*Przed
przeczytaniem skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą, gdyż każdy fanfick
(napisany przez Luce) niewłaściwie przeczytany zagraża Twojemu życiu lub
zdrowiu.
*Zanim
przeczytasz zalecane jest zaopatrzenie się w odpowiednią ilość dystansu do
fandomu oraz cierpliwości.
Wróć do szkoły, będzie fajnie,
mówili. Nie, nie jest fajnie. Jestem gotowy przysięgać na Styks, że wolę
potwory od matmy, jakim cudem ja zdaję? A no tak, mam niesamowity talent do
przeżywania największych życiowych porażek, żeby potem było jeszcze gorzej.
Nie, tak serio to już wszystko, co najgorsze minęło (przynajmniej mam taką
nadzieję!), ale teraz muszę jeszcze zdać ostatni rok w liceum, tak zwanej
szkole przetrwania. Percy, zacznij uważać, bo twoja dziewczyna sprzeda ci bilet
w jedną stronę do Podziemia!
Matematyka nie była ulubioną
lekcją większości licealistów, szczególnie kiedy od września na każdym kroku
przypominano im, że jest to już ostatnia klasa i muszą się przyłożyć do nauki.
Percy odkrył, że niektórzy zaczęli się zakładać ile razy usłyszą coś na ten
temat na danej lekcji. Mimo, że dopiero kończył się wrzesień, wszyscy już
zaczynali panikować na punkcie egzaminów końcowych. On doszedł do wniosku, że
po Kronosie i Gai już nic go tak nie przerazi. Miał szczerą nadzieję, że reszta
ciemnych mocy zaczeka na kogoś innego. Koniec, on bierze urlop, naprawdę!
- Panno Wane, czy mogłaby pani
łaskawie skupić się na matematyce? – Ich nauczyciel matematyki nagle przerwał
jakże porywający wykład o funkcji liniowej, czy czymś równie złym, i zwrócił
się do blondynki zajmującej przedostatnią ławkę pod oknem.
Percy wiedział kim jest
zainteresowana, chociaż nie miał pojęcia jakim cudem można kogoś tak dobrze
poznać przez niecały miesiąc. Szczególnie jeżeli mówiło się o Kate Spadaj Bo
Gryzę Wane. Tak naprawdę ugryzła go tylko raz i chodziło o pizzę, ale i tak,
jak na śmiertelniczkę, była niebezpieczna, chociaż nie wyglądała.
- Proszę
pana, ja jestem całkowicie skupiona na matematyce, zanim pan mi przerwał
doliczyłam się już dwustu pięćdziesięciu siedmiu liści na tym klonie za oknem –
powiedziała dziewczyna, a Percy mógł
przysiąc, że zauważył w jej oczach błysk godny złośliwego elfa.
Jak dało się przewidzieć – cała
klasa zgodnie parsknęła śmiechem, co nie było najmądrzejszą reakcją biorąc pod
uwagę zirytowanego matematyka gromiącego wzrokiem, niczym Piorunem Zeusa, grupę nastolatków. Kate z uśmiechem godnym
rebeliantki odchyliła się na krześle najwyraźniej bardzo zadowolona z
wywołanego chaosu.
***
- Tak, mamo, zamówię sobie
pizzę, pewnie – mówiła niezbyt przejmując się rozmową z matką. Na chwilę obecną
całą uwagę poświęcała na utrzymaniu telefonu przy uchu równocześnie ogarniając
trzymane w rękach książki i torbę, pomijając już fakt, że i tak zrezygnowała z
prób założenia kurtki. W efekcie telefon podtrzymywała jedynie fragmentem
ramienia nie mówiąc już o tym, że balansowała na stopniu schodów. Czasami
zastanawiała się czy nie powinna być lepszą gimnastyczką, miała niezłą wprawę w
takich „dzikich” akrobacjach, ale zajęcia wychowania fizycznego były istną
męką.
- Przecież nic mnie nie zje,
spokojnie. Szybciej zginę spadając ze schodów, poważnie, a ty zaraz spóźnisz
się na własny wykład – upomniała matkę. – Tak, tak, wszystko będzie stało na
swoim miejscu. Tym razem naprawdę, przysięgam. Pa. – Dopiero po zakończeniu
rozmowy pojęła, że znalazła się w pułapce. Ręce nadal miała zajęte i nie miała
gdzie odłożyć chociażby części rzeczy, a telefon musiała przyciskać do ucha,
żeby nie rozbił się o kant schodów.
- Brawo,
geniuszu – mruknęła sama do siebie.
Jej wybawca wcale nie przybył na
białym koniu, jego jedynym środkiem transportu były czarne trampki. Zielone
oczy, które na pewno musiał jej ukraść, błyszczały z rozbawienia, a jej
zamarzyło się mieć trzecią rękę jedynie po to, żeby zetrzeć nią ten głupi uśmieszek
pojawiający się na ustach Jacksona.
- Znowu? –
Percy był tak niesamowicie miły, a przy tym tak perfidnie rozbawiony, że było
to wręcz nieznośnie.
- Geniuszem
trzeba się urodzić – odparła dumnie zadzierając nos.
Percy parsknął śmiechem, ale
powstrzymał się od złośliwości. Przez ten miesiąc nauczył się, że to złotowłose
stworzenie samo w sobie jest uosobieniem złośliwości. Gdyby istniało bóstwo
wszelkich docinków i miłości do rzucania w ludzi określeniami wyciągniętymi z
fantastyki, Kate byłaby jego dzieckiem, ewentualnie by zdetronizowała je.
Zamiast coś powiedzieć po prostu uwolnił ją od książek, które powoli zaczynały
uciekać jej z rąk.
- Dzięki – odetchnęła
rozprostowując palce. Szybko złapała telefon, który już powoli ześlizgiwał się
z jej ramienia, i wepchnęła go do przedniej kieszeni spodni. W piorunującym
tempie wciągnęła czarną, skórzaną kurtkę i zapięła ją pod szyję wzdrygając się
przy tym. Nienawidziła zimna, a w tym roku nieznośnie szybko jesień dawała o
sobie znać. Po tym mogła uwolnić Percy’ego od książek, które wspólnymi siłami
wepchnęli do jej torby.
- Ten jeden
raz mogłabyś się odwdzięczyć? – zapytał chłopak, kiedy zbiegali po schodach ku
upragnionej wolności.
- O, jakaś
nowość. Gdzie chcesz zakopać ciało? – odparła skupiając się na przerzuceniu
paska od torby przez ramię.
- Od
zakopywania ciał mam innych ludzi. Chodziło mi bardziej o to, że masz o wiele
lepsze pojęcie o biologii niż ja, a nie chciałbym mieć zaległości…
- Nie
mówiłeś, że twoja dziewczyna jest w diabli inteligentna? – Kate delikatnie
zmarszczyła brwi próbując przypomnieć sobie cokolwiek, co Percy mówił o swojej
dziewczynie. Jak ona się nazywała? Mniejsza o to, pamięć do imion nie była jej
mocną stroną, poza tym nigdy nie widziała jej na oczy. Dobra, może miałaby
okazję poznać znajomych swojego kumpla, gdyby sama nie spędzała połowy życia na
Brooklynie, ponieważ uczyła się jak poprawnie przeprowadzić dekapitację demona
bez większych szkód dla otoczenia.
- No tak, ale coś jej wypadło, a
ty też jesteś całkiem dobra – przyznał Percy, na co ona parsknęła śmiechem.
- Tylko z
biologii. Wierz mi.
- Z
włoskiego też.
- Nie
słyszałeś jak klnę po arabsku. Rusz się, zaraz spóźnimy się na metro.
- Czyli
pomożesz mi?
- Zobaczę co
da się zrobić – mruknęła przyglądając się jak jeden z pierwszych czerwonych
liści spada z pobliskiego drzewa. Czemu jesień przychodziła tak szybko?
***
- Dobra, dobra, dobra… Rozumiem,
że to już zaawansowana matma, ale to serio nie jest takie trudne. – Percy
przyglądał się jak blondynka zawzięcie rozrysowuje coś na wyrwanej z zeszytu
kartce. Dokładnie pół godziny wcześniej wpadła do niego korzystając ze schodów
pożarowych i oświadczyła, że „zrobi wszystko, co w jej nędznej mocy, żeby
zrozumiał jej szkolną miłość znanej pod nazwą biologia”, ale w zamian miał
zamówić pizzę, bo jego sąsiadka „nienawidziła gadać z nieznajomymi ludźmi,
którzy brzmią jakby oceniali ją po doborze składników na placku ciasta”. Nie
były to specjalnie wygórowane wymagania, więc w niedługim czasie znaleźli się w
świecie podziałów komórkowych i pizzy.
Kate czasami wydawała się mieć jakąś ulepszoną wersję ADHD, która
pozwalała jej robić kilkanaście rzeczy na raz, przypominała wtedy jednoosobowe
tornado z opcją wyrzucania z siebie kilkudziesięciu wyrazów na minutę. Właśnie
teraz wpadła w taki stan, a najdziwniejsze było to, że Percy w pełni ją
rozumiał. Najlepsze było to, że dziewczyna najwyraźniej olewała wszelkie
podręcznikowe formułki i przekładała ten naukowy bełkot na coś zrozumiałego,
chociaż sama się zdziwiła kiedy zrozumiał jej porównanie podział komórki do
pizzy.
Może to dobrze, że akurat teraz dziewczyna razem z matką przeprowadziły
się z Brooklynu na Manhattan, a dokładniej do mieszkania piętro wyżej. Po
ostatnich wydarzeniach, takich jak przebudzenie Gai czy wizyta w Tartarze, potrzebował
jakiejś odskoczni od wyjścia herosa, a nawet jego dziewczyna nosiła przy sobie
sztylet, więc ciężko tu szukać zwyczajnego porządku dnia. Ta blondynka o oczach
w dokładnie tym samym kolorze co jego, wprowadzała ze sobą trochę normalnego
chaosu, co pozwalało mu poczuć trochę normalności. Bycie herosem stało się już
częścią jego życia, ale egzystencja półboga na pełnym etacie dwadzieścia cztery
godziny na dobę, siedem dni w tygodniu była męcząca. Czasami chciał po prostu
pójść spać bez zastanawiania się, kiedy to znowu cały cholerny świat zechce
rozlecieć się na kawałki.
- Halo, ziemia do Jacksona. Skończ już latać z Lokim po Asgardzie. – Z
zamyślenia wyrwał go głos Kate. Dziewczyna pomachała mu dłonią przed twarzą.
- Hm, co? –
Musiał kilka razy zamrugać, żeby do końca wrócić do rzeczywistości. Tak
naprawdę nie był świadomy, że odpłynął. Czemu czasami tak trudno było mu się
skupić?
- Nic, ale
gdybyśmy byli łowcami demonów już byłbyś przystawką jakiegoś Behemota. –
Blondynka wzruszyła ramionami z rozbrajającym uśmiechem.
Tak, nie dało się zapomnieć, że
Kate była też chodzącym zbiorowiskiem wszelkich terminów fantastycznych, za
którymi nie dawało się nadążyć. Nawet jeśli jego życie w połowie składało się z
mitologii, to wypowiedzi tej dziewczyny były dla niego czystym kosmosem. Nie
miał pojęcia czym jest Behemot, Asgard albo Loki, ale uznał, że w kontekście
jego życia „łowcy demonów” zabrzmiało nieco ironicznie. Zdarzało się, że Kate
balansowała niebezpiecznie blisko prawdy uznając to za wymysł wyobraźni, prawie
jakby potrafiła przejrzeć Mgłę, ale nie brała jej na serio. Percy mógł mieć
tylko nadzieję, że dziewczyna nigdy nie będzie musiała wziąć tak zwanych
„bajek” za prawdę.
- Hm, poczułem się doceniony –
odpowiedział z nadzieją, że nie wygląda tak głupio, jak się czuł.
- Tak, tak,
jeden cały Jackson z nadzieniem o smaku pizzy z szynką i pieczarkami, danie
dnia! – Blondynka zaśmiała się krótko, chociaż widać było, że myślami już jest
gdzie indziej. Percy miał nadzieję, że to jedynie żart.
Koniec, mieli się uczyć. Musiał
wrócić do rzeczywistości, teraz naprawdę – próbował się upominać, ale problemy
ze skupieniem się towarzyszyły mu całe życie. Na szczęście zawsze zostawał mu
refleks, ostatnia deska ratunku. Tym razem też się przydał.
Nie miał pojęcia jakim cudem
akurat TEN długopis znalazł się na stole, ale prawie doprowadził do katastrofy.
Mógłby przysięgać, że nie wyciągał go z kieszeni, ale Orkan jakimś cudem
zmaterializował się między podręcznikami i kartkami papieru, a Kate akurat po
niego sięgała.
- Nie ten! –
wyrwało mu się trochę za głośno.
Dziewczyna
drgnęła i spojrzała na niego z niekrytym zaskoczeniem.
- Co? Co
„nie ten”? – spytała z wyraźną dezorientacją.
- Długopis,
ten nie działa. – Mówiąc to szybko porwał przedmiot ze stołu i wsadził do kieszeni.
Jeszcze brakowało mu sąsiadki ze starożytnym mieczem w dłoni. Brawo, Jackson,
ty to masz szczęście.
***
Chciała latać odkąd pamiętała.
Jako dziecko często pytała czemu ptaki mają skrzydła, a ludzie nie. Wszyscy mamy skrzydła, tylko od ciebie
zależy, czy rozwiniesz swoje. – Tak odpowiadała jej wtedy matka, a ona
marudziła, że nie rozumie i wracała do patrzenia na ptaki. Czasami miała
wrażenie, że nieistniejąca para skrzydeł trzepocze pod jej łopatkami chcąc
wyrwać się na wolność, kochała to uczucie. Często śniła jej się para tęczowych
skrzydeł, pięknych, magicznych. Pomyśleć, że były prawdziwe, że mogły być jej.
Czy to była chciwość? Zawsze siedział w niej ten zły chochlik.
Teraz leciała. Wiatr omiatał jej
twarz i plątał włosy. Zaśmiała się spoglądając w dół. Pod nią wiła się rzeka,
od brzegów ciągnęły się pasma pomarańczowego piasku, z którego miejscami
wyrastały zielone kępki, z tej odległości to mogły być palmy.
Na czym ona tak właściwie
leciała? Nie czuła skrzydeł, ani niczego innego, co byłoby w stanie utrzymać ją
w powietrzu. Zmarszczyła brwi powoli tracąc pewność siebie. Coś wyraźnie się
nie zgadzało. W chmurze nad nią coś wyraźnie zatrzeszczało. W tej samej chwili
zaczęła tracić wysokość. Na początku było to jedynie łagodne spadanie, w tym
czasie zdążyła się obrócić plecami do ziemi i spojrzała na chmurę. Z białej
zmieniła się w intensywnie szarą, burzową, naładowaną śmiercionośną energią.
Cichy głosik w jej głowie podpowiadał, że kogoś uraziła. Kogo?
Z jej gardła wydostał się
zduszony okrzyk przerażenia, kiedy runęła w dół jak kamień. Wiedziała, co jest
pod nią i to było jeszcze straszniejsze. Rzeka pełna lodowatej wody i kamieni.
Jeśli czegoś bała się bardziej od upadku, to właśnie rzeki. Jeśli do niej
wpadnie – tym bardziej nie będzie miała szans na przeżycie. Utopi się, to było
pewne. Zostawało jej jedynie spadać, jak Lucyfer strącony z nieba, i czekać na
spotkanie z Ozyrysem.
Woda porwała ją z głośnym
pluskiem. Ostatnim, co widziała, była chmura burzowa, po tym porwał ją prąd
rzeki rzucając jej ciałem, jak szmacianą lalką. Poczuła w płucach palące
uczucie towarzyszące duszeniu się, a nieprzyjazna ciecz wlała jej się do ust i
nosa. Jakby siedemdziesiąt pięć procent wody w człowieku to było zbyt mało!
***
Annabeth była pewna, że jej
chłopak jeszcze spał. Biorąc pod uwagę fakt, że była sobota, a Percy był…
Percym, to było pewne jak śnieg w grudniu. Nie miała mu tego za złe, wszyscy
potrzebowali teraz trochę spokoju.
Czuła się trochę winna za to, że
nie znalazła czasu dla niego poprzedniego dnia, ale nie mogła nic poradzić na
to, że przeniesiono jej poniedziałkowe zajęcia z rysunku na piątek. Wiedziała,
że jeśli chce zostać architektem, musi mieć opanowane umiejętności plastyczne,
ale tak, jak rysunek techniczny nie stanowił dla niej żadnego problemu, tak
plastyka nie była jej dziedziną i musiała robić coś w tym kierunku.
Korzystając z zapasowych kluczy,
które Percy podarował jej jakiś czas temu, weszła do mieszkania. Nie chciała
zachowywać się nachalnie, ale wolała też nikogo nie budzić, więc zdecydowała
się na mniejsze zło.
Spodziewała się, że Percy będzie
spał, ale to, co zastała zaskoczyło ją w takim stopni, że przez chwilę po
prostu stała w wejściu do salonu i gapiła się jak oniemiała na zastaną scenę.
Jej chłopak spał na kanapie z głową opartą o jej szczyt. Niedaleko niego,
półleżąc na podłodze spała drobna dziewczyna o złotych włosach. Głowę w połowie
zasłaniał jej podręcznik od biologii. Pomijając to, wiele wskazywało na to, że
rzeczona dwójka najwyraźniej się uczyła. Na stole przed nimi dało się zauważyć
sporo pojedynczych kartek z zeszytu, na których najwyraźniej było coś rozpisane.
Annabeth podeszła bliżej
starając się nie wydać przy tym żadnego dźwięku. Na stole, tak jak
podejrzewała, było rozrzucone notatki, głównie odnośnie biologii, na
marginesach znalazło się też miejsce na wesołą twórczość blondynki, Percy nie
posiadał w sobie tyle talentu plastycznego. Poza tym znalazła też wywody na
dziwniejsze tematy. Podniosła kartkę zatytułowaną „Kiedyś wyhoduję prawdziwe,
ludzkie serce!”. To na pewno nie był Percy, nie mówiąc o samej teorii, to pismo
musiało należeć do dziewczyny.
Musiała przyznać, że... Nie
miała do tego głowy. Często spotykała się z opinią, że dzieci Ateny są
wszechstronnie uzdolnione we wszystkich dziedzinach. Gdyby tak było, chyba
wszyscy by powariowali. Oczywiście nigdy nie miała najmniejszych problemów w
szkole, ale były przedmioty, które po prostu zdawała na jak najlepszą ocenę,
ale nie pałała do nich wielkim entuzjazmem. Ta tu blondynka musiała być jednak
dość cwana, żeby rozumieć ten jeden przedmiot lepiej, niż ona. „… komórki macierzyste powinny być, najlepiej,
pobrane od przyszłego biorcy, dla zachowania zgodności tkankowej…”*, było też
sporo rozwodzenia się na temat dostosowania komórek do odpowiednich dla nich
funkcji poprzez kod genetyczny i stworzenia odpowiedniego środowiska. Na
kolejnej kartce znalazły się przemyślenia na temat Lucyfera…
Zagapiła się na to wszystko na
tyle, że nie zauważyła kiedy Percy obudził się i zdążył podejść do niej.
Chłopak objął ją w pasie i cicho ziewnął. W pierwszym odruchu jej mózg uznał go
za przeciwnika i prawie rzuciła nim przez pokój, ale była zbyt zdezorientowana,
żeby odpowiednio szybko zareagować. Być może lepiej dla niego, chociaż nadal
miał do wytłumaczenia obecność nieznanej jej blondynki w jego salonie. Już
miała coś powiedzieć, kiedy ciszę przerwał inny głos.
***
- Dannazione! Odio l'acqua!** -
Otwierając oczy nadal czuła się, jakby właśnie tonęła, chociaż doskonale
wiedziała, że tak nie jest. Sama nie rozumiała czemu powiedziała to akurat po
włosku, ale nie wnikała w zawiłości swojego zaspanego umysłu.
Zrzuciła z głowy podręcznik od
biologii – co za dużo, to niezdrowo, nawet jeśli mowa o miłości – i usiadła
wygodniej przeciągając się przy tym jak kot. Nie zdążyła zauważyć, kiedy
zasypiała, ale Percy miał bardzo wygodny dywan.
Rozejrzała się po salonie
przecierając zaspane oczy. Nie miała pojęcia ile spała, ale pomarańczowe niebo
za oknami mówiło, że o wiele krócej, niż najczęściej sypiała. A jednak zdążyło
się trochę pozmieniać. Przez chwilę przyglądała się Percy’emu, który obejmował
jasnowłosą dziewczynę – oboje się w nią wpatrywali – i nie rozumiała co jej się
tu nie zgadza.
- O szo
chosi…? – wymamrotała tłumiąc ziewnięcie. Bardzo niepewnie podciągnęła się na
kanapę, bo tyłek zaczynał ją boleć jak po jeździe na wielbłądzie (te zwierzęta
jej nie lubiły).
- Sama chciałabym
wiedzieć – odparła blondynka przyglądając się jej tymi przerażająco szarymi
oczami.
Poczuła się jak w ukrytej
kamerze albo czymś podobnym. Jakby powinna wiedzieć o co chodzi, ale za nic nie
potrafiła pojąć co się właściwie dzieje, chociaż coś się nie zgadzało. Jedyne,
co teraz rozumiała, to to, że owa dziewczyna trzymała jej pisemne wywody. Na
słoneczną barkę Ra, czy ona to czytała?! I mogłaby się na nią nie gapić jakby
wypełzła z krainy demonów.
- No… Dziwnie wyszło – przyznał Percy.
Nadal obejmował tą dziewczynę… A no tak, Percy miał dziewczynę! Chyba powinna
sama sobie zaklaskać, po prostu odkrycie życia!
- Jackson,
za to odkrycie dostaniesz Nobla – rzuciła tylko Kate z małym uśmieszkiem.
- Znowu
zaczynasz, Wane? – on jedynie wywrócił oczami.
Prawdopodobnie
pociągnęliby to dłużej, ale druga blondynka odchrząknęła cicho przypominając o
swojej obecności.
- Rozumiem, że nasz geniusz
jeszcze nie poją, że się nie znamy. Kate, mieszkam piętro wyżej, radzę ci nie
czytać tych tworów, bo dostaniesz raka. – Z lekką niepewnością podniosła się z
kanapy i wyciągnęła rękę w stronę dziewczyny. Naprawdę nie radziła sobie z
relacjami międzyludzkimi, kiedy miała przeczucie, że może być oceniana. Czasami
chciała po prostu strzelić takiej osobie złośliwym zaklęciem prosto w twarz.
Niestety, to mogłoby okazać się dla niej zbyt kłopotliwe. Od razu odniosła wrażenie,
że dziewczyna była do niej dość sceptycznie nastawiona.
- Nie są
takie złe. Annabeth, miło cię poznać. –
Blondynka uścisnęła jej rękę uprzednio odkładając kartki na ich poprzednie
miejsce. – Co tu się działo?
- Eee… Ona boi się zamawiać
pizzę, więc postanowiła wykorzystać mnie proponując pomoc z biologią. – Percy wydawał
się być jeszcze trochę zagubiony.
- Bo ci
ludzie brzmią jakby oceniali mnie pod względem doboru dodatku. Są dziwni, czemu
nie można tego załatwić inaczej? Gdyby dało się wyczarować pizzę… Chwila, ja
chyba miałam coś dzisiaj zrobić! – Pacnęła się otwartą dłonią w czoło
uświadamiając sobie, że niedługo może mieć na głowie inną, bardziej wkurzoną
blondynkę. Co tak właściwie było z tym kolorem włosów?!
- I oto
pełna prezentacja Kate w naturalnym środowisku, teorie spiskowe, fantastyka i
skleroza, brakuje jeszcze nadpobudliwości objawiającej się typową dla niej
groźbą „Bo zaraz zobaczysz jak to jest dostać moim kolanem w dupę, nędzny
mugolu!” – rzucił z rozbawieniem Percy ciaśniej obejmując Annabeth.
- Bo… Nie
bądź taki mądry, Jackson! – fuknęła z urazą, kiedy parka się zaśmiała. – Nie gadam
z tobą… A teraz wybaczcie, idę uprawiać czarną magię ze swoją prywatną sektą
wyznawców latającego potwora spaghetti.
Przechodząc obok Percy’ego
jeszcze złośliwie rozczochrała mu włosy. Po tym ostatecznym akcie zniewagi
wobec kumpla, zabrała swoje rzeczy, a to zajęło jej chwilę, ponieważ kilka
kartek i długopisów teleportowało się na podłogę lub kanapę, i w końcu wyszła.
Oczywiście nie jak normalny człowiek, a oknem na schody pożarowe. Drzwi były
zbyt zwyczajne.
___
*Tsaa… To
się dzieje, jak zaczynasz gadać z ludźmi z matfizu, zmyślane z niczego (w sumie
to z niewielkich przebłysków miłości do biologii), w sumie to ta teoria
istnieje tylko w mojej głowie, więc chyba wszyscy rozumieją…
** Dannazione! Odio l'acqua! – z włoskiego „Cholera! Nienawidzę wody!”, mało
poetyckie, ale dziewczyna dopiero się obudziła.
No to… Komu w drogę, temu, cholera, czas! W
sensie powinnam się ogarnąć…
Hej,
Gej.
Tak, rymy
godne Apolla (i jego ukulele!). Zaczynam od początku, to od początku. Kate
odrestaurowana i bardziej… Dobra, tak serio to chyba coś ją porządnie
pierdolnęło podczas narodzin, ale to było wiadome od początku. Kilka razy
zmieniałam w tym małym szajsie porę roku. Mój Wen jest zjebany, więc nie wiem
ile będziecie czekać. Długość: około 6 wordowych stron i ponad 3000 wyrazów. No…
Misa, happy? Tak w sumie to sporo tego szajsu wyszło. Jeszcze oficjalnie
odniosę się do spojlerów z BoO…
Tak,
czytałam, tak, nie hejtuję, tak, to będzie uwzględnione, ale z luźnym
odniesieniem, bo obiecałam sobie tu pewien wątek związany ze skrzydlatą zdzirą
Afrodyty znaną pod imionami Eros i Kupidyn. Ale na razie spojlerów nie ma
(chyba, że stawiacie, że Riordan serio pozabija wszystkich), na razie jest
tylko miłość do pizzy i biologia. A zanim wstawię coś więcej (i teraz już serio
chcę pisać naprzód, to jest wyjątkowa sytuacja, bo ostatnio nie wiem co robię,
ale nic nie piszę), to pewnie będzie już grudzień i nikt mnie za te spojlery
nie zlinczuje.
Stwierdziłam,
że poprzedniej wersji nie usuwam, bo jakoś tak… Sentymentalna jestem, a przy
tym też głupia i tak dalej, poza tym męczyliście się pisząc tyle komentarzy,
szanuję cudzą katorgę. Myślałam nad zrobieniem nowego adresu… Ale jak ja
wymyślę adres, to chyba mi kaktus wyrośnie! Także ten, wiadra miłości, hejty
pewnie polecą, laf i tak dalej. Komentarze zostawiamy poniżej.
Cytat w tytule na 50% może się zmienić. Obecny - Cassandra Clare "Miasto Kości".
W końcu się doczekałam. Nawet nie wiesz jakiego banana na twarzy miałam dzisiaj na Matmie (znowu) jak to czytałam. XD
OdpowiedzUsuńRany ja ce następny. Plose. Dobra czas się ogarnąć. Tak szczerze to nie potrafię dzisiaj sklecić żadnego sensownego zdania. Dwie godziny korków z niemca to przesada.
A więc czekam na kolejny. Weny życzę i czekam na rozpierdol mózgu.
Pozdrawiam :)
Matematyka to przedmiot przeklęty.
UsuńWiesz, chciałabym móc znowu pisać coś praktycznie co weekend, ale coś się we mnie popsuło i po prostu mi nie wychodzi.
Dzięki, też pozdrawiam <3
Świetne! Na gacie Posejdona jak ja się nie moge doczekać następnego rozdziału!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Julie
"Na gacie Posejdona" wygrało wszystko! <3
UsuńTrzymaj się mocno, bo o to przybywam.
OdpowiedzUsuńHeheheheheheetero, tak serio to nie, nie wierzę nawet w to, żeby w ogóle mogło udać mi się napisać ogarnięty komentarz, ale co szkodzi.
Lubię scenę z liśćmi i matmą. Dzisiaj miałam kartkówkę na matmie. Była łatwa. I kiedy ja mówię, że była łatwa, uwierz na słowo, n a p r a w d ę była łatwa. Na tyle łatwa, że zrozumiałam każde polecenie i pamiętałam każdy wzór. A to rzadko się zdarza. Ba, to nigdy się nie zdarza.
Kate wydaje się być tu jakaś taka świeża, sympatyczniejsza i odrobinę bardziej bystra. Polubiłam ją bardziej niż poprzedniczkę. Szczególnie za gryzienie w związku z pizzą. Ja nie gryzę, ale pizza, poczułam z nią taką naturalną więź, rozumiesz.
Podobne myśli co do powinności zostania gimnastyczką mam, gdy wychylam się z konsolą, żeby walnąć temu dziecku co się szwęda po moim domu. Ale wtf jest łe. Chociaż dzisiaj facet powiedział, że jestem magiczna. To dlatego, że po dzwonku w tempie ekspresowym zniknęłam z szatni, przebiegłam z parteru dwa (czy trzy, w sumie nigdy nie liczyłam, znowu matematyka) piętra 14, żeby dobić się do swojej szkoły (wtf, po co ta babka zamknęła te drzwi, skoro mieliśmy na dole wf) i właśnie kończyłam wiązać glany, kiedy gość wlazł na górę. I to było takie: "Ty już tutaj?" . Zasulutowałam mu uprzejmie i odparłam że, jak widać, owszem, a on powiedział "Jesteś jakaś chyba magiczna, że tak szybko zwiałaś po zakończeniu. Po tempie w jakim przybywasz na samą lekcję bym się tego nie spodziewał". W sumie trochę mnie zdissował.
Ykhym, tutaj popiszę się moimi super umiejętnościami i zaproponuję rozwiązanie dla jednej rzeczy, która krzywo mi brzmiała:
"Percy parsknął śmiechem, ale powstrzymał się od złośliwości. Przez ten miesiąc nauczył się, że to złotowłose stworzenie samo w sobie jest uosobieniem złośliwości. " Lepiej by było, gdybyś napisała po prostu "samo w sobie jest jego usposobieniem", byłoby zgrabniej. Na zgrabności ja się znam. Może nie z własnego doświadczenia, ale coś tam.
O, biola. Mam po dziurki w nosie bioli. Pamiętasz, jak uczyłam się tak długo tego chujowego tematu? Dostałam marne trzy i wkurw w gratisie.
„nienawidziła gadać z nieznajomymi ludźmi, którzy brzmią jakby oceniali ją po doborze składników na placku ciasta” << O nie. To ja.
" - Ej, Misa, poproś o rachunek
- Nie rozmawiam z obcymi.
- To tylko kelner, daj spokój.
- W takim razie ty też możesz poprosić go o ten rachunek!
- Idk po co ja w ogóle pytałem, jak zawsze".
"że przeniesiono jej poniedziałkowe zajęcia z rysunku na piątek. Wiedziała, że jeśli chce zostać architektem" Okej, tutaj możemy zrobić mały przeskok do listy rzeczy których nienawidzę:
1. Pieczarki
2. Kiedy ktoś traktuje mnie protekcjonalnie
3. Dotykanie mnie
4. Mleko
(...)
938476. Zajęcia z rysunku technicznego, przez które Sumi ma tylko połowę łikendu.
Ale Annabeth jest głupia, spierdolona i przemądrzała, więc niech jej będzie. Jeśli nie ma czasu dla swojego chłopaka i chce go zdradzać z sześcianami to spoko B)
"Na kolejnej kartce znalazły się przemyślenia na temat Lucyfera…" W tym momencie pewna roszpunka w koszulce w cekinki właśnie kichnęła nad papierami w Pierwszym Kręgu B)
"A teraz wybaczcie, idę uprawiać czarną magię ze swoją prywatną sektą wyznawców latającego potwora spaghetti" Chyba zapomniałaś mi powiedzieć, kiedy te spotkania się odbywają, poczułam się w czymś pominięta, szczególnie, że kocham pastafarianizm ;-;
Ej, tam jest włoski, tak właśnie ogarnęłam (y) B) Dogada się z Nico, hehehe (nie, nie hetero, uff)
Tak, jestem happy. M o c n o <3
Uwaga, teraz wstanę i poklaszczę!
Usuń*Tak, owacje na stojąco.*
Ogarnięcie matmy, łoł, Misa, łoł! <3 Matma jest straszna.
Przecież jednym z powodów pisania od nowa były poprawki OC, no przecież. Ona gryzie, bo ja gryzę, wszystkie Glonomózgi są gryzoniami, a Percy szczególnie xD. Pizza naturalnie wiąże nas z wszechświatem <3
Ty jesteś magiczna, no chalo, jak to nie jak tak? I nie dissować mi parabatai, nie pozwalam.
Uzgrabnię to, jak mi blogger ogarnie, bo ma jakieś wąty do postów, no rzal.
Biola jest kochana <3 Moja miłość przecież, szczególnie hodowanie serca.
Gadanie z nieznajomymi przez telefon jest straszne, złe, a ludzie od pizzy są przerażający, bo zawsze myślę, że mówię coś źle.
Jesteśmy takie podobne, no lel. I Kate też, ej, ona miała wdać się we mnie, co to znowu za magia? Ja rozumiem, że jestem Alekiem, ale Magnus, co to ma być? To dziecko miało być później D:
Pieczarki <3
Hahaha, kocham cię, serio. Annabeth - zgadzam się ze wszystkim powyżej, ale muszę być w miarę obiektywna, ech.
Pozdrawiam roszpunkę <3
Spotkania sekty są w każdy piątek wieczorem, zapraszam.
Włoski, tak, myślisz, że czemu to jest włoski? <3
W końcu ! Wiesz ile czekałam ?! :D
OdpowiedzUsuńRozdział fajny. Nawet bardzo :)
Zastawiania mnie jedno. CZY BĘDZIE TU NICO ?!! Oby tak :*
Weny życzę :D I czekam.
A niby czemu Kate mówi po włosku? C:
UsuńDzięki <3
Kiedy następna część ? Już nie mogę się doczekać ! :D
UsuńOkaay, rozdział przeczytałam już wczoraj, ale na fonie i mnie z przeglądarki wywaliło, i nie zdążyłam skomentowac :c.
OdpowiedzUsuńWięc teraz. Super ekstra, fajne, chyba bardziej mi się podoba niż poprzednia wersja XD. Ale cieszę się że zostawiłaś tamto, jestem z tego niezmiernie zadowolona.
Mam nadzieję że zabijesz Annabeth......
plz...
nie zniosę jej więcej niż jest to konieczne ;/. Strasznie mnie irytuje w wykonaniu wszystkich nawet Ricka ;w;. A jednocześnie ją uwielbiam....... ale obecnie przechodzę fazę nienawiści więc modlę się do bogów o zamordowanie jej :').
No. I liczę na dużo Sadie. I na pewno dużo Anubisa ♥. Dzięki twojemu opowiadaniu przeczytałam Kroniki Rodu Kane i ta dwójka jest mą nową miłością :').
No i na pewno liczę na masakrycznie dużo Nico. I dużo homotęczy. Wali mnie z kim go połączysz, czy cokolwiek, ale ma być homotęcza, ok?
Dobra to na tyle. Naczekałam się trochu na ten rozdział, więc oczywisty zaciesz. ♥♥♥. Miło że dalej piszesz :3.
Lista rzeczy do zrobienia:
Usuń1. Zjeść obiad
2. Wypić herbatę
.
.
.
438758347. Zabić Annabeth
xD Zawsze chciałam zrzucić na nią świętą krowę Hery.
Aw, serio? Przeze mnie przeczytałaś KrK? <3 Wiadro miłości i internetowe ciasteczko.
Nico i homo musi być, taka ja. <3
No to zrzuć na nią tą krowę niech dednie, będzie po sprawie XDDDDDDDDDD Wszyscy będą zadowoleni :').
UsuńTak, obecnie jestem w trakcie pozyskiwania z biblioteki Cienia Węża. Bo ostatnio nie było. A jeszcze ostatnio nie miałam czasu by zajść i sprawdzić. XD. Tja.
Lubię ciasteczka więc dziękuję bardzo xD. Ode mnie masz banana, bo lubię banany. Nie jestem pewna czemu, bo ich nie jem xD.
To dobrze. Bo homotęcza to podstawa (y).
OMG! Bogowie to jest cuuudne!!!! Kocham to i wyczekuje rozdzialu ;*
OdpowiedzUsuńTO.JEST.BOSKIE. :) Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału ;)
OdpowiedzUsuńMój komentarz nie będzie ani długi ani ogarnięty ani super ani nic, więc przepraszam i liczę na odpuszczenie win.
OdpowiedzUsuń"ewentualnie by zdetronizowała je" chyba "je zdetronizowała"
"szkolną miłość znanej pod nazwą biologia" chyba "znaną" ;o.
Czemu zrobiłam minę, którą robię zawsze jak widzę błąd, jak zobaczyłam "halo" przez samo h? xDDD Chyba czas na emeryturę, rybo.
Akcja z Orkanem przypomniała mi nasze opowiadanie o Papieżu na angielskim xDDD.
"to było pewne jak śnieg w grudniu" w sumie śnieg w grudniu nie zawsze jest, wszystko zależy od roku przecież xDD.
" Na słoneczną barkę Ra" hmm... barkę, powiadasz? xDD Papież byłby z Ciebie dumny xD.
Co. Już? Krótkie to było no chalo.
Jak ja mam napisać komentarz jak to takie krótkie jest? >:C
Annabeth Ci jakaś dziwna wyszła, ale w pierwszym rozdziale wybaczam, bo mogę xD.
Okej, zaczyna się ciekawie chociaż nie ogarniam życia jak zwykle i takie tam. Chyba zacznę lubić Percy'ego xDDD Co Ty robisz z ludźmi. Kate wydaje się być super. Na razie. Chyba. Nie mam głowy do komentowania, soreczka D:
Nadrobię następnym razem D:
Zostawiam Wena (bo mi nie potrzebny w sumie xD) i życzę dalszych sukcesów zawodowych xD
Rybko, tą detronizację poprawiła mi Misa D: W sensie było tak, jak Ty poprawiłaś, ale Misa poprawiła xD
UsuńNie idź na emeryturę, bo ja też będę musiała, no przecież... Chalo.
Opowiadanie o Papieżu... Czemu Papież jest wszędzie? XD
Potrzebowałam jakiejś oczywistości nooo...
Tak, barka, słoneczna barka! Polecam zobaczyć mitologię Egipską.Ra zapieprzał po niebie na słonecznej barce, jak Apollo w swoim porsche, ale Apollo potem nie zlatywał do świata duchów, w którym gdzies tam był zakopany gigantyczny wąż chaosu chcący wpierdolić go na śniadanie xD
To ma 6 stron! No jakie krótkie? D:
Nie umiem Annabeth, ale no... Łatewer, nie lubię jej.
Jak to nie lubisz Percy'ego? Ej, Rybko, co ty tu gadasz?
Wen? Już chyba uciekł :C
Ja powiem krótko: zazdroszczę ci takiej weny przy pisaniu i ogólnie talentu. Rozdział super, będę czekać na następne (tylko jakieś info proszę w razie gdyby następny się pojawił ;) ) i pytanko. Czy skoro wplotłaś do opowiadania demony i Behemota to obejrzałaś Ao no Exsorcist?? I nie jestem jakimś specem od błędów więc nie będę się rozwodzić na ten temat. Na koniec jeszcze dużo weny życzę :)))))
OdpowiedzUsuńYmm... #BeznadziejnyPoniedziałekModeOn To jest mi czego zazdrościć? D: Wiesz, to nie tak, że mój Wen się pojawia, on ma mnie totalnie w dupie, muszę sobie sama radzić.
UsuńGdzie mam informować?
Eee... Nie xD Nie oglądałam, w sumie zaliczyłam trzy anime na krzyż. Demony i Behemot wzięły się z Darów Anioła, a przynajmniej u mnie, jak to tam jest z tym moim tworem to jeszcze nie wiem. Ale ogólnie DA, polecam.
Dzięki <3
Yeeeey!!! Cieszę się, że nie usunęłaś poprzednich rozdziałów. Bardzo fajnie zaczęłaś, czekam na next.
OdpowiedzUsuńNominowałam cię do LBA, ale wycofuję, bo to nagroda dla mało znanych blogów, a twój taki nie jest :D Mimo tego, jestem i...
OdpowiedzUsuńsjskdkdkd świetny, fenomenalny, cudny :3 Będę stałym gościem.
Nie wiem co dokładnie odpisać, więc wyrażę miłość przez serduszko <3
UsuńAle chyba idealizujesz to ff.
Superr!!!
OdpowiedzUsuńhttp://tajemnicewloczykija.blogspot.com - moj i koleżanki blog, zaprasamy :)
Witaj c:
OdpowiedzUsuńFajnie piszesz. Da się odprężyć, zrelaksować, pouśmiechać się do ekranu, rewelacja. Ale przeszkadza mi to takie przeciekanie humorem na siłę. Ludzie nie zawsze się wygłupiają, nie zawsze mają humorystyczne i dziwne przemyślenia, więc czasem postaraj się może trochę złagodzić ten styl? Taka propozycja c: Poza tym zabrakło mi w paru miejscach przecinków, za dużo wielokropków, a poza tym nie lubię kombinacji znak zapytania wykrzyknik, ale to pewnie tylko ja.
Nie mogę się doczekać następnego rozdziału! c:
Becca
Czekam ^^
OdpowiedzUsuńKOCHAM CIE ZA TWÓJ CIĘTY JĘZYK BABO! (wybacz aż taką bezpośredniość, ale w końcu jestem anonimowa w internetach xD) Jest prawie północ, a ja zamiast spać, czytam humorystyczne opowiadanko rodem z piekła i śmieje się jak knurek! Moje życie jest o wiele bardziej pełne rzygających tęczą kucyków pony kiedy trafiam na takie perełki w internetach. Generalnie fajnie, nooooooooo i jakbyś rzuciła kolejny rozdział to nie ukrywam, znajdziesz kolejnego śmiertelnika-czytelnika. Pozdrawiam, życzę Wen, dobrej nocy! ~Sajdi
OdpowiedzUsuńEdit: już po północy*
UsuńMaj gaj, wstęp wygrał cały komentarz <3 Jest po północy, a ja dalej nie wiem co zrobić z fikiem z chorym Nico.
Usuń"Rodem z piekła" - przyszło zaraz za mną, piekło zamknęło interes na czas bliżej nieokreślony, odkąd robię im konkurencję.
Rozdział będzie jak odzyskam czucie na OC, bo wczoraj coś się tam zepsuło </3 Staram się. Dzięki za komentarz
Ja myślę, że Piekło nie ma z Tobą szans i w sumie teren masz wolny :D.
UsuńA ja własnie zdałam sobie sprawie, że odpowiednio nie użyłam mózgu (albo mój mózg nie ułożył się odpowiednio ^^) i mam do przeczytania JESZCZE TYLE NA TWOIM BLOGU! <3 Jak nie zdam sesji to będzie to Twoja wielka, wielka wina!
No no, teraz tylko zebrać armię i ruszać na podbój :3
UsuńTak właściwie to nie jest jedyny blog, w profilu jest reszta...
Matko Posejdonie, sesji? Poczułam się młodsza D: Ok, jbc zaznacz gdzieś winnego or sth, mea culpa. W sumie ja powinnam pouczyć się na chemię...
Zrobisz tornado i armia nie będzie potrzebna! :D
UsuńWiem, wiem, zwiedziłam już profil... Będziesz mnie teraz miała wszędzie, hahah :D. E tam młodsza, 3 lata różnicy, z tego co widziałam... (cyberstalking tak bardzo xD). No i chemia to zło! Ślę wyrazy współczucia...
Zawsze jest jakieś rozwiązanie XD Przynajmniej nikomu nie muszę płacić. Ta polska bieda...
UsuńWszędzie? Hadesie, czuję się doceniona! (Nie, żebym kiedykolwiek wcześniej tego doświadczyła...).
3 lata?! Zawsze to ja jestem starsza, to dziwne uczucie... XD
Chemia jak chemia, da się przeżyć, chociaż okazuje się, że nie umiem liczyć. Takie rozszerzenie. Matma jest gorsza
Hahahahaha :D. Na stringi Afrodyty, ale skromności z Ciebie :D. Zawsze miałam respekt do osób na rozszerzeniu z chemii (tak na marginesie to i z bioli pewnie też? sądząc po rozdziale xD) No i TAK, matma jest gorsza.. A ja już nie muszę umieć liczyć *chwalisie* *historiatakamiłość*. Tak więc, robię kawsko i czytam :D
UsuńOj tam skromności...
UsuńTak, jestem biochemem, biologia moją miłością <3
Ech, mi ta matma pewnie zostanie, dobieranie współczynników, obliczanie masy molowej... Na szczęście są kalkulatory.
Czytaj, tylko się nie przeraź, a ja idę zarażać grypą Nico (ten to ma pecha...)
Jebut, przeczytałam! :D. Ej, fajne to to było.. Szkoda by mi było napisać tyle rozdziałów, poświęcić tyle czasu i zacząć pisać od początku... Ale... teraz masz chyba lepszą wene XD. No to teraz pozostaje mi tylko czekać aż napiszesz kolejny epizod i codziennie sprawdzać czy już się pojawił :D
UsuńŚwietne, kochana! Strasznie mi się podoba twoje opowiadanie i styl pisania.
OdpowiedzUsuń