabłkiem a w brata mandarynką... No, ale to nie była moja wina, że mam ADHD a kichnięcie brata potraktowałam jako wypowiedzenie wojny.... Ej, za niedługo święta! O.o Skończą mi się czekoladki w kalendarzu adwentowym ;c Trochę zbaczam z tematu. c'nie? Mniejsza z tym. Dodaj prędko następny rozdział, bo ja tu umrę z ciekawości a mój porąbany duch będzie Cię prześladował. Będziesz się budziła rano a on będzie stał nad tobą z cytryną w ręku! A jak będziesz siedziała na kiblu, to będę Ci włączała spłuczkę, żeby Ci się tyłek zmoczył! Taka jestem zła xD Ale serio dodawaj prędko rozdział, bo to jest po prostu genialne ;* I niech będzie dłuższy i więcej Nico i Leonka *.* Wiem! Zrób trójkącik, będzie sprawiedliwie, każdy będzie miał Kate! A jak przyjedzie Kalipso, to możesz zrobić jakiś kwadrat, czy rąb ;) Ewentualnie trapez. Scarlett szpanuje wiedzą o figurach geometrycznych, kto by przypuszczał, że coś zapamiętałam ;3
    Chce mi się latać... Myślisz, że jak wyskoczę z 8 piętra i nie zawołam mego pegaza, Bazgroła to coś mi się stanie? Poczekaj, skoczę i powiem Ci, jak wielkie było BUM, ok?
    To ja lecę, dodawaj szybko nowy rozdział, bo rzucę na ciebie klątwę sera!
    Trzymaj się na tej matmie,
    Twoja Scar ;*

    OdpowiedzUsuń
  8. Boskie!
    Piszesz jak jakaś bogini... pisania? Albo blogów? Chyba że postów?
    Dobra ja nie wiem, ale to było cudne! Tak, tego jestem pewna.
    Ej czyli jednak jest rzecz którą ja wiem! *.*
    I te powody do szczęścia... i zabójcze cytryny...
    Ciekawe czy cytryną można zabić?
    Ohh trzeba zrobić test na bracie...
    Ja przeżyje to będzie musiał zjeść tą cytrynę... buahahahaha
    Więc pozdrawiam, życzę weny i mam nadzieje że nie trafię na jakieś dziecko Ateny bo wtedy to skończy się źle z moją głupotą...

    OdpowiedzUsuń