Stałam za Nico, Annabeth i Clarisse, gdzieś z boku miałam Jamesa i jego dwóch braci, pewnie dla tego cały czas sprawdzałam swoje kieszenie. Był z nami jeszcze Chejron, ale tylko dzisiaj, potem wracał na Long Island, a poza nim Jason, on zostawał. Nie wnikałam w to, już wiedziałam, że jest synem rzymskiego aspektu Zeusa, a nazwa Obóz Jupiter mówiła sama za siebie. Poza tym zdążyłam się już trochę nasłuchać o Kronosie, Gai i dosłownie wszystkich misjach i zadaniach mojego brata i reszty Wielkiej Siódemki, z której znałam jedynie piątkę. Nie powiem, to zmieniało sposób, w jaki o nich myślałam, zaczynałam ich naprawdę podziwiać, tak jak już wcześniej podziwiałam Sadie i Cartera. Czyli wracając do mojej poprzedniej myśli - Jason był tu i zostawał z nami pod pretekstem "pilnowania" nas, jednak musiał mieć w tym swój własny motyw. Chociaż czy od tak zgodziłby się zostawić Piper samą w Obozie Herosów? A z resztą, nie moja sprawa...
Popatrzyłam przed siebie, Chejron z Rzymianką rozmawiali o czymś spokojnie, po czym centaur pożegnał się z nami i życzył nam powodzenia. No i nasz opiekun już nas opuszczał. Nie dziwiłam się, biorąc pod uwagę nastawienie Pana D. "Miej wyjebane, a będzie ci dane." i znając większość herosów (ci od Morfeusza to wyjątkowo spokojny wyjątek) pewnie już teraz na Long Island panowała anarchia. Już widziałam jaką imprezę urządzili obozowicze, a to tylko dzięki nam.
Przez bardzo krótką chwilę panowała pełna napięcia cisza, ale nie trwała ona dłużej niż pół minuty. Annabeth jako pierwsza podeszła do Rzymianki i po przyjacielsku ją uścisnęła, tak po prostu. Obie coś powiedziały. Nie słuchałam ich, to w końcu nie moja sprawa. Po córce Ateny przyszła kolej na Jasona. Jakoś nie mogłam się powstrzymać, żeby na nich nie spojrzeć. Wydawało mi się, że było między nimi coś dziwnego. Jason był stąd, pewnie znali się już wcześniej. Może kiedyś coś między nimi było? Dobra, to też nie jest moja sprawa. Kiedy Jason odsunął się na bok stała się najdziwniejsza rzecz jaką kiedykolwiek widziałam. Nico di Angelo sam z siebie przytulił dziewczynę. Fajnie by było wiedzieć jak się nazywa, ale dobra, nic nie mówię. Poza tym nie miałam jak zapytać. Stałam i przypatrywałam się tej dziwnej scenie. To nie był taki uścisk od niechcenia, albo tylko ja odnosiłam takie wrażenie. Wydawało mi się, że musieli coś razem przejść, albo... Nieważne, znowu nie moja sprawa. Kiedy ja się nauczę, że mam przestać się wtrącać? Jestem nowa, nie powinnam się wtrącać, nie miałam do tego prawa.
Mój wzrok sam powędrował niżej, aż w końcu wpatrywałam się w moje trampki. Czy tak teraz to będzie wyglądać? Wszyscy zajęci swoimi znajomościami i ja pomiędzy nimi. Czemu w ogóle tak się czułam? Jeszcze jakiś czas temu wszystko było świetnie. Tylko, że wtedy jeszcze był Percy, ja nie byłam pokłócona z Nico... Ale czy to możliwe, że to wszystko przez nich? Wcześniej nie byłam uzależniona od tego, czy miałam przy sobie Sadie. Co mi się ostatnio stało?
Poczułam lekkie szarpnięcie za nadgarstek co skutecznie ściągnęło mnie na ziemię. Uniosłam głowę i zobaczyłam przed sobą Jasona. Próbowałam coś powiedzieć, zapytać o co chodzi, ale zanim coś powiedziałam chłopak pociągnął mnie na przód. Nawet jakbym próbowała protestować syn Jupitera był ode mnie kilka razy silniejszy. Wystarczyło lekko mnie pociągnąć, a poleciałam za nim jakbym nic nie ważyła. Nie dziwiłam się temu, byłam dość drobna i nie ważyłam więcej niż pięćdziesiąt kilo.
Stanęłam naprzeciwko Rzymianki pomiędzy Jasonem a Annabeth. Stojąc między nimi czułam się dziwnie mała. Uniosłam wzrok na dziewczynę przed nami, a na mojej twarzy pojawił się nerwowy uśmiech. Ktoś chyba musiał wcześniej coś o mnie wspomnieć bo wyciągnęła do mnie dłoń w geście powitania.
- Jestem pretorem Nowego Rzymu, Reyna. - przedstawiła się. Uścisnęłam jej rękę starając się trochę rozluźnić.
- Kate, córka Posejdona. - udało mi się jakoś przedstawić. Reyna popatrzyła na mnie z góry, a kącik jej ust uniósł się lekko jakby w uśmiechu, który szybko zniknął. Puściła moją dłoń i popatrzyła na nas wszystkich.
- Miło mi was powitać w Obozie Jupiter. - zaczęła. - Jestem Reyna, pretor Nowego Rzymu. W najbliższym czasie będziecie tutaj mieszkać, mam nadzieję, że będzie nam się dobrze współpracować. - W odpowiedzi wszyscy odkrzyknęli coś, co zlało się w jedno zgodne oświadczenie, że będzie genialnie.
***
Szybko zakwaterowaliśmy się w Nowym Rzymie nawet biorąc pod uwagę upierdliwego rzymskiego boga, który był bardziej czepliwy niż ochrona na lotnisku. Oświadczył, że musimy zostawić broń poza granicami miasta, czepiał się ubioru, fryzur... Normalnie jak ochroniarz, wykrywacz metalu i upierdliwa babcia w jednym! Mi udało się uniknąć całkowitego rozbrojenia dzięki Duat, najwidoczniej moja "walizka" była skutecznie ukryta przed wścibskim nosem Terminusa (jej, zapamiętałam jak się nazywał!). Oczywiście szybko spotkałam się z pytaniem "Czy naprawdę tylko tyle ze sobą zabrałam?", obiecałam wyjaśnić to później. Zbliżał się już wieczór i wszyscy chcieli odpocząć.
Specjalnie dla nas przygotowano pokoje w jednej czy dwóch willach w mieście. Musiałam przyznać, że Rzymianie mi zaimponowali. Dla każdego z nas przygotowali osobny pokój. Nie wiem jak wyglądały inne, ale mój był cudowny. Był średniej wielkości, pod ścianą miałam dwuosobowe łóżko przykryte białą pościelą. W szafkach było dwa razy więcej miejsca niż potrzebowałam, miałam dostęp do prądu, a z balkonu miałam świetny widok na ogrody. Łazienkę dzieliłam z Annabeth i Clarisse, nie miałam z tym problemu chociaż nie byłam pewna jakie są stosunki między tymi dwiema heroskami.
Miałam trochę czasu na rozpakowanie się i inne takie rzeczy, na dwudziestą mieliśmy mieć powitalną kolację. Nie miałam pojęcia jak to będzie wyglądać, ale byłam pewna, że bardziej interesuje mnie jedzenie. Tak, już robiłam się głodna dla tego kiedy Annabeth przyszła po mnie prawie skakałam z radości. Blondynka powiedziała, że chce się upewnić, że nie będzie w pobliżu Clarisse.
- Wydaje mi się, że jej głównym celem będzie utrudnienie życia tylu potomkom Marsa, ilu tylko zdąży dorwać. - stwierdziła z niekrytym rozbawieniem.
- Już im współczuję. - zaśmiałam się po czym praktycznie doskoczyłam do niej. - To idziemy? Jeszcze trochę i umrę z głodu. - westchnęłam dramatycznie.
- Echhh... Jakbym słyszała Percy'ego. - zaśmiała się dziewczyna, jednak nie trwało to długo. Wspomnienie o moim bracie było zabawne, ale obie prawie od razu zamilkłyśmy. Chyba wszystkim go brakowało. Tak bardzo chciałam, żeby się odnalazł, żeby wyskoczył zza rogu i powiedział, że to tylko głupi żart. Zlałabym go za to jeżeli tylko moje głupie zachcianki mogłyby być prawdą. - Przepraszam... - szepnęła córka Ateny.
- Nic się nie stało. Pewnie brakuje ci go bardziej niż mi. - stwierdziłam przygryzając wargę.
Szłyśmy powoli po schodach kierując się do wyjścia. Już wcześniej zdążyłam się rozejrzeć. Budynek przypominał wille budowane w starożytnym Rzymie połączone z nowożytną architekturą. Może i było to dziwne połączenie, ale posiadało swój urok.
- Chciałabym powiedzieć, że tak, ale nie mogę ocenić jak ty się czujesz. - odparła Annabeth przyglądając się mi. To było dziwne tak na nią patrzeć. Na pierwszy rzut oka można było stwierdzi, że nic się w niej nie zmieniło, ale tak nie było. Przy Percym po prostu było widać, że była szczęśliwa, teraz to po prostu zniknęło.
- Nie umiem ocenić za was, ale znacie go dłużej, a ja... Tak jakby wzięłam się znikąd i... - westchnęłam cicho.
- Nawet tak nie mów. - ucięła córka Ateny. - Nie ma znaczenia ile się kogoś zna. Nie chcę słyszeć takich głupot. Jesteś tak samo ważna jak inni. - mówiąc to patrzyła na mnie wzrokiem nieznoszącym sprzeciwu, jednak to nigdy na mnie nie działało.
- Proszę cię. - prychnęłam. - Nie dorastam wam nawet do pięt, wiem jak czasami się na mnie patrzy. Wszyscy oczekują, że mogę być taka jak Percy kiedy ja po prostu nie potrafię... No i większość z was ledwie mnie zna. Niby jestem taka jak wy, ale jednak nie jestem. - Naprawdę nie wiem czemu to mówiłam, po prostu musiałam w końcu to z siebie wyrzucić. Chyba moim największym problemem było to kim byłam. Niby mag, niby heros i nie wszyscy o tym wiedzieli. To było trudne starać się to jakoś rozdzielić. Walcząc z Jasonem czasami się zapominałam i chłopak obrywał z jakiegoś zaklęcia. W drugą stronę było łatwiej, magiem byłam dłużej i wydawało mi się to prostsze.
- Kate, przestań. - blondynka położyła mi dłoń na ramieniu. - Nikt nie oczekuje, że będziesz Percym. Jesteś świetnym herosem i jestem pewna, że nikt temu nie zaprzeczy. Nie znamy się znowu tak długo, ale zdążyłam cię polubić... Mało tego, przekonałaś do siebie Clarisse, wiesz jaki to jest wyczyn? - na jej ustach pojawił się lekki uśmieszek.
- Rozumiem, że jestem cudotwórcą? - mimo wszystko zaśmiałam się cicho. W odpowiedzi usłyszałam śmiech szarookiej. Może jednak nie jest ze mną tak źle? Na pewno czułam się lepiej niż chwilę wcześniej.
Zdążyłyśmy już zejść po schodach i wyjść na zewnątrz. Nowy Rzym był naprawdę zachwycający, zauważyłam dwójkę dzieci bawiącą się jeszcze na dworze. W kafejkach siedziało kilka osób, ale większość szła w tą samą stronę co my. Naprzeciw nam wyszła Reyna. Nie wiedziałam co o niej sądzę, wydawała się w porządku, nie brałam pod uwagę tego, jak się zachowywała na początku. Ona tu tak jakby rządziła, pewnie musiała się tak do nas zwracać. Ale jednak nie wiedziałam czy wolę się do niej zbliżyć czy wręcz odwrotnie.
Wepchnęłam dłonie do kieszeni, do których napchałam kilka egipskich amuletów. Nie pasowały mi dzisiaj do ubrań, ale wolałam mieć je przy sobie. Jedynie Węzeł Izydy wisiał mi na szyi, mimo wszystko wierzyłam, że coś mi to daje. Podążałam ścieżką Izydy i nawet biorąc pod uwagę jak okropna i upierdliwa była ta bogini w jakiś sposób jej ufałam. Co z tego, że wszyscy egipscy bogowie odeszli, a przynajmniej tak twierdzili Carter i Sadie? Oni też nosili swoje amulety czyli coś było na rzeczy. Znowu tak odleciałam, że nie zauważyłam kiedy Reyna i Annabeth wdały się w rozmowę. Wyglądało na to, że świetnie się dogadują, więc się nie wtrącałam, a przynajmniej taki miałam zamiar.
- Córka Posejdona... - zwróciła się do mnie pretor obozu. Patrzyła na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Słucham? - odpowiedziałam unosząc głowę.
- Jesteś mi winna wyjaśnienia. - przypomniała Rzymianka. Tak, prawie zapomniałam, bagaż...
- A, to... Mogłabym powiedzieć, że to nie jest takie trudne, chociaż biorąc pod uwagę, że nie wiesz nic o tym... - uśmiechnęłam się nerwowo zaciskając palce na chłodnym łańcuszku.
- Jestem pewna, że zrozumiem. - odparła dziewczyna prowadząca nas przez miasto.
- Skoro tak... Mam wszystko w swojej magicznej szafce ukrytej w krainie duchów zwanej Duat. - powiedziałam jakby to było coś zupełnie normalnego. Tak, jak się spodziewałam dziewczyna popatrzyła na mnie z niedoważaniem.
- Ty tak na poważnie? - zapytała, a ja byłam pewna, że zaraz zacznie się śmiać.
- Jak najbardziej. Widzisz, tu się zaczyna temat starożytnego Egiptu, magii, tamtejszych bogach i innych pierdołach. - nie wiem jakim cudem udało mi się zachowywać powagę. Najczęściej jak kogoś przekonuję, że mówię prawdę zaczynam się śmiać i nikt nie bierze mnie na poważnie.
- To przecież niemożliwe żebyś była dzieckiem Posejdona będąc też dzieckiem jakiegoś egipskiego bóstwa. - stwierdziła Reyna. Rzuciłam okiem na Annabeth, nie prosiłam ją o pomoc. Nie miałam wątpliwości, że już od dawna rozumiała cały ten boski bajzel, ale chyba wolałam sama mówić.
- Bo nie jestem, egipscy bogowie nie mają dzieci ze śmiertelnikami. Jestem magiem, tak jak w starożytnym Egipcie byli magowie. Na świecie jest nas dość sporo, pochodzimy od dawnych faraonów, wiesz, jakbym skoczyła do jakiegoś muzeum pewnie znalazłabym jakiegoś swojego przodka. - tutaj cicho się zaśmiałam. Rzymianka nadal patrzyła na mnie z lekkim niedowierzaniem, jednak po chwili skinęła głową.
- Dobra, kraina duchów... Powiedzmy. - na jej ustach pojawił się lekki uśmiech.
Akurat dotarłyśmy na miejsce. Kolacja odbywała się na powietrzu. Na placu ustawiono kanapy i stoły, na których duchy powietrza czy jak tam się znały te nimfy ustawiały jedzenie. Wszyscy powoli zajmowali sobie miejsca. Reyna poprowadziła nas do największego stołu, przy którym siedzieli już trzej synowie Hermesa. Poznałam po tym, że James do mnie zamachał szczerząc się podejrzanie. Zanim zdążyłyśmy zająć swoje miejsca pojawiło się dwóch nieznanych mi herosów. Oczywiście chyba tylko ja ich nie znałam, bo Annabeth od razu podbiegła się przywitać. Ta dwójka chyba była parą. Wysoki napakowany chłopak o Azjatyckich rysach wyglądałby dość groźnie gdyby nie jego twarz, która kojarzyła mi się z misiem pandą. Obok niego stała dość drobna, ciemnoskóra dziewczyna o kręconych, karmelowych włosach. Chłopak miał na sobie fioletową togę i taką samą odznakę jak Reyna, a dziewczyna fioletowy podkoszulek z napisem "SPQR" i szorty. Nagle coś mnie oświeciło. Tatuaże. Percy i Jason mieli na przedramionach takie napisy. Dobra, chyba musiałam nieuważnie słuchać kiedy mi opowiadano o tym, co się działo podczas wojny z Gają, bo przecież wiedziałam, że obaj byli przynajmniej jakiś czas w tym obozie.
- Kate, poznaj Franka i Hazel. - powiedziała Annabeth po raz kolejny uświadamiając mnie, że znowu odleciałam. Co się ze mną dzieje?! - Frank, Hazel, to jest Kate, siostra Percy'ego. - dodała wypychając mnie przed siebie. Poważnie? Czy ja jestem jakimś manekinem?!
- Hej, miło poznać. - powiedziałam uśmiechając się.
- Ciebie też. - odpowiedziała Hazel, Frank uśmiechnął się niepewnie i skinął mi głową.
Nagle znikąd zmaterializowała się Clarisse i porządnie klepnęła Franka w plecy. Poważnie, chłopak potknął się, a dziewczyna tylko się zaśmiała.
- Jak tam radzi sobie kochany braciszek? - zapytała, ale nie byłam pewna czy ten "kochany" był na poważnie.
- Ciebie też dobrze widzieć. Dzięki, świetnie. - wyjąkał stając prosto. Clarisse zaśmiała się i zajęła miejsce przy stole. Przynajmniej wiedziałam już, że Frank jest synem Marsa. Och tak, znam się na tych wszystkich starożytnych cywilizacjach dzięki mamie. Miałam nadzieję, że możemy już usiąść, ale ja zawsze się mylę.
Nico di Angelo, Król Upiorów, któremu obecnie chętnie bym przypierdoliła za jego zachowanie wyskoczył gdzieś za moimi plecami i nie byłam tego świadoma dopóki się nie odezwał. Nie zwracałam uwagi na to co powiedział. Wrzasnęłam i odskoczyłam w przód wykrzykując coś po arabsku, co miało być zaklęciem, ale wyszedł z tego piskliwy bełkot. Tak, oto mój geniusz. Miał szczęście, że zapomniałam o samoobronie. Oczywiście nagle stałam się jednoosobowym centrum rozrywki, przynajmniej dla otaczających mnie herosów.
- Uspokoisz się? - zapytał najspokojniej w świecie Nico.
- Nie! Czy ty zawsze musisz to robić?! Człowieku uświadom sobie, że większość ludzi wystraszy się jeżeli od tak zajdziesz ich od tyłu i...! - chciałam brzmieć poważnie, ale mój głos obecnie był zbyt piskliwy. Syn Hadesa uśmiechnął się złośliwie i wzruszył ramionami.
- Dobra, spokojnie, nie ma sensu się kłócić. - wtrąciła się Hazel wychodząc między nas. Wyraz twarzy Nico trochę złagodniał. Podszedł do dziewczyny i przytulił ją. Jak mam to rozumieć? Cy on wszystkich z tego obozu przytula? Albo tylko dla mnie jest taki... Taki jaki jest.
- Hazel jest córką Plutona. - szepnęła do mnie Annabeth zauważając mój wyraz twarzy. - Chodź, podobno byłaś głodna. - dodała ciągnąc mnie w stronę stołu.
Świetnie, czemu czuję się jak małe dziecko?
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Na wstępie mam dla Was wielkie "Przepraszam". Tak, wiem, że czekaliście strasznie długo, wiem jak to jest i naprawdę przepraszam. To wina mojego lenistwa, braku czasu i po części kaprysów mojej weny, bo ostatnio myślę głównie o jakichś dziwnych one - shotach/kilkupartówkach. I tutaj przechodzę do kolejnego ogłoszenia: http://fuck-logic-fuck-normality.blogspot.com/ Oto mój niedawno założony blog na takie właśnie popierniczone pomysły, zapraszam, ale uprzedzam, że czasami są to naprawdę dziwne pomysły.
Nie jestem w pełni zadowolona z tego rozdziału, ale już mówi się trudno bo jakoś nie umiem tego inaczej poskładać. Co do opisu Nowego Rzymu i ogólnie co do Obozu Jupiter przepraszam za wszelkie błędy, ale aktualnie pożyczyłam Syna Neptuna i nie miałam jak tego dokładniej sprawdzić, a książkę czytałam już dość spory czas temu. Jeżeli coś się nie zgadza to piszcie, zaraz będę poprawiać.
No i to na tyle, proszę o komentarze, chociażby takie krótkie, to naprawdę motywuję. Do napisania <3
Zdążyłyśmy już zejść po schodach i wyjść na zewnątrz. Nowy Rzym był naprawdę zachwycający, zauważyłam dwójkę dzieci bawiącą się jeszcze na dworze. W kafejkach siedziało kilka osób, ale większość szła w tą samą stronę co my. Naprzeciw nam wyszła Reyna. Nie wiedziałam co o niej sądzę, wydawała się w porządku, nie brałam pod uwagę tego, jak się zachowywała na początku. Ona tu tak jakby rządziła, pewnie musiała się tak do nas zwracać. Ale jednak nie wiedziałam czy wolę się do niej zbliżyć czy wręcz odwrotnie.
Wepchnęłam dłonie do kieszeni, do których napchałam kilka egipskich amuletów. Nie pasowały mi dzisiaj do ubrań, ale wolałam mieć je przy sobie. Jedynie Węzeł Izydy wisiał mi na szyi, mimo wszystko wierzyłam, że coś mi to daje. Podążałam ścieżką Izydy i nawet biorąc pod uwagę jak okropna i upierdliwa była ta bogini w jakiś sposób jej ufałam. Co z tego, że wszyscy egipscy bogowie odeszli, a przynajmniej tak twierdzili Carter i Sadie? Oni też nosili swoje amulety czyli coś było na rzeczy. Znowu tak odleciałam, że nie zauważyłam kiedy Reyna i Annabeth wdały się w rozmowę. Wyglądało na to, że świetnie się dogadują, więc się nie wtrącałam, a przynajmniej taki miałam zamiar.
- Córka Posejdona... - zwróciła się do mnie pretor obozu. Patrzyła na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Słucham? - odpowiedziałam unosząc głowę.
- Jesteś mi winna wyjaśnienia. - przypomniała Rzymianka. Tak, prawie zapomniałam, bagaż...
- A, to... Mogłabym powiedzieć, że to nie jest takie trudne, chociaż biorąc pod uwagę, że nie wiesz nic o tym... - uśmiechnęłam się nerwowo zaciskając palce na chłodnym łańcuszku.
- Jestem pewna, że zrozumiem. - odparła dziewczyna prowadząca nas przez miasto.
- Skoro tak... Mam wszystko w swojej magicznej szafce ukrytej w krainie duchów zwanej Duat. - powiedziałam jakby to było coś zupełnie normalnego. Tak, jak się spodziewałam dziewczyna popatrzyła na mnie z niedoważaniem.
- Ty tak na poważnie? - zapytała, a ja byłam pewna, że zaraz zacznie się śmiać.
- Jak najbardziej. Widzisz, tu się zaczyna temat starożytnego Egiptu, magii, tamtejszych bogach i innych pierdołach. - nie wiem jakim cudem udało mi się zachowywać powagę. Najczęściej jak kogoś przekonuję, że mówię prawdę zaczynam się śmiać i nikt nie bierze mnie na poważnie.
- To przecież niemożliwe żebyś była dzieckiem Posejdona będąc też dzieckiem jakiegoś egipskiego bóstwa. - stwierdziła Reyna. Rzuciłam okiem na Annabeth, nie prosiłam ją o pomoc. Nie miałam wątpliwości, że już od dawna rozumiała cały ten boski bajzel, ale chyba wolałam sama mówić.
- Bo nie jestem, egipscy bogowie nie mają dzieci ze śmiertelnikami. Jestem magiem, tak jak w starożytnym Egipcie byli magowie. Na świecie jest nas dość sporo, pochodzimy od dawnych faraonów, wiesz, jakbym skoczyła do jakiegoś muzeum pewnie znalazłabym jakiegoś swojego przodka. - tutaj cicho się zaśmiałam. Rzymianka nadal patrzyła na mnie z lekkim niedowierzaniem, jednak po chwili skinęła głową.
- Dobra, kraina duchów... Powiedzmy. - na jej ustach pojawił się lekki uśmiech.
Akurat dotarłyśmy na miejsce. Kolacja odbywała się na powietrzu. Na placu ustawiono kanapy i stoły, na których duchy powietrza czy jak tam się znały te nimfy ustawiały jedzenie. Wszyscy powoli zajmowali sobie miejsca. Reyna poprowadziła nas do największego stołu, przy którym siedzieli już trzej synowie Hermesa. Poznałam po tym, że James do mnie zamachał szczerząc się podejrzanie. Zanim zdążyłyśmy zająć swoje miejsca pojawiło się dwóch nieznanych mi herosów. Oczywiście chyba tylko ja ich nie znałam, bo Annabeth od razu podbiegła się przywitać. Ta dwójka chyba była parą. Wysoki napakowany chłopak o Azjatyckich rysach wyglądałby dość groźnie gdyby nie jego twarz, która kojarzyła mi się z misiem pandą. Obok niego stała dość drobna, ciemnoskóra dziewczyna o kręconych, karmelowych włosach. Chłopak miał na sobie fioletową togę i taką samą odznakę jak Reyna, a dziewczyna fioletowy podkoszulek z napisem "SPQR" i szorty. Nagle coś mnie oświeciło. Tatuaże. Percy i Jason mieli na przedramionach takie napisy. Dobra, chyba musiałam nieuważnie słuchać kiedy mi opowiadano o tym, co się działo podczas wojny z Gają, bo przecież wiedziałam, że obaj byli przynajmniej jakiś czas w tym obozie.
- Kate, poznaj Franka i Hazel. - powiedziała Annabeth po raz kolejny uświadamiając mnie, że znowu odleciałam. Co się ze mną dzieje?! - Frank, Hazel, to jest Kate, siostra Percy'ego. - dodała wypychając mnie przed siebie. Poważnie? Czy ja jestem jakimś manekinem?!
- Hej, miło poznać. - powiedziałam uśmiechając się.
- Ciebie też. - odpowiedziała Hazel, Frank uśmiechnął się niepewnie i skinął mi głową.
Nagle znikąd zmaterializowała się Clarisse i porządnie klepnęła Franka w plecy. Poważnie, chłopak potknął się, a dziewczyna tylko się zaśmiała.
- Jak tam radzi sobie kochany braciszek? - zapytała, ale nie byłam pewna czy ten "kochany" był na poważnie.
- Ciebie też dobrze widzieć. Dzięki, świetnie. - wyjąkał stając prosto. Clarisse zaśmiała się i zajęła miejsce przy stole. Przynajmniej wiedziałam już, że Frank jest synem Marsa. Och tak, znam się na tych wszystkich starożytnych cywilizacjach dzięki mamie. Miałam nadzieję, że możemy już usiąść, ale ja zawsze się mylę.
Nico di Angelo, Król Upiorów, któremu obecnie chętnie bym przypierdoliła za jego zachowanie wyskoczył gdzieś za moimi plecami i nie byłam tego świadoma dopóki się nie odezwał. Nie zwracałam uwagi na to co powiedział. Wrzasnęłam i odskoczyłam w przód wykrzykując coś po arabsku, co miało być zaklęciem, ale wyszedł z tego piskliwy bełkot. Tak, oto mój geniusz. Miał szczęście, że zapomniałam o samoobronie. Oczywiście nagle stałam się jednoosobowym centrum rozrywki, przynajmniej dla otaczających mnie herosów.
- Uspokoisz się? - zapytał najspokojniej w świecie Nico.
- Nie! Czy ty zawsze musisz to robić?! Człowieku uświadom sobie, że większość ludzi wystraszy się jeżeli od tak zajdziesz ich od tyłu i...! - chciałam brzmieć poważnie, ale mój głos obecnie był zbyt piskliwy. Syn Hadesa uśmiechnął się złośliwie i wzruszył ramionami.
- Dobra, spokojnie, nie ma sensu się kłócić. - wtrąciła się Hazel wychodząc między nas. Wyraz twarzy Nico trochę złagodniał. Podszedł do dziewczyny i przytulił ją. Jak mam to rozumieć? Cy on wszystkich z tego obozu przytula? Albo tylko dla mnie jest taki... Taki jaki jest.
- Hazel jest córką Plutona. - szepnęła do mnie Annabeth zauważając mój wyraz twarzy. - Chodź, podobno byłaś głodna. - dodała ciągnąc mnie w stronę stołu.
Świetnie, czemu czuję się jak małe dziecko?
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Na wstępie mam dla Was wielkie "Przepraszam". Tak, wiem, że czekaliście strasznie długo, wiem jak to jest i naprawdę przepraszam. To wina mojego lenistwa, braku czasu i po części kaprysów mojej weny, bo ostatnio myślę głównie o jakichś dziwnych one - shotach/kilkupartówkach. I tutaj przechodzę do kolejnego ogłoszenia: http://fuck-logic-fuck-normality.blogspot.com/ Oto mój niedawno założony blog na takie właśnie popierniczone pomysły, zapraszam, ale uprzedzam, że czasami są to naprawdę dziwne pomysły.
Nie jestem w pełni zadowolona z tego rozdziału, ale już mówi się trudno bo jakoś nie umiem tego inaczej poskładać. Co do opisu Nowego Rzymu i ogólnie co do Obozu Jupiter przepraszam za wszelkie błędy, ale aktualnie pożyczyłam Syna Neptuna i nie miałam jak tego dokładniej sprawdzić, a książkę czytałam już dość spory czas temu. Jeżeli coś się nie zgadza to piszcie, zaraz będę poprawiać.
No i to na tyle, proszę o komentarze, chociażby takie krótkie, to naprawdę motywuję. Do napisania <3
Zajmuję miejsce i lecę czytać :3
OdpowiedzUsuńChciałam jakoś inteligentnie zacząć, wiesz coś w rodzaju: "Zaiste zacny rozdział" czy coś w ten deseń, ale po przeczytaniu wydukałam tylko: "Ło, co, to już? Koniec? Jak? Gdzie? Kiedy?". Jak śmiałaś tak to szybko skończyć? Ja chcę więcej, no kurde blaszka! Teraz będę Ci ciągle marudziła, że chce następny, bo jestem dość niecierpliwym człowiekiem. Ale dobra, chwilowo dam Ci spokój, ale wiedz, że Cię obserwuje!
UsuńCo do rozdziału - SUPERMEGAFOXYAWESOMEHOT *o*
Clarisse chce dorwać synów Marsa? Mam nadzieję, że przy okazji porządnie skopie tyłek temu pluszakobójcy Octavianowi! Ciągle nie mogę mu wybaczyć, że pociął pandę Percy'ego ;c A właśnie! Co się dzieje z Percym i Sadie? Kto ich przetrzymuje? Kim jest Twój "zły charakter"? Wiem! Zostali porwani przez Hanji, żeby mogła na nich zrobić swoje eksperymenty! Byłoby cudownie gdybyś podłączyła do tego SnK :D Ciekawe kto by się w tym połapał, no bo wiesz - Herosi, Magowie i Zwiadowcy *.* Taka trochę mieszanka wybuchowa! I Levi by spotkał Nica, jsksfhaksdfhjghk *.*
Niech Jason zdradzi Piper! czy tylko mi jej imię kojarzy się z kawałkiem papieru i z... dobra nie ważne z czym. Ale niech ją, kurde blaszka, zdradzi! Nie chodzi o to, że jej nie lubię, po prostu irytuje mnie to jej ciągłe "Jason to, sramto, owamto" No wiesz, miłość i te sprawy...
Szczerze to pogubiłam się w relacjach Kate x Nico... O co ona jest na niego w końcu zła? Bo woli jej brata od niej? O! O! O! Niech będzie czworokącik! Nico x Kate x Percy x Annabeth ... żeby Ann się nie czuła samotna :)
A propos samotności, to kiedy Leoś uwolni Kalipso? Bo wiesz, "Chyba nie uważasz, że mógłbym otworzyć Warsztat Samochodowy Leona i Kalipso bez Kalipso, co?" ~ Leo
Także życzę dużo, dużo, dużo weny, żeby następny rozdział miał nie 6 a 66 stron (nie 69 zboczeńcu ;*)
Buźka,
Scarlett ;)
Świetne super zajebiste <3
OdpowiedzUsuńna więcej możesz liczyć później, jak będę na tabie >.>
Z racji tego że nie jestem pierwsza dostaniesz spam
UsuńLubię placki
UsuńTrolling
UsuńTroll face jest taki....trollowy
UsuńNieeeeeeeeeeeeee kanadyjczycy
UsuńPrzygotowania do wyprawy za mur czas zacząć ^~^
UsuńMam tytany za oknem ^~^ ale beka XD
UsuńKocham Cię <3 Pozdrów tytanów :3
UsuńCzy tytany na mamucie to normalne?
UsuńZakład że najebię 100 komów? XDD
UsuńHahaha, tak normalne jak Poniacze na zielonych lamach <3 Eee... jestem pewna, że nie trzeba się zakładać xD
UsuńA najebię tylko jutro >.>
UsuńPoniacze mi się kojarzą z Amnesią ....pooglądałabym let's play i znowu będę srać ze strachu XD
UsuńDobry, kontynuujemyyyyyy spam >.>
UsuńMuszę robić lekcje....i czytać dywizjon....a z resztą jebać lekcje ^_^
UsuńPooglądałabym sobie Abstrachuje xDD
UsuńI pograłabym w slendera
UsuńOd razu hospicjum kurwa zapuszczę >.>
UsuńW hospicjum miałam 6 kurwa kartek i mnie zajebał.
UsuńHospicjum jest straszne nawet bez dźwięku.
UsuńJa gram z dźwiękiem, tchórzem nie jestem, co innego Erza.
UsuńOna sra nawet w lesie bez dźwięku xD
UsuńI jak gramy u mnie to się uprze i muszę wyłączyć dźwięk.
UsuńWreszcie! Nie wiesz ile się wszyscy Naczekali. Oby tylko następny był szybciej
OdpowiedzUsuńŚwietne! *.* Błagam, pisz kolejny choć troszeńkę szybciej albo mózg mi się wysadzi od czekania na rozdział! :> koooooooooocham ;* <33 cekam na kolejny ^*^ Sorry że tak krótko, ale muszę spadać ;*
OdpowiedzUsuń~Mad
Um, na początku wydawało mi się jakbym nie przeczytała nic, bo kurczę, skąd i dlaczego Kate jest obozie Jupiter, co? Doprawdy jak wycięte z pamięci >.<
OdpowiedzUsuńAle rozdział fajny, ani się obejrzałam, a się skończył, nawet nie wiesz jaki to ból. Serce mi krwawi.
Chciałam się jeszcze podzielić stronką stawiającą przecinki (nie jest nieomylna, przyznaję) :) [http://www.przecinki.pl/]
Pozdrawiam!
Wiem, po prostu nie mogłam inaczej zacząć T.T
UsuńRozdział ma 6 wordowych stron tak około, jeden z dłuższych o.o
I dziękuję, przecinki to dla mnie istny Tartar ;-;
kiedy nowyy next?? :D bo nie wytrzyammm <33
OdpowiedzUsuńpozdrowionka xD
Pisze się, jeżeli pozbędę się lenia to dodam w weekend c:
Usuń