Strony

sobota, 26 kwietnia 2014

Rozdział 23

    Leżałam wpatrując się w biały sufit próbując jakoś uporządkować myśli. Na razie doprosiłam się tylko o ból głowy i doszłam do wniosku, że nic tu nie ma sensu. Było tak jakbym wiedziała o co chodzi, ale zapomniała o tym. To tak jakby mieć wszystkie fragmenty układanki, ale nie mieć pojęcia jak je połączyć. Miałam wszystkie potrzebne fragmenty, ale żadnego spoiwa. Najbardziej męczyła mnie ta scena ze snu, tamta dziewczyna... Wydawała się taka znajoma. Jakbym widziała ją już wcześniej, ale nie pamiętałam kim była. Ten srebrnowłosy chłopak też w jakiś sposób wydawał się znajomy, chociaż nie miałam pojęcia czemu. Byłam pewna, że obojętnie jakie wspomnienie jest z nim związane nie jest ono przyjemne. Nie mogłam pojąć czemu się znali, dziewczyna wydawała się magiem, a on herosem, w końcu nigdy nie widziałam broni z niebiańskiego spiżu przed pojawieniem się Percy'ego w moim życiu. Tylko czy w takim razie to było prawdziwe? Podobno wcześniej magowie i herosi nie wiedzieli o swoim istnieniu. I jeszcze te ich słowa. "Widziałaś co mi zrobili." O co chodziło? Kto co zrobił?
- To bez sensu! - Jęknęłam przewracając się na brzuch. Wylądowałam twarzą w miękkiej poduszce pachnącej jakimiś słodkimi owocami. Czemu ja nigdy nic nie rozumiem?!
- To, że czegoś nie rozumiesz nie znaczy, że jest to bez sensu. - Odpowiedział mi nieznajomy, bardzo rozbawiony głos.
     W pierwszym odruchu zeskoczyłam z łóżka i oderwałam zawieszkę z bransoletki, która od razu zmieniła się w błyszczący spiżem i cesarskim złotem miecz. Za długo go nie trzymałam bo jakaś niewidzialna siła wytrąciła mi go z dłoni, a ja zobaczyłam mojego "gościa". Facet o czerwonej skórze i w garniturze tego samego koloru...
- Nie... - Wydusiłam wytrzeszczając oczy. Nie byłam w stanie nawet podnieść miecza. Teraz to dopiero nie wiedziałam co się dzieje. A przede mną stał Set w całej swej szkarłatnej okazałości z uśmieszkiem na ustach i obserwował mnie jak jakiś ciekawy okaz wymierającego gatunku.
- Zawsze wyskakujesz z bronią na boga, który sprawia ci zaszczyt zjawieniem się przed twoją małą osóbką? - Zapytał jak gdyby nigdy nic.
- S-set... - Wyjąkałam czując się jakby ktoś sprzedał mi niezły cios w głowę.
- Raczej nie Jezus. - Bóg chaosu wywrócił oczami z politowaniem.
- Wiesz, coś mi się obiło o uszy, że bogowie mieli opuścić nasz świat przynajmniej na jakiś czas. - Odpowiedziałam odzyskując część pewności siebie.
- Jesteś niesamowicie naiwna skoro myślisz, że nasze odejście jest równoznaczne z brakiem wpływu na wasz świat. - Rzucił Set wyraźnie rozbawiony moją naiwnością.
- Czego chcesz? - Warknęłam podnosząc z podłogi upuszczony wcześniej miecz.
     Set zaśmiał się głośno, a ja wzdrygnęłam się. Raczej nie bawiłby się tak dobrze gdyby nie było to coś związanego z jego przekrętami. Zasada numer jeden każdego maga: Nie ufaj Setowi.
- Ja? Niczego. Sprawa polega na tym, czego chcesz ty. - odpowiedział patrząc na mnie jak ten gość z "Milionerów" kiedy zadaje ostatnie pytanie. Aż się wzdrygnęłam, a przecież nie grałam o kasę.
- Czego ja mogę chcieć od ciebie? - Wysyczałam przez zaciśnięte zęby.
     Druga zasada maga: Jeżeli Set coś ci proponuje na dziewięćdziesiąt dziewięć procent chce się zabawić twoim kosztem, ewentualnie cię wykorzystać. Właśnie dla tego stosuje się zasadę numer jeden.
- Informacji? Może chciałabyś wiedzieć co się z tobą dzieje, gdzie jest nasza ukochana panna Kane, albo twój brat? Chciałabyś zrozumieć swoje wizje? - Bóg podszedł niebezpiecznie blisko, ale ja nie mogłam się zmusić do zrobienia chociażby kroku w tył.
     Set trafił i to najbardziej mnie przerażało. Wchodzenie w układy z nim na pewno nie było dobre dla nikogo poza nim. Ale on potrafił się sprzedać jak najlepszy handlarz wszechświata, a wierzcie mi, kiedyś dość często widywałam takich, którzy opchnęliby ci dwa wielbłądy, kozła, pół osła i dwadzieścia kilo "antycznych" ziemniaków kiedy ty tylko zapytałabyś o godzinę. Set był od nich lepszy. I szczerze na wzmiankę o Percym i Sadie przez chwilę byłam gotowa zapomnieć, że rozmawiam z bogiem chaosu.
- Jakie wizje? - Spytałam starając się udawać obojętność, nie wyszło mi.
- Nie masz pojęcia o niczym, jak reszta prawda? - Westchnął Set. Przez króciutki ułamek sekundy miałam wrażenie, że szkoda mu mnie. - Szkoda, miałabyś możliwości... Dla was zawsze jest za późno. - Nie miałam pojęcia czy mówił do mnie czy do siebie, ale tak czy siak zaczynało mnie to cholernie przerażać.
- Za późno na co? - Spytałam znowu tracąc na pewności siebie.
- Na nic. Ktoś idzie, nie mamy czasu. - Zbył mnie machnięciem ręki. Po chwili wcisnął mi w ręce wisiorek z kamieniem w kolorze świeżej krwi. - Kiedy przemyślisz moją ofertę rozbij go. Powodzenia. - I zniknął, tak jakby nigdy go tu nie było.
     Świetnie, jakby trzeba było bardziej mieszać mi w głowie! Teraz jeszcze to będzie mnie kusić! Tak przecież jest zawsze, dostajesz jakąś propozycję, zostawiają ci coś na pamiątkę, a potem nie wytrzymujesz i wplątujesz się w jakiś układ. Ale jeżeli to pomogłoby Percy'emu i Sadie... Nie! Set nie jest organizacją charytatywną, jeżeli poproszę go o pomoc zażąda czegoś, czego nie jestem w stanie dać mu od tak.
     Rozbudziło mnie pukanie do drzwi. Nie wiedziałam czemu, ale czułam się jak przyłapana na napadzie na bank z bronią w ręku, którą to był wisiorek od Seta. Czerwony kamień wręcz patrzył na mnie oskarżycielsko jakby zaraz miał wykrzyczeć, że trzymam się z bogiem chaosu. Szybko wepchnęłam go pod poduszkę nie mogąc na niego patrzeć bez tego irracjonalnego uczucia, że powinnam zrobić coś nieodpowiedniego, bo tak będzie dobrze.
- Otwarte! - Krzyknęłam szybko zmieniając miecz w niewinną przywieszkę na bransoletce.
      Drzwi uchyliły się i do środka weszła Annabeth ubrana w biały podkoszulek i szorty. Włosy opadały jej falami na ramiona. Od razu zauważyłam świeże zadrapanie na policzku i kilka siniaków. To moja wina, uświadomiłam sobie. To ja ja uderzyłam, to moje zaklęcie... Poczułam się jakby ktoś zawiązał mi żołądek w supeł, skuliłam się lekko w sobie.
- Wyglądasz lepiej, dzięki bogom, martwiliśmy się. - Wyrzuciła z siebie Ann podchodząc do mnie. - Jak się czujesz?
- Dzięki, lepiej. - Wymamrotałam cicho. - A ty? Nie chciałam cię uderzyć, nie wiem co się stało. To tak jakbym to nie była ja, po prostu nie mogłam tego powstrzymać... Jak się zorientowałam co się dzieje to już... - Słowa same wypadały z moich ust jak z karabinu maszynowego... Jak z Sadie! My naprawdę jesteśmy do siebie aż tak podobne? O bogowie...
- Nic się nie stało. - Annabeth wykorzystała chwilę, w której musiałam zaczerpnąć powietrza. - To naturalne podczas walki, walczysz wszystkim, czym umiesz, nie mam do ciebie pretensji. - Dodała zanim zdążyłam otworzyć usta.
- Nic się nie stało? To było tak jakbym straciła kontrolę. Nigdy wcześniej nic takiego mi się nie zdarzało. A co jeżeli to się powtórzy? Może... - Odwróciłam się szybko do okna, nie potrafiłam się zmusić do patrzenia na Ann.
     Był wczesny wieczór. Słońce zachodziło za wzgórzami Kalifornii i barwiło niebo na intensywnie pomarańczowy kolor. Ostatnie promienie ciepłego światła odbijały się od dachów, okien i innych rzeczy. Na brukowanej uliczce bawiły się dzieci śmiejąc się głośno. Nowy Rzym wyglądał cudownie, wydawał się taki odległy, starożytny, że wręcz się nie wierzyło, że właśnie się w nim jest. Było tu zarówno nowocześnie jak i zachowywano wzorce starożytnych Rzymian.
- To tylko wypadek, nie możesz się winić. Poza tym martwiliśmy się...
- O mnie, wiem. - Przerwałam blondynce wpatrując się w widoki za oknem.
- Myślałam o tym. - Wyznała Annabeth. - W końcu nie możemy pić za dużo nektaru, ani zjeść za dużo ambrozji bo spłoniemy, tak samo się dzieje kiedy zobaczymy boga w jego prawdziwej postaci. Kiedy ktoś przesadzi ze swoimi mocami jest wykończony...
- Nie można zużywać całej swojej mocy bo się spłonie. - Dodałam cicho. - To pierwsza zasada, której uczy się wszystkich magów. - Obróciłam się w jej stronę.
     Najwidoczniej nie doszłam do siebie w pełni bo strasznie zakręciło mi się w głowie. Przez jedną chwilę wszystko było zlepkiem kolorowych plam, a pokój wirował mi przed oczami. Oparłam się o ścianę i westchnęłam cicho. Po chwili wszystko znowu wyglądało normalnie, jedynie Annabeth stała przede mną i przyglądała mi się ze zmartwieniem.
- Nic mi nie jest... Mówiłaś coś. - Powiedziałam szybko zauważając jej wzrok.
- Pamiętam, że wtedy ziemia się zatrzęsła, może to przez użycie obu umiejętności? Wykończyło cię to tak bardzo, że po prostu padłaś. - Wyjaśniła dziewczyna obserwując mnie uważnie swoimi szarymi oczami.
- No to świetnie... - Mruknęłam czując, że nogi mi się trzęsą.
~Percy (3 os.)~
     Percy stał otoczony błyszczącymi hieroglifami, jego oczy straciły swój blask, zmatowiały, były teraz szkliste i puste. Hieroglify blakły tak samo jak tęczówki Jacksona, a z miejsca, gdzie chłopak powinien mieć serce wypływała stróżka błyszczącego, niebieskawego światła i wędrowała prosto w rozłożone w oczekiwaniu dłonie Złodzieja Dusz. 
     Kiedy syn Posejdona bezwładnie opadał na podłogę. Jego zwykle opalona skóra była teraz blada i przeźroczysta jak pergamin. Jedynie jego klatka piersiowa lekko się unosiła i opadała. Jęknął cicho i zwinął się na podłodze w kłębek. 
     Mag stanął nad nim, w jednej z rozłożonych dłoni trzymał niebieską kulę światła, a w drugiej jej dokładne przeciwieństwo, czerwoną kulę, która wręcz pochłaniała światło. Obie przybrały kształt ludzkich postaci i uleciały w powietrze. Zaczynały rosnąć coraz bardziej przypominając chłopaka leżącego na podłodze. W końcu w pokoju było trzech Percych. Ten prawdziwy leżał na podłodze ledwie żywy, jego niebieski sobowtór prawie natychmiast w niego wniknął, natomiast czerwony zaczął przybierać normalne kolory i wygląd, aż w końcu nie dało się go odróżnić od oryginału. Obaj otworzyli oczy, nadal zielone, ale już nie te same. 
- Teraz należycie do mnie. - Mag spojrzał na efekt swoich starań. - Kolej na panią Kane...

~~~

Echh... No nie wiem co sadzę, cały czas coś tam kombinowałam, ale ta końcówka jakaś taka dziwna, miała być trochę inna. Co mogę powiedzieć? Mam nadzieję, że nie jest aż tak źle. Dzisiaj jest już trochę późno, dla tego przepraszam, że nie powiadamiam od razu o rozdziale. I to by było na tyle bo padam na twarz...
Lucy out.

sobota, 12 kwietnia 2014

Rozdział 22

      Przez otwarte okno do pokoju wpadało chłodnawe wieczorne powietrze. Blondynka śpiąca na łóżku nawet się nie poruszała odkąd ją tu przyniosłem. Zwinęła się w kłębek na łóżku nawet się nie budząc i nie ruszała się przez cały ten czas. Była strasznie blada, prawie biała, można było pomyśleć, że jest martwa. Ale nie była, nie umierała, wyczułbym to. Mimo to nie mogłem się powstrzymać przed dotknięciem jej nadgarstka. To głupie, przecież zawsze wyczuwałem jeżeli ktoś umierał, ale ten jeden raz nie potrafiłem sobie zaufać, musiałem się upewnić, że jest żywa. Miała ciepłą skórę, pod którą wyczułem spokojny puls.
     Prychnąłem cicho. Zachowuję się naprawdę głupio i nawet nie wiem czemu. Jeszcze wczoraj wieczorem działała mi na nerwy, więc czemu teraz tak się martwiłem? Dobra, to na arenie wyglądało groźnie i wcale nie chodziło mi o Annabeth, która nabiła sobie kilka siniaków, ale o Kate. Przez chwilę naprawdę wyglądała jakby zaraz miała zobaczyć się z Tanatosem, ale to wcale nie pomagało mi zrozumieć mojego zachowania. Może chodziło o to, że jest siostrą Percy'ego? To głupie wytłumaczenie, tyle ich łączyło co ojciec, wspólny domek i kolor oczu, ewentualnie charaktery, chociaż pod tym względem ciężko było stwierdzić czy więcej ich różni czy łączy. Chyba po prostu nie wybaczyłbym sobie gdyby Percy się odnalazł, a ktoś z nas musiałby mu powiedzieć, że jego siostra nie żyje. Albo po prostu jakimś cudem zaczęło mi na niej zależeć.
     Tak, bywała wkurzająca, ale tylko czasami, chociaż prawdopodobnie najczęściej wobec mnie. Ale miała w sobie coś takiego, że nie dawało się jej nie lubić. Przynajmniej ze mną tak było. Kolejna bezsensowna część mojej osoby. Nic do niej nie miałem, ale mimo to starałem się ją od siebie odsunąć. Nie potrafiłem tego wyjaśnić, ale przebywanie przy niej było dziwnie bolesne. Albo potrafiłem tylko nie chciałem tego przyznać. Percy sam cisnął mi się do głowy, jakby to znowu była jego wina, że zachowuję się tak, a nie inaczej, ale to było dziecinne wytłumaczenie. Czy nie mówiłem, że to już minęło? Nie czułem już tego samego, nie mogłem...
- Jeżeli chcesz coś zjeść mogę się z tobą zamienić. - Odezwał się ktoś przy drzwiach.
      Do tej pory byłem przekonany, że jestem jedyną przytomną osobą w pomieszczeniu. Oczywiście byłem tak zajęty samym sobą, że nie zauważyłem pojawienia się Jasona. Syn Jupitera stał oparty o framugę i wpatrywał się we mnie, a dokładniej w moją dłoń trzymającą nadgarstek Kate. Szybko odłożyłem jej rękę na koc, którym była przykryta. Nawet się nie poruszyła, tylko mogło się wydawać, że jej oczy pod powiekami wykonują jakieś ruchy.
- Nie jestem głodny. - odpowiedziałem odwracając głowę w stronę okna. Odpowiedziało mi ciche westchnienie.
     Nietrudno było się domyślić jakie wnioski nasuną się akurat temu to osobnikowi. Jason jako jedyny wiedział o tym, że kiedykolwiek byłem zakochany w Percym. Najchętniej skasowałbym mu pamięć o spotkaniu z Kupidynem, niestety nie dało się. Już nie chodziło o to, że w ogóle wiedział, ale o to jak się zachowywał. Pan Grace chyba chce w przyszłości byś psychologiem i ćwiczy na mnie. Na dodatek uczepił się tego tematu jakby zależało od niego jego życie. I oczywiście chyba myślał, że dalej coś czuję do Percy'ego. W połączeniu z tą jego niesamowicie wielka empatią i tym, że chyba sobie wmówił, że potrzebuję pomocy był naprawdę nieznośny. Nie, żebym miał mu to za złe, ale mógłby przynajmniej o połowę sobie odpuścić bo czasami naprawdę chciałem go zabić.
- Nico... Przecież od rana nic nie jadłeś. - Och, dzięki, mamo! Jakbym potrzebował niańki.
- Ale nie jestem głodny. - odpowiedziałem sucho. Blondyn lekko pokręcił głową jakby zaraz miał zacząć się nade mną rozczulać jak nad zranionym szczeniakiem. - O co ci chodzi? - zapytałem.
- To przez Percy'ego? - odpowiedział pytaniem. Świetnie, czyli w tym kierunku zmierza ta rozmowa?
~Kate~
     Naprawdę chciałabym wiedzieć jakim cudem znalazłam się pod piramidą na dodatek w środku nocy. Ale raczej nikt nie zamierzał mnie oświecić, wiec robiłam to, co każda osoba z moim mózgiem robiłaby w takiej sytuacji. Siedziałam pod budowlą na piasku i po kolei przeklinałam wszystkich bogów.  Nie żeby przeszkadzała mi wycieczka na druga półkulę do, jakby nie patrzeć, miejsca mojego pochodzenia, ale czy nie dałoby się jakoś normalnie?! 
    Niebo było ciemnogranatowe jak atrament, a na nim świeciło się chyba z miliard błyszczących gwiazd. Księżyc w kształcie sierpa roztaczał delikatną srebrną poświatę, a chłodny wiatr rozwiewał piasek dookoła mnie. Kiedy zaczął drażnić mnie w oczy musiałam wstać, jednak nadal starałam się demonstrować moje niezadowolenie mową ciała. Mi się takich numerów nie robi! Szczególnie, że nie mam pojęcia co się dzieje bo nie pamiętam nic, z tego co robiłam. 
     Oczywiście nie mogłam nawet się dobrze zastanowić. Kilka metrów ode mnie jakby znikąd pojawiły się dwie postacie. Dziewczyna i chłopak na oko lekko starsi ode mnie, mogli mieć co najwyżej po dwadzieścia lat. Oboje byli ubrani podobnie, w dopasowane czarne spodnie i koszulki, a na ramionach mieli fioletowe pelerynki, przez które ciężko było ich zauważyć w panujących ciemnościach. Ja jakimś cudem widziałam wszystko dokładnie. Dziewczyna miała miedzianą skórę i długie czarne włosy związane z tyłu głowy w koński ogon, który delikatnie falował przy każdym jej ruchu. Chłopak był jasnoskóry, włosy miał praktycznie srebrne, opadające mu prostymi kosmykami na czoło i policzki. Oboje trzymali broń. Ona laskę maga, której czubek jarzył się niebieskawym światłem, a on miecz, którego klinga błyszczała w mroku.
- Esat, odłóż to, na bogów! - Usłyszałam pełen napięcia głos chłopaka. - Chyba nie chcesz powiedzieć, że się wycofujesz? - Syknął zbliżając się do niej.
- Nie podchodź! - Odparła dziewczyna wykonując lekki zamach laską, z której jak bicz wystrzelił strumień wody. Chłopak uchylił się w ostatniej chwili. 
- Nie wygłupiaj się, mieliśmy umowę. Pamiętasz? Wszyscy obiecywaliśmy... - Odezwał się znowu jasnowłosy jednak już nie podchodził.
- Nie obiecywałam czegoś takiego! To szaleństwo! To, co robisz jest chore!
- To, co robimy jest w pełni słuszne. Jeszcze wczoraj sama przyznawałaś mi rację, przekonywałaś innych. Nie ma innej drogi, żeby przestali nas tak traktować. Widziałaś co mi zrobili, wiesz o ich kłamstwach, wiesz wszystko i dalej nie potrafisz zrozumieć? - W porównaniu do krzyków dziewczyny on mówił spokojnie, ale w tym spokoju nie było nic przyjemnego jedynie chłód i sama nie potrafiłam określić co jeszcze, ale przerażało mnie to.
- Rozumiem wszystko, dlatego nie będę dłużej brać w tym udziału!
     Zawiał mocniejszy wiatr i całą scenę przesłonił wirujący piasek. Zanim się zorientowałam silniejszy podmuch zwalił mnie z nóg, ale zamiast na piasku znalazłam się na chłodnej posadzce z kamienia. Nie wiem skąd pojawiły się kajdany i łańcuchy, ale zanim zdążyłam mrugnąć okiem one już były na moich nadgarstkach i kostkach. Szarpnęłam się, ale to nic nie dało. 
     Odwróciłam głowę na bok i zobaczyłam jakieś niewyraźne linie narysowane wokół mnie. Skorzystałam z okazji, że mogłam unosić głowę i prawie wrzasnęłam. Leżałam pośrodku pentagramu, albo Gwiazdy Dawida, nie byłam pewna, ciężko było zobaczyć wszystko dokładniej z mojej pozycji, ale nie dało się pominąć, że znak był nakreślony krwią. 
     Nie wiem skąd zaczęły się pojawiać nade mną postacie w ciemnych szatach, kobiety i mężczyźni. Szeptali coś, czego nie mogłam zrozumieć bo ich głosy zlewały się w jeden niewyraźny szmer. I chyba dopiero teraz zorientowałam się, że nie jestem sobą. Włosy nie były już w kolorze blondu, ale mocno brązowe, falowane i opadały mi na czoło. Zamiast normalnych ubrań miałam na sobie staromodna suknię. I to byłoby na tyle bo wtedy usłyszałam brzmiące dziwnie znajomo krzyki.
***
- Nie, Jason! Czy, na Hadesa, nie możesz pojąć, że moje uczucia względem Percy'ego nie mają nic wspólnego z nią! - Och jak dobrze usłyszeć głos Nico opieprzającego Jasona zaraz po przebudzeniu... Tak, najchętniej przypieprzyłabym mu poduszką gdybym tylko mogła ruszyć ręką. Poza tym co do tego miał Percy?! Byłam taka otumaniona, że odpowiedź Jasona była zbyt cicha, żebym cokolwiek z niej zrozumiała.
- Nie, po prostu nie chcę mu mówić, że jego siostra nie żyje. Poza tym czy mógłbyś zejść z tego tematu?! To, że kiedykolwiek coś do niego czułem nie znaczy, że dalej tak jest! 
     To podziałało skuteczniej niż wiadro zimnej wody wylanej mi na głowę, a wiem o czym mówię. Tak, moja kochana mama praktykuje różne dziwne metody zmuszania mnie do chodzenia na porąbane sprawdziany z niepojętej fizyki, ale Nico przebił ją na całej linii. Czuł coś do Percy'ego?! Aż zakręciło mi się w głowie, chociaż już wcześniej nie było z nią najlepiej. Nie, chwila, stop! Nico jest gejem?! Czy tylko ja wyciągam wnioski zbyt szybko. 
     Wbrew sobie cicho jęknęłam. Trudno było siedzieć cicho kiedy czułam się jak postać z kreskówki, na która spadło kowadło. I nie zapomnijmy o tym, że chyba cały dzień nic nie jadłam. Tak, zdecydowanie nic nie jadłam. Jakoś udało mi się otworzyć oczy jednak szybko je zamknęłam kiedy poraziło mnie światło. W polu widzenia mignęła mi jakaś czarna, ludzka plama, prawdopodobnie Nico. Poczułam na czole chłodną dłoń na co wzdrygnęłam się. Z reguły jestem ciepłolubnym stworzeniem. 
- Jak się czujesz? - Przysięgam, że chyba jeszcze nigdy nie słyszałam w głosie Nico tylu emocji. Jakby trochę się martwił, ale był taki wkurzony, że równocześnie chciał zabijać i był czymś przejęty. To zdecydowanie za dużo jak na mój umęczony mózg.
- Jakby ktoś załatwił mi niezapomnianą noc w Vegas, wrzucił do bagażnika i całą noc woził po największych wybojach w okolicy. - Odpowiedziałam ledwie słyszalnie. Nienawidzę tak brzmieć, nie dość, że jakbym była chora to jeszcze przypominam wykończoną dziewczynkę. - Co się stało? - Dodałam szybko. 
     Odpowiedziała mi cisza. Prawie widziałam jak Nico i Jason wymieniają jakieś zaniepokojone spojrzenia czy coś podobnego, albo po prostu syn Hadesa patrzy na blondyna jakby chciał go zabić za ich rozmowę.
- Nie wiemy. - Odpowiedział Jason. 
- Po prostu zrobiłaś... coś i sam nie wiem czy zemdlałaś czy zasnęłaś. - Dołożył Nico. - Ale wyglądasz prawie jak trup. - Mruknął. 
     No dziękuję kapitanie Promyk Słońca! Nie ma to jak usłyszeć od syna pana umarłych, że wygląda się jak trup. Może od razu powinnam spisać testament? Nie miałam siły na tego typu rozmowy, z resztą na nic nie miałam siły. Czułam się gorzej niż po całodziennym maratonie z matematyka rozszerzoną. Nie żebym wiedziała jak to jest, musiałabym być masochistką, żeby zajmować się czymś tak porąbanym.
- Dobrze, że prawie... Nie wiem, czy Ozyrys by mnie zniósł. - mruknęłam cicho otwierając oczy, tym razem światło było na tyle łaskawe, żeby mnie nie porazić.
- Kto? - Nico wyglądał na lekko zmieszanego. Prawie się zaśmiałam widząc jego minę.
- Egipski sędzia zmarłych i przy okazji ojciec moich przyjaciół. - Odpowiedziałam.
- Ale... Nie rozumiem, oni też mają dzieci? - Żałowałam, że nie mam aparatu, mina Nico była bezcenna.
- Nie, to nie tak. - zaśmiałam się cicho. Podciągnęłam się na łokciach i usiadłam opierając się o poduszkę, przyciągnęłam nogi do siebie robiąc miejsce dla chłopaka. Na szczęście zaczynałam czuć się lepiej, jakby w końcu ktoś podłączył mnie do ładowarki. Ciekawe czy jeżeli telefony mogłyby czuć czułyby się tak samo jak ja teraz. Ugh, nieważne, znowu zaczynam myśleć w złym kierunku.
      Nagle przypomniałam sobie o obecności Jasona. Spojrzałam na syna Jupitera opierającego się o framugę drzwi jak gdyby nigdy nic. Jakby nie kłócił się z Nico o... Sama nie wiem. Potem będę musiała zaryzykować swoim życiem i sama zapytać o co chodziło.
- Dobra, to trochę poplątane. Chodzi o to, że jakiś czas temu, zanim Apopis zaczął się budzić planując na śniadanie zjeść przystawkę ze słońca, a na deser przeprowadzić apokalipsę mającą na celu zniszczenie Maat i rozpoczęcie panowania chaosu, tata Sadie i Cartera uwolnił kilku bogów. Bo nasi bogowie zostali tak jakby odcięci od nas ponieważ ktoś tam kiedyś stwierdził, że łączenie naszej mocy z nimi jest zbyt niebezpieczne no i wiecie... Takie magiczne BHP, ale nieważne. Chodzi o to, że obudziło się kilku bogów, Izyda, Horus, Neftyda, Set i Ozyrys, pierwszą czwórkę pominę bo nie chce mi się opowiadać tej telenoweli. Chodzi o to, że Ozyrys połączył się z panem Kanem, porwał go Set jak to tam już kiedyś zrobił w mitologii, był wielki dramat bo Set chciał zniszczyć pół kraju, na koniec stanęło na tym, że pan Kane tak jakby został Ozyrysem i od teraz panuje w krainie zmarłych i sądzi dusze, a jego pupilkiem jest demon pożerający serca złych ludzi, który swoją drogą podobno jest świetnym zwierzakiem.
     Świetny wykład nie? Może powinnam kiedyś wybrać się z mamą na uczelnię i zrobić coś podobnego dla studentów? Albo i nie bo musiałabym wcześniej wstać albo coś podobnego... Ale tak czy tak zatkałam Jasona i Nico. Nie rozumiem ich. To całkiem normalne prawda? A poza tym nasi rodzice od początku są bogami, więc chyba to jeszcze nie było takie pokręcone.
- To... Ale co z resztą bogów? - Odezwał się Nico po dłuższym zastanowieniu. Chyba coś zrozumiał. Sukces!
- Aaa... Nic takiego, po pełnym odrodzeniu Ra z emeryckiego stanu do postaci obecnej dziewczyny Cartera i po zjedzeniu go przez Apopisa, który został później i tak pokonany wszyscy, a przynajmniej większość odeszła do nieba i na razie jedynie Izyda od czasu do czasu włazi mi do głowy bo chyba jej się nudzi. - Wzruszyłam ramionami. - A teraz mogłabym coś zjeść? Chyba, że naprawdę mam umrzeć. - Dodałam.
- Zaraz coś ci przyniosę. - Powiedział Jason, chyba dopiero wyszedł z szoku po moim wywodzie, i wyszedł z pokoju.
- Powiem innym, że żyjesz. - Mruknął Nico i też zniknął. Czyli mam czas na myślenie o moich chorych snach.
~~~
O matko Posejdonie, ale telenowela! Mam nadzieję, że niczego nie zepsułam. Chyba już przyzwyczailiście się do tej mojej nieogarniętości. Chciałam napisać coś bardziej na poważnie, ale się nie dało. Przynajmniej w końcu jakoś poskładałam większość moich pomysłów i tak, wiem o co mi chodzi! Chociaż częściowo. 
A teraz ogłoszenia parafialne nie bardzo związane z tym powyżej:
Przepraszam, że nie za bardzo ogarniam się z innymi blogami, od teraz zaczynam nadrabiać bo w końcu wolne idzie, a z resztą na lekcjach też nie mam co robić. Wiem, że ciągle obiecuję, że w końcu coś skomentuję, a wychodzi jak wychodzi, po prostu jest tak, że włączę komputer i nagle przypomina mi się co gdzie mam zrobić i jeszcze z wszystkimi piszę, a potem nagle już jest północ i muszę iść spać. Także teraz bym prosiła, żeby wszyscy, którzy chcą zostawili w komentarzach linki do siebie. Dzisiaj olać spam żeby nie pisać dwóch komentarzy, chyba, że ktoś nie komentuje, ale i tak poproszę tutaj, będę miała listę w jednym miejscu :)
+ Czasami ciężko mi zapamiętać komu jakie linki wysyłać, więc proszę wszystkich, którzy mają ze mną kontakt o napisanie, że mam informować o nowych rozdziałach, robię sobie listy xD