piątek, 18 lipca 2014

Rozdział 27

~Nico~

      Siedziałem z Hazel na dachu świątyni Plutona tak, jak robiliśmy to zawsze kiedy pojawiałem się w obozie. Wszędzie, gdzie spojrzałem migotały szlachetne kamienie, które moja siostra przywołała w trakcie swojego pobytu tutaj. Mimo wszystko nie udało nam się nic zrobić z jej "darem", nawet nie wiedzieliśmy czy coś takiego jest możliwe. Przynajmniej potrafiła nad tym panować, już nie pojawiały się kiedy Hazel była pod wpływem zbyt silnych emocji. Zawsze coś. Teraz nie przejmowała się tym aż tak, jakby nie patrzeć była moją siostrą. Już raz jedną straciłem, nie mogłem pozwolić, żeby jeszcze jej coś się stało.
      - Nico? - łagodny głos Hazel wyrwał mnie z zamyślenia. Poczułem jak kładzie mi swoją ciepłą dłoń na ramieniu. Spojrzałem prosto w jej złote oczy, w których czaiło się niewypowiedziane pytanie. Nawet nie wiedziałem kiedy nauczyłem się czytać z jej twarzy, ale prawdopodobnie ona umiała tak samo wyczytać informacje z moich oczu. Tak naprawdę tylko przy niej potrafiłem pozwolić sobie na trochę więcej swobody. Mimo to nie wiedziała o mnie wszystkiego, nie wiedziała o Percym. 
      - Nic mi nie jest. - Odpowiedziałem szybko przenosząc wzrok na niebo. Moja prawa ręka automatycznie powędrowała do ramienia i zatrzymała się dopiero na miejscu, w które trafiła mnie strzała Erosa. Nie było po niej nawet śladu, ale ja podświadomie wyczuwałem, gdzie to było. Strzała mnie nie zraniła, nie zostało po niej nawet najmniejsze zadrapanie, ale były takie momenty, że czułem się, jakby nadal tkwiła w moim ciele. Nie mówiłem o tym nikomu, ale zdarzało się, że czułem w ramieniu pieczenie jak po ugryzieniu komara. To nie było normalne, może dlatego wolałem zachować to dla siebie. 
      - Na bogów, zawsze to mówisz. - Hazel nie irytowała się zbyt często, ale teraz w jej głosie brzmiało coś na kształt zdenerwowania. - Chodzi o tego potwora? - Nie odpowiedziałem na pytanie, tylko moja dłoń zacisnęła się mocniej na ramieniu. Hazel nie miała pojęcia jak blisko była prawdy. Sprawa tego ataku nie dawała nikomu spokoju. Potwór w granicach obozu, to nie mogło przejść bez żadnych konsekwencji. Ktoś musiał go tu wpuścić, gdzieś między nami chodził zdrajca, a my nic nie wiedzieliśmy. Już nie wspominając o tym, że niedługo miało się tu pojawić jeszcze więcej herosów. Kto wiedział, czy to nie stanie się znowu? Jeżeli atak nastąpi podczas igrzysk wszyscy zaczną się wzajemnie oskarżać. Dopiero co udało nam się nie dopuścić do jednej wojny domowej, relacje między Grekami a Rzymianami nadal były napięte. Dało się wyczuć, że wystarczy jedna iskra, a obie strony znowu staną po przeciwnych stronach. To było jak rozbrajanie bomby. Jednak nie to martwiło mnie najbardziej.
      Kate, złotowłosa młodsza siostra naszego największego bohatera. Sama nie zdawała sobie sprawy jak wszyscy na nią patrzą. Córka Pana Mórz, chyba jedyna, o jakiej słyszano. Na dodatek mag, chociaż o tym miałem mniejsze pojęcie. Nie trzeba było się zastanawiać, żeby dojść do wniosku, że ma o wiele więcej mocy, niż ktokolwiek z nas. Samo to, że podczas swojej pierwszej bitwy o flagę rozłożyła na łopatki Clarisse mówiło samo za siebie. Bogowie uważali ją za zagrożenie. Mogła być dla nas wielkim zagrożeniem, albo wręcz przeciwnie, ale sama wydawała się tego nie wiedzieć. Poza tym była siostrą wielkiego Percy'ego Jacksona. Nigdy nie widziałem go w roli starszego brata, ale coś mi mówiło, że ten syn Hermesa, który kręcił się przy niej nie miałby lekko, gdyby nasz zielonooki zbawca był obecny. Trzeba też dodać, że Kate miała niezwykły talent do bliskich spotkań ze śmiertelnym niebezpieczeństwem. Podczas pobytu tutaj już dwa razy nie wiedziałem czy nie czeka jej przedwczesne spotkanie z moim ojcem, a w jakiś sposób czułem się za nią odpowiedzialny. Percy zrobił dla mnie naprawdę wiele, więc mogę przynajmniej mieć na nią oko. Wielkim minusem tego było oczywiście samoistne zbliżenie się do niej. Bogowie, fata mnie nienawidzą. 
      - Ona mogła leżeć obok tej dziewczyny, rozumiesz? - Odezwałem się cicho po kilku długich minutach ciszy. - Pozwoliłem jej się wyprzedzić, a nie powinienem. Ten potwór mógł ją...
- Nico! - Hazel podniosła głos skutecznie mi przerywając. Szybko usiadła przede mną, żeby spojrzeć mi w twarz, ale ja skutecznie unikałem jej wzroku. - Nic jej się nie stało. Muszę ci przypominać, że jesteście tutaj, bo jesteście najlepsi z waszego obozu? - Kontynuowała już łagodniej. 
- Z naszego obozu? - Powtórzyłem za nią marszcząc brwi. - Nie ma żadnego "naszego obozu", wiesz dobrze, że...
- Nico di Angelo, na Jupitera, przestań zachowywać się jak skończony idiota! Udajesz, że nie należysz do żadnego z obozów, jakbyś nie był synem Hadesa. Chcesz uważać, że nie należysz nigdzie, a jednak jesteś tutaj razem z innymi Grekami. Oboje wiemy, że na Long Island jest domek Hadesa.
- Nie należę do ich obozu tak samo jak nie należę do tego. - Zacząłem przez zaciśnięte zęby. Nie spodziewałem się tego po własnej siostrze. To był czysty przypadek, że znalazłem się tutaj, gdyby Persefonie nagle nie odbiło nie byłoby żadnego problemu. Niestety mój ojciec się uparł, że nie mogę wiecznie przesiadywać u niego i podjął nieodwołalną decyzję o wysłaniu mnie do świata śmiertelników. Dzięki tato, tak bardzo mnie kochasz! - Dobrze wiesz, że nigdy tego nie chciałem. Jesteś moją...
- Siostrą? Tak, jestem, co nie zmienia faktu, że moim ojcem jest Pluton, a twoim Hades. Nawet nie próbuj mówić, że to nie ma znaczenia. Wybacz Nico, ale nie zastąpię ci twojej PRAWDZIWEJ siostry i oboje o tym wiemy. - Wyrzuciła z siebie Hazel tym razem patrząc mi prosto w oczy. Co najbardziej zabolało? W jej spojrzeniu nie było żadnego wyrzutu, nie miała do mnie pretensji, nawet nie była zła, nie o to. Nigdy tak naprawdę nie rozmawiałem z nią o Biance, ale ona wiedziała, że miałem przed nią inną siostrę, rodzoną nie przyrodnią. 
- Hazel, nigdy nie chciałem, żebyś kogoś mi zastąpiła... - Spróbowałem znowu jej przerwać, ale ona jakby nie słuchała.
- Poza tym, co tu robisz, skoro nie chciałeś należeć do żadnego obozu, co tutaj robisz z innymi Grekami? Musiałeś sam się zgłosić, poza tym nikt nie kazał ci pojawiać się w żadnym z obozów. Plączesz się we własnych tłumaczeniach. Nie, ty sam siebie okłamujesz. Chcesz wierzyć, że poradzisz sobie sam, ale jednak jesteś tu, z nami. Czemu? 
      - Ja... - Nigdy nie czułem się tak, jak teraz. Oczywiście, w pierwszym odruchu skierowałem się do Obozu Herosów. Musiałem powiedzieć Chejronowi o tym, co działo się z moją macochą, poza tym nadal wydawało mi się, że to nie był taki przypadek. Niestety, nic nie było jasne. Co chwila coś się działo, ale wydawało się to zupełnie niezwiązane z innymi "wypadkami". Nic nie miało sensu. Moje zachowanie też. Czemu zostałem w Obozie? Oczywiście, Chejron mi to proponował, ale dlaczego się zgodziłem? Nie potrafiłem sobie odpowiedzieć, odkąd pamiętam unikałem tego jak ognia, a teraz...
- Jesteś Grekiem, Nico, zawsze nim byłeś. Musisz się z tym pogodzić i może powinieneś zastanowić się też nad tym, co myślisz o Kate. - Stwierdziła Hazel po czym szybko wstała i zaczęła odchodzić.
- Kate?! A co ma do tego Kate?! - Zawołałem za nią szybko podrywając się na nogi. Moja siostra obróciła się na krótką chwilę, żeby na mnie spojrzeć i uśmiechnąć się. Dopiero po chwili zrozumiałem co miała na myśli i poczułem się naprawdę głupio. - To na pewno nie jest to, co myślisz! Nie chcę żeby coś jej się stało, to wszystko. Nie robię tego dla siebie tylko dla Percy'ego! 
- Tylko winny się tłumaczy! - Zaśmiała się Hazel i tyle ją widziałem. 
- Nigdy nie zrozumiem dziewczyn, te stworzenia są bardziej pokręcone niż sami bogowie. - Burknąłem pod nosem. 

~Kate~

      - Ale jesteś pewna?! - Zawołałam za Annabeth. Blondynka już zbiegała po schodach, a mi zostawało tylko ją gonić. Szkoda, że miałam krótsze nogi. 
- Jak jeszcze nigdy! - Odpowiedziała mi córka Ateny zeskakując z dwóch ostatnich stopni. 
      No tak, na jest pewna, szkoda, że ja nie! Dziewczyna mojego brata wymyśliła, że przecież Nico może mnie "dostarczyć" do Nowego Yorku w dosłownie kilka minut. Niestety wiedziałam, że wiąże się to z podróżą cieniem, na którą nie miałam najmniejszej ochoty. Raz już tego spróbowałam i miałam nadzieję, że nigdy nie będę musiała tego powtarzać. Oczywiście Duat musiało zrobić sobie przerwę techniczną i skazało mnie na naszego Króla Upiorów, a ja nie miała większego wyboru.
      Pobiegłam za Annabeth najszybciej, jak mogłam. Już sprawdziłyśmy pokój Nico, ale chłopaka w nim nie było, teraz zostawało nam zdać się na szczęście i szukać go w mieście. Miałam wrażenie, że jeżeli będę musiała przebiec za Annabeth tak przez cały Nowy Rzym to szybciej powędruję do krainy umarłych niż na Brooklyn. Jednak jestem szczęśliwym dzieckiem, bo Nico akurat postanowił pokazać się w salonie. Z miejsca stwierdziłam, że jest nieźle wkurzony. Jego mina mówiła sama za siebie, pewnie zamordowałby z miejsca pierwszą osobę, która odważyłaby się go zirytować. Mimo to nie miałam zbyt wielkiego wyboru i sama doskonale to wiedziałam. 
      - Nico? - Odezwałam się pierwsza zatrzymując się u stóp schodów. Syn Hadesa spojrzał na mnie obojętnie, ale nic nie powiedział, więc postanowiłam kontynuować. - Mogę mieć prośbę? - Zapytałam nieco niepewnie podchodząc do niego. Annabeth stanęła gdzieś na boku najwyraźniej nie chcąc się wcinać. 
- Zależy o co chcesz prosić. - Odparł chłopak nawet nie zmieniając wyrazu twarzy. 
      Odetchnęłam głęboko i usiadłam na kanapie i spojrzałam na niego mocno zagryzając wargę. Muszę go zapytać. Nie mam wyboru, na bogów! 
- Mógłbyśprzenieśćmniecieniemnabrooklyn? - Wyrzuciłam z siebie na jednym wydechu. 
- Eee... Miałbym twoje cienie na bruku? - Nico zmarszczył brwi próbując rozszyfrować moje słowa.
- Mógłbyś przenieść mnie cieniem na Brooklyn? - Powtórzyłam wolniej uśmiechając się nerwowo. - Muszę tam być dzisiaj, a moja magia nie działa. - Wyjaśniłam spuszczając wzrok na swoje dłonie. 
- Gdzie dokładnie? - Zapytał siadając obok mnie.
***

      Nienawidzę podróży cieniem! Już wolałabym umierać ze strachu na łodzi. Miałam ciarki jeszcze dobre kilka minut po zmaterializowaniu się na Brooklynie. Poza tym już na pierwszy rzut oka stwierdziłam, że Nico chyba z lekka przesadził teleportując nas od razu na drugi koniec kraju. Chłopak był bledszy niż zwykle i byłam prawie pewna, że gdybym go nie podtrzymała już by się przewrócił. 
- Nie musiałeś... - Westchnęłam przyglądając się twarzy Nico. On tylko wzruszył ramionami i stanął pewniej na nogach.
- Nic mi nie jest. - Odpowiedział, a na jego twarz już wracały kolory. - Możesz mnie puścić. 
      Nie chciałam się kłócić, odsunęłam się od niego i popatrzyłam przed siebie. Staliśmy na dachu jednego z opuszczonych magazynów, a przed nami wznosiła się kilkupiętrowa budowla. Nie każdy ją widział, ale miałam nadzieję, że Nico nie ma z tym problemów. Westchnęłam cicho i odgarnęłam włosy z twarzy. Zawiał delikatny wiatr kiedy ruszyliśmy w stronę Domu Brooklyńskiego. 
      W wielkiej sali powitał nas dobrze mi znany posąg Thota, egipskiego boga mądrości o głowie ibisa. Poza tym zauważyłam kilku starszych magów. To było dziwne, kiedy studenci traktowali mnie praktycznie jak równą sobie. No cóż, bycie trzecim najlepszym magiem na Brooklynie miało swoje zalety. Pomachałam im i rozejrzałam się w poszukiwaniu Cartera. Dość niedawno do niego dzwoniłam, miał na nas czekać. 
- Kate! - Zawołał mnie ktoś, kto na pewno nie był Carterem. Na dźwięk tego głosu poczułam się jakbym nagle zaczęła oddychać po zdecydowanie zbyt długim niedoborze powietrza. Obróciłam się w odpowiednim kierunku z sercem bijącym jak oszalałe. 
      Stała tam, przy wejściu do biblioteki. Ubrana w podarte jeansy, koszulę w kratkę i tenisówki. Blond włosy związała w kucyka i uśmiechała się do mnie. Sadie! Myślałam, że to jest sen, ale... Nie, przecież to wszystko było zbyt realne.
- Sadie! - Pisnęłam i rzuciłam się biegiem w stronę przyjaciółki zupełnie zapominając o Nico. Już po chwili ściskałam ją w ramionach śmiejąc się bez opanowania. To naprawdę była ona. Sadie wróciła!
- A kto inny? - Odpowiedziała blondynka również mnie przytulając.
- O bogowie... Nawet nie wyobrażasz sobie ile mam ci do opowiedzenia. - Powiedziałam odsuwając się od niej na długość ramion. 
      Mam wyczucie chwili, odsunęłam się akurat kiedy Carter wyszedł z biblioteki z jakimś zwojem w dłoni. Chłopak popatrzył na mnie z niezbyt pogodną miną. Poczułam lodowaty dreszcz na plecach. O czym on chciał ze mną rozmawiać? No i... Bogowie, czemu ja mam złe przeczucia.
- No hej. - Przywitałam się uśmiechając się. 
- Cześć. - Odpowiedział patrząc ponad moim ramieniem. - Myślałem, że nie dasz rady, znowu jesteśmy odcięci. 
- Wiem, Nico mi pomógł. - Odwróciłam się w stronę syna Hadesa, który stał w pewnej odległości od nas. - Przeniósł nas cieniem, nie masz nic przeciwko, żeby ze mną został?
      W odpowiedzi Carter skinął głową na zgodę i podszedł do drugiego chłopaka. 
- Carter Kane. - Przedstawił się wyciągając do Nico dłoń. Heros popatrzył na niego nieco niepewnie po czym uścisnął dłoń chłopaka.
- Nico di Angelo, syn Hadesa. - Odpowiedział. 
- O mnie nie pamiętasz, braciszku, jak zwykle. - Westchnęła dramatycznie Sadie po czym spojrzała na mnie. - Syn Hadesa? Czyżbyś pozazdrościła mi związku z bogiem umarłych? - Uśmiechnęła się w ten swój uszczypliwy sposób, a ja w końcu poczułam, że wróciłam do domu.
- Nawet tego nie sugeruj! Poza tym... Skąd ty...? - Zająknęłam się nagle uświadamiając sobie, że Sadie zachowuje się jakby wcale nie dziwiło jej istnienie kogoś takiego, jak dziecko Hadesa! 
- Carter trochę mi opowiedział, w końcu wiem skąd mamy drugiego krokodyla, tylko nasz pan Wikipedia nie raczył wyjaśnić co ty, moja droga uczennico, masz z tym wspólnego? - Odparła dziewczyna. 
- Od kiedy tak mnie nazywasz? - Nie zaprzeczam, poczułam się głupio.
- Chciałam spróbować... Głupio brzmi. - Blondynka wzruszyła ramionami.
- Jeżeli skończyłyście, przypominam, że mamy sobie trochę do wyjaśnienia. - Wtrącił Carter. - Chodźcie. - I już ruszył na taras, na którym zawsze jedzono posiłki.

***

Oke, wyrobiłam się w około dwa tygodnie. Jejejejejejej! Rozdział na około 5 stron. Specjalnie wstawiłam tu Nico, bo wiem jak go kochacie. Tak, jestem taka dobra i łaskawa... No i też kocham Nico. Nie wiem jak się wyrobię z kolejnym rozdziałem, bo w przyszłym tygodniu jadę na kilka dni do przyjaciółki, mam trochę do przeczytania (no tak, półka już mi się skończyła ;-;) i chciałabym trochę sobie porozpisywać, żeby czegoś nie przekręcić. Ale obiecuję się postarać. 

11 komentarzy:

  1. Świetny rozdział Czekam na next.
    LA.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wciąż mam banana na twarzy po tych fragmentach, w których Alec kozaczy i fangirl w sobie tłumię, żebym dała radę coś napisać. I w ogóle śpiąca jestem. I głodna. Jak zawsze. W sumie mój typowy stan - fangirl, chęć spania i jedzenia.
    Koniec tłumaczenia, dlaczego komentarz będzie beznadziejny.
    Lubię twoją narrację Nico. Jest bardzo fajna. Płynna. I w ogóle aw. Mama mi zrobiła kanapkę. Miło z jej strony. Nawet jeśli totalnie nie mam na nią ochoty. Zabij Hazel, k? Będzie spoko. Skoro zajebałaś ją już w crossie z "Darami" to możesz i tutaj.
    Śmierć Hazel.
    Polecam.
    Misa.
    W ogóle gada jakby znała Nico na wylot. Nie mówię, że jest niedodziałana i nic nie wie, ale z drugiej strony chyba się przecenia. Trochę. Trochę-Bardzo.
    Jestem tak w chuj ciekawa co zrobisz z tą strzałą. I w ogóle to już jest 27 rozdział ;-; Tyle podziwu, że potrafisz pisać tak długie opowiadania. Kanapka patrzy się na mnie oskarżycielsko. Kocham jak Hazel krzyczy capslem "PRAWDZIWEJ siostry". Cute.
    "Nie robię tego dla siebie tylko dla Percy'ego!" Co za wyznanie. Nieźle, nieźle, Nicoś.
    O, Annabeth. Ją też zabij. Niechaj się dzieje. Umierajcie, marni herosi. Szczególnie ci niedojebani. To jest, Hazel jest całkiem spoko, Ann niech sobie żyje, ale trochę krwi byłoby niezłym urozmaiceniem w tym fiku.
    Ej, podróże cieniem nie są takie złe. Bez przesady. Spierdalaj kanapko.
    Wreszcie Sadie. W ogóle, to co ci mówiłam o tej książce, co ją sobie kupiłam nad morzem, gdzie też jest Sadie, to ciekawa sprawa. Bo tamta Sadie też jest zajebista i przekochana. Kwestia imienia. Normalnie jakbym miała dziecko, to dałabym tak na imię, może by było takie zajebiste. Gdybym. Bo bym je prędzej wypierdoliła przez okno. Dzieci. Grr.
    Ten komentarz jest zjebany,
    *gestykulacja*,
    z trzech powodów.
    Pierwszy - bo nie mam odpowiedniego zasobu słownictwa.
    Drugi - bo właściwie to nie wiem, jak się pisze niezjebane komentarze.
    (och, nie martw się, nie będę ci kazać się pytać co z trzecim)
    No i trzeci - obawiam się, że to ja jestem tutaj dziwką beztalencia XDDD"
    Ale masz miłość, k <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny blog. Po prostu go uwielbiam. Nie moge doczekać sie kolejnego rozdziału.:) Szybko go dodaj.XD
    Zajrzyj też do mnie: http://demigodofbrooklyn.blogspot.com/
    Też łączę magów i herosów.:*

    OdpowiedzUsuń
  4. O bogowie! Ten rozdział jest genialny xD Jak wszystko co piszesz ;) Szkoda biednego Nico ;( Taa, osoby, które należą do Team Nico są zajebiasze xD Dużo weny i zdrowia (zwłaszcza psychicznego) życzę <3 I zapraszam do mnie opowiadania-herosi.blogspot.com :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Cześć! Wybacz, że nie skomentowałam Twojego poprzedniego rozdziału, ale byłam na obozie harcerskim i nijak nie byłam tam w stanie czytać i komentować blogów... :( Smuteł, ale trudno! Wróciłam i już zabrałam się za nadrabianie, co, swoją drogą, trochę czasu mi zajmuje...
    Ten rozdział (tak jak poprzedni) bardzo mi się podobał, a zwłaszcza relacja Nico! Kocham go po prostu!!! <3 Tak mi go żal, a Hazel niech spada do Tartaru z tymi swoimi głupimi tekstami! I Annabeth razem z nią. Chociaż w sumie, to Hazel lubię, tylko mnie troszkę zdenerwowała w tym rozdziale... Ale Annabeth, to możesz spokojnie uśmiercić. Nie będę się czepiała i może nawet przyjdę na stypę z okazji jej pogrzebu! Jeżeli będzie Nico, to na pewno... ;P
    Ad rem! Strasznie ciekawa sprawa z tą strzałą... Zastanawiam się, jak to rozwiniesz, bo zapowiada się fajny wątek... "Miałbym twoje cienie na bruku?" - to mnie strasznie rozwaliło! Ta poprawna interpretacja Nico... <3 No, i cieszę się, że Sadie wróciła, lubię ją. Oczywiście martwię się też o Percy'ego, ale w sumie, nie wiem czemu, ale mi go jakoś szczególnie nie brakuje... Nie, żebym miała coś do niego, ale szczerze mówiąc, to już rzygam Percybeth... Ale jeżeli będzie ich dużo, to trudno, przeżyję! Kocham Twojego bloga!
    Nie mogę się już doczekać następnego rozdziału!!!

    Pozdrawiam, weny życzę i czekam na next,
    Spite, wierna czytelniczka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejter gonna hejt, Annabeth i Hazel takie znienawidzone xD Dodałabym jeszcze Piper ;-; Wypowiedziałabym się o moich planach co do Annabeth, ale spojlerowałabym prawdopodobnie dwa ficki na raz, ups.
      Percy'ego Ci nie brakuje, bo Glonomóżdżki się rozmnożyły, ech, kiedyś powinnam go poszukać.
      Także ten, chyba jednak czas się odleniwić i zacząć pisać.

      Usuń
    2. Tak zgadzam się. Zabij Hazel. Też ją lubie ale w tym odcinku jej odwala. Takie WTF??!! Jak ona mówi. xD Ann też zabij. Najlepiej w bardzo bolesny sposób na oczach widzów. Hazel bardziej humanitarnie. A Piper też zabij ich to całkiem mie lubie. Zabij Ann i "Pipes" razem. :D

      Usuń
  6. Zajefajny i czekam na nastepny rozdzial
    **C

    OdpowiedzUsuń
  7. O jejku tak bardzo czekam :* JUŻ TAK DŁUGO :-( TEN BLOG JEST ŚWIETNY:** wydaje mi się że,minęły stulecia. Błagam pośpiesz się <3
    ~Ala

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jejku, przepraszam, popadłam w masakryczną fazę na Maleca, że nie byłam w stanie myśleć o niczym innym. Przepraszam za mój fangirlowy mózg. Rozdziału fragment już jest i czeka na dokończenie.

      Usuń
  8. To jest jedyny blog, który czytam. Czekam na dalszy ciąg. Cudne!! eJsteś wspaniała xD

    OdpowiedzUsuń