Sama nie wiem czemu Nico wywoływał u mnie tak skrajne uczucia. Z jednej strony chciałam się trzymać jak najdalej od niego. To chyba przez tą ponurą aurę, która go otaczała. Jednak równocześnie ciągnęło mnie do niego. Chciałam po prostu się do niego zbliżyć i... No nie wiem. Zrozumieć go? Poznać bliżej? No, po prostu miałam wrażenie, że ten dzieciak (- Nie jesteś o wiele starsza... - Zamknij się!) potrzebuje kogoś, komu mógłby zaufać. Nie wiem, o co mi dokładnie chodziło. Jednak teraz odsuwałam to na dalszy plan, nie dogadywaliśmy się, a ja nie zamierzałam się z, nim kłócić, to bezsensowna strata energii.
Świetnie, już prawie zapomniałam, że jestem głodna. Jednak nimfy powietrza zaczęły roznosić jedzenie po stołach. Chwała im za to! Uświadomiłam to sobie, dopiero kiedy nad głową przeleciał mi pieczony kurczak, a ja do końca nie zrozumiałam o co chodzi. No i powiem to tak: Gdyby Rzymianie w zamian za wygraną mieliby zapewniać mi jedzenie do końca życia już teraz ogłosiłabym ich mistrzami. Nie widziałam swojej miny, ale na pewno wyglądałam jak dziecko wpuszczone do fabryki słodyczy, co potwierdziły Annabeth i Reyna. Obie zaśmiały się cicho.
- Zupełnie jak Percy. - stwierdziła jedna z nich, nie potrafiłam stwierdzić, która, bo bardziej interesowała mnie pizza. Wyobraźcie sobie, że już miałam sięgnąć po cudownie pachnące jedzenie, a tu pewien zły człowiek musiał mi przerwać.
Chłopak w niebieskiej koszulce i białej todze przypominający stracha na wróble o blond włosach... Chwila, chwila, czemu on przy pasie miał pluszowe misie i sztylet?! A myślałam, że to ja jestem dziwna. Ale nie to się liczyło tylko to , że przez niego musiałam jeszcze czekać z jedzeniem. Nikt nie staje między mną, a jedzeniem! Nikt! A on popełnił ten błąd. Oczywiście, byłam zbyt zajęta rozmyślaniami nad misiami przy jego biodrach, żeby dotarło do mnie, że właśnie powiedział coś do Reyny.
- Misiobójca. - syknęła do mnie Annabeth. Nie musiała dwa razy powtarzać. Misie i sztylet nagle nabrały sensu. Tylko, po co mordować niewinne misie?! To musiał być jakiś psychopata! O tak, pewnie, kiedy nikogo nie ma w pobliżu chodzi do okolicznego Tesco w masce hokeisty i terroryzuje całe półki pluszaków. Już go nie lubiłam. Niestety, trzeba robić dobrą minę do złej gry, więc musiałam mu podać rękę.
- Kate, przedstawiam ci naszego augura, Octaviana. - Reyna stała za chłopakiem zachowując obojętną minę. A jaśnie pan Misiobójca? Patrzył na mnie z takim wyrazem twarzy jakbym była jakimś wielkim zagrożeniem.
- Kate, córka Posejdona. - powtórzyłam któryś raz z rzędu w tym dniu i wyciągnęłam do niego rękę siląc się na w miarę przyjazny uśmiech. On nawet nie próbował udawać, że coś do mnie ma. Co ja mu zrobiłam? Dopiero co mnie zobaczył. No i wyraźnie widziałam, że na wspomnienie o moim ojcu zmarszczył brwi i chyba chciał coś powiedzieć, ale się powstrzymał. I dobrze, bo skończyłby oblężony przez owocożerne nietoperze. Uścisnął moją dłoń, miał strasznie zimne, lodowate wręcz ręce. Wzdrygnęłam się lekko. A potem stała się kolejna z dziwniejszych rzeczy w moim życiu.
Miałam wrażenie, że między naszymi palcami przeskoczył prąd, wszystko zaszło mgłą, widziałam jedynie Octaviana. A potem nawet on zniknął. Chyba mam deja vu... Zobaczyłam dziewczynę w zielonej sukni i z zakrwawionym sztyletem w dłoni. Miała długie, ciemne włosy, a oczy świeciły dziwnym, złotym blaskiem. Poczułam na plecach dreszcze. Wyciągała do mnie rękę, a ja jakby w transie też to zrobiłam równocześnie puszczając dłoń Octaviana. Jednak nasze palce nigdy się nie spotkały.
Wizja urwała się dokładnie tak szybko , jak się zaczęła. Stałam naprzeciwko augura, który patrzył na mnie spod przymrużonych powiek jakbym właśnie kogoś zabiła. Nie wiedziałam, o co chodzi, popatrzyłam na innych, ale oni najwidoczniej nic nie zauważyli. Czy to w ogóle możliwe?
- Co...? - zachłysnęłam się powietrzem odsuwając się od chłopaka. Wtedy zauważyłam Reynę. Zapomniałam, że ona dalej tu stoi. Patrzyła na mnie pytająco, ale ja potrząsnęłam głową i szybko usiadłam na swoim miejscu. - Miło było poznać. - wymamrotałam w stronę Misiobójcy, który nadal patrzył na mnie jak na wcielenie szatana.
Szybko udałam, że wszystko jest jak najbardziej w porządku i zainteresowałam się jedzeniem. Przynajmniej chciałam, bo poczułam lekkie szturchnięcie i to nie od strony Annabeth. Odwróciłam głowę, żeby spojrzeć prosto na Nico. Chłopak patrzył na mnie pytająco. Czyli coś zauważył? Och, świetnie.
- Co? - syknęłam w jego stronę. Czy ja się dzisiaj najem?
- Wszystko...? - zaczął, ale nie dałam mu skończyć.
- Poza tym, że musiałam podać rękę mordercy pluszaków? Tak, a teraz pozwolisz mi zjeść? Bo jakoś nie wierzę, że się mną zainteresowałeś. - odparłam.
Syn Hadesa jedynie wzruszył ramionami i odwrócił się do Hazel. Tylko czy mi się jedynie wydawało, że w jego oczach zabłyszczało coś... Nieważne. Nie chce mi się teraz zastanawiać nad zachowaniami pana di Angelo, pizza jest zbyt kusząca.
***
Atmosfera rozluźniła się prawie natychmiast. Większość wieczoru spędziłam na rozmowach z Reyną i Annabeth, czasami jeszcze ktoś się wtrącał, ale to jedynie raz na jakiś czas. Tylko czemu tak lubiły porównywać mnie do Percy'ego? Podobno często mieliśmy podobny wyraz twarzy. I te przeklęte oczy, nie, żeby przeszkadzał mi ich kolor, ale dosłownie każdy je zauważał. To naprawdę dziwne uczucie, kiedy każdy patrzy ci w oczy. No i szybko wyszło na jaw czemu mojego kochanego braciszka nie ma z nami. Reyna po informacji, że wielki syn Posejdona znowu zaginął wyraźnie się spięła. Wydaje mi się czy ona też...? Nie , nie, nie. Przecież nie każdy musi zakochiwać się w moim bracie.Od rozpoczęcia kolacji minęło już chyba kilka godzin. Niebo pociemniało, ale nadal było ciepło. Nad wzgórzami otaczającymi obóz był świetny widok na gwiazdy. Zawsze uwielbiałam w nie patrzeć i widziałam je już chyba z większości kontynentów. Dzięki za cudowne dzieciństwo, mamo. No byłoby cudowne, gdyby nie komary pojawiające się dosłownie wszędzie. No prawie wszędzie, tutaj jakimś cudem nie było tych cholernych krwiopijców. No i nie mogę zapomnieć o cudownych deserach, które niedawno przyniosły, a raczej przywiały aury.
Wszyscy zaczęli chodzić między stołami rozmawiając ze sobą. Straciłam rachubę ilu ludzi już poznałam. Nico gdzieś zniknął. To znaczy widziałam go czasami, ale nie bardzo zwracałam na to uwagę. Teraz po prostu siedziałam po turecku na swoim miejscu i jadłam czerwone winogrona.
- Mogę się dosiąść? - usłyszałam za plecami. Obróciłam się i nagle poczułam się strasznie głupio przez fakt, że po wardze spływał mi słodki sok z winogron. Blondwłosy syn Hermesa uśmiechał się do mnie tak jak kilka tygodni temu w autokarze.
- Hmm... Miejsce nie jest podpisane i nigdzie nie jest powiedziane, że zajęcie go jest karalne. - wzruszyłam ramionami odwzajemniając uśmiech.
- Zawsze właścicielka miejsca obok może mieć coś przeciwko, a wolę nie narażać się jej jakże potężnemu ojcu. - odparł siadając obok.
- Jakbyś miał się czym przejmować. - prychnęłam. Tak, cokolwiek mogłam słyszeć o Posejdonie nie miałam o tym żadnego potwierdzenia. Mój rodziciel poza tym przyznaniem się do mnie nie dawał mi żadnego znaku, że w ogóle istnieje. Mam gdzieś co sądzą o mnie bogowie, skoro już mnie spłodził, to mógłby się chociaż zainteresować co wyrosło z tego jego boskiego materiału genetycznego, czy co oni tam mieli (wolałabym nie wnikać w szczegóły).
- Wiesz, bogowie tacy są, wiecznie zajęci, nie mają czasu... - westchnął James.
- Tak, słyszałam już to, wiem wszystko... - spojrzałam na niego niepewnie, oboje wiedzieliśmy, że ta rozmowa może zmierzać w stronę jego przyrodniego brata, którego nie miałam okazji poznać. Luke? Tak mu było na imię. Znałam całą historię, wszyscy o to zadbali.
- Dobra, chyba nie powinniśmy się teraz tym zajmować. Po co psuć sobie humor? - i znowu ten elfi uśmieszek.
- Też racja, więc o czym jaśnie pan chciał ze mną rozmawiać? - sięgnęłam po napój winogronowy. Tak, jestem uzależniona od winogron.
- Nie wiem. O życiu, o sensu naszej egzystencji, o trawie, o powietrzu... - zaczął wyliczać, a ja nie mogłam się powstrzymać od śmiechu. Jak ja kocham takich ludzi.
- Może porozmawiamy o pandach? - zaproponowałam.
- O pandzie mogę sprzedać ci pewną ciekawą historię. - mrugnął do mnie.
- A jaka będzie cena? - odstawiłam szklankę z napojem nie odrywając wzroku od chłopaka.
- Hmmm... W bajkach najczęściej jest pocałunek... - syn Hermesa zrobił minę myśliciela. - Ale ja nie jestem księciem, więc wystarczy mi, że postawisz mi kiedyś frytki. - dodał po chwili śmiejąc się z mojej miny.
- Doskonale, bo na pocałunek nie miałbyś co liczyć. - rzuciłam jakby od niechcenia.
- To może jednak będziemy negocjować. - oczywiście dałam mu do zrozumienia, że nie powinien ciągnąć tego tematu poprzez porządne szturchnięcie w bok. Poza tym chyba żadne z nas tego nie chciało.
~~~~~~~~~~
Dobrze, starałam się poprawić rozdział, ale nie jestem w stanie wyłapać wszystkiego, więc jak coś znajdziecie to piszcie. Wiem, że znowu nie pisałam dwa tygodnie, wybaczycie mojemu lenistwu? Staram się poprawić, bo to aż do mnie niepodobne, żeby odpuszczać sobie męczenie moich ukochanych postaci. No i co ja mam jeszcze powiedzieć. Ślicznie proszę o komentarze :3
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJak mogłaś tak długo nie dodawać rozdziału !! Tyle czekania... ( pomijam fakt iż sama nie dodawałam rozdziału równie długo ._. ) Tak czy siak ta notka = <3
OdpowiedzUsuńScena kiedy Nico podszedł do Kate taki zmartwiony o nią so cute :3
Więcej Nico !
Musze Ci przyznać, że uwielbiam charakter głównej bohaterki :D A dziś pokochałam ją bardziej gdyż mamy wspólne umiłowanie JEDZENIE <3
Więcej jedzenia !
A jej wewnętrzne rozmowy z samą sobą ubóstwiam ^^
Jestem ciekawa tej wizji, albo tez przebłysku nie wiem jak to nazwać, która miała Kate podczas witania się z tym idiotą od miśków-nigdy go nie lubiłam. Jak zawsze sprawiasz, że muszę zacząć myśleć i niecierpliwić się do następnej notki z twojej strony :c
Więc czekam czekam i czekam oraz życzę duuuuuuuużo weny c:
Więcej weny !
Pozdrawiam :* i zapraszam do siebie na nowy rozdział :D
http://potomkowieherosow.blogspot.com/
Tam ra ta dam no i PIERWSZA ^^ xD
Nico sam w sobie jest taki so cute *-* Ale muszę zachowywać bezstronność xD A skoro kochasz Kate to kochasz taką dopracowaną, lepszą wersję mnie :3 Jedzenie forevaaaaa <3
UsuńKto lubi Octaviana? O.O Chyba jeszcze nikogo takiego nie spotkałam.
A co do Twojego rozdziału zajrzę jak wszystko ogarnę + mam postanowienie w końcu skomentować :3
Również pozdrawiam :*
Ja na asku spotkałam dziewczynę która lubi Oktawiana xD Dla mnie ten gościu jest chory psychicznie
UsuńZajebisty rozdział *-*
OdpowiedzUsuńNico <3 *lekka faza, lekka* Nico <3 Nico <3 Nico <3 Nico <3 Nico <3 Nico <3 Nico <3 Nico <3 Nico <3...
Oktavian - misiobójca :3
Kate x jedzenie = forever together <3 xDDD
Powtórzę się: rozdział zajebisty ^^
Czekam na nn ;3
Weny!
~Mad ;*
Na początek pragnę się usprawiedliwić, że nie skomentowałam od razu... Ale to przez to, że mi się nie wyświetliło, ze do mnie napisałaś! Normalnie SZOK!
OdpowiedzUsuńSzczerze, to rozdział mnie nie zadowala, bo za krótki :* Spodziewałam się przynajmniej 666 stron w Wordzie... mówi się trudno.
Wpadło mi do głowy coś genialnego... Dlaczego Kate nie porozumie się z Sadie, albo Sadie z Kate, za pomocą tych magicznych medalionów od Walta? Chyba, że gdzieś napisałaś, że nie może a mój mózg to przeoczył... Wielce prawdopodobne.
W skrócie - super, fajnie, świetnie, genialnie, fantastycznie i wiele, wiele innych przymiotników, które mniej więcej oznaczają, że rozdział był, mimo iż za krótki, mistrzowski!
Pozdrawiam, ściskam, całuję a resztę po 22 xD,
Scarlett :)
Wybacz, że komentuję tak późno, ale ostatnio wszędzie docieram później niż bym chciała.
OdpowiedzUsuńJa też nie lubię Oktawiana. O nie, nie. Ma zbyt mroczną przeszłość. I go nie lubię.
Kate jest takim żarłokiem jak ja ^.^ Tyle że ja bardziej na nie-obiadowe rzeczy się rzucam :D
James jest siuper! Nie, to co ten morderca. Wgl bardzo fajnie kreujesz postacie. Od razu pałam do większości miłością.
Pozdrawiam!
Genialne!!! Strasznie mi się podoba, ale daj mi więcej Nica mego książkowego męża ;) Sama chciałam mieć blog o córce Egiptu i Grecji... Ale ciebie nie przebiję!
OdpowiedzUsuń