Strony

środa, 27 listopada 2013

Rozdział 10

Siedziałam obok Leo na kamieniu i wpatrywałam się w pomarańczowe niebo nad koronami drzew. Wieczór był ciepły, cienie się wydłużały a gdzieś w lesie coś szeleściło. Nagle z drzewa wyjrzała jakaś dziewczyna o zielonkawej skórze w białej, zwiewnej sukience bez rękawów. Odgarnęła z czoła brązowe włosy, uśmiechnęła się i pomachała nam. Trochę zdziwiona odwzajemniłam gest. Po chwili znowu zniknęła w korze sosny. Spojrzałam pytająco na Leona, który tylko wzruszył ramionami.
- To tylko nimfa, pełno ich tutaj. - powiedział.
- Eee...okey. - mruknęłam. Dobra, zapamiętać, dziewczyny wyglądające z drzew nie są dziwne. Obróciłam w dłoni swój nowy miecz. Od połyskującej klingi odbiły się promienie zachodzącego słońca. Nie było słychać nic poza szelestem roślin i odgłosami zwierząt. Kątem oka spojrzałam na Leona. Wyciągnął z kieszeni jakieś urządzenie i zaczął przy nim majstrować. Jego dłonie poruszały się strasznie szybko, jakby były do tego zaprogramowane. Chłopak chyba nie zwracał uwagi na to, co robił. Słyszałam już, że dzieci Hefajstosa mają talent do tego typu rzeczy, ale on chyba był lepszy nawet od swojego rodzeństwa.
- Co to jest? - zapytałam. Leo przestał operować przy mechanizmie i popatrzył na mnie z błyskiem w oku.
- To tylko fragment mechanizmu Festusa. - odpowiedział wyciągając z kieszeni swojego pasa śrubokręt.
- Festusa? - uniosłam brew.
- To je... był spiżowy smok, chcę go odbudować żeby... - urwał a z jego twarzy zniknęło rozbawienie, które najczęściej na niej gościło. W jego oczach pojawił się błysk tęsknoty i rozmarzenia. Od razu było widać, że się zakochał. Chyba większość osób z mojego otoczenia miała zamkniętą imprezę w krainie miłości. Ech, po prostu genialnie. Wszyscy romansują sobie między gołąbeczkami, a ja mogę co najwyżej popływać po Duat w poszukiwaniu mojego rozumu. Tak, jestem niezakochującą się kosmitką! Aż zachciało mi się stanąć na szczycie klifu i wykrzyczeć z całych sił "Jestem popieprzona!". Bo to takie normalne. Głupota w czystej postaci, oto co spłodziłeś z moją mamą Posejdonie!
- ...żeby wrócić po Kalipso. - Leo zdecydował się dokończyć poprzednią wypowiedź. Kalipso? Coś mi to mówiło. Była taka jedna w "Piratach z Karaibów", ale to raczej nie o niej mówił Vladez. Chyba był jakiś mit o takiej jednej... Och, chyba czasami powinnam słuchać o czym mówi mama. No chyba nie bez powodu wykłada teraz mitologię. Tak, to, że siedzę teraz na kamieniu jako córka boga mórz jest winą studentów z jakiegoś uniwerku. Przysięgam na laskę i bicz Ra, odegram się kiedyś na tych cwaniakach. Oni sobie imprezują i odsypiają na zajęciach a ja mam z tego tytułu chce zjeść jeszcze większa ilość wszelkiego dziwactwa łażącego po tym świecie!
- Wybacz, że zadaję tyle pytań, ale kim jest Kalipso? - spytałam. Leo obrócił mechanizm w dłoniach. Jego policzki zrobiły się lekko różowe. Z miną zakochanego kundelka, skronią lekko umazaną smarem i tym płomykiem na kosmyku jego ciemnych, kręconych włosów wyglądał naprawdę słodko. Nie żebym była miłośniczką kręconych włosów, ale Valdeza były takie... no takie inne. Nie kręciły się aż tak bardzo, raczej układały się w fale. O tak, ciemne fale... fale czekolady? Zjadłabym czekoladę, ale na drzewie raczej nie znajdę żadnego miejscowego sklepiku prowadzonego przez wiewiórki i nimfy. Tyle przegrać... Chwila, o czym ja to... A, o leosiowych loczkach! O! I właśnie odnalazłam brązowe ślepia Valdeza! Cholera, skoro ja tak cały czas się w nie wpatrywałam marząc o wiewiórkowej czekoladzie to mogło być opacznie odebrane. Pewnie już sobie coś pomyślał. Przypał...
- Kalipso to najgenialniejsza, nieśmiertelna dziewczyna, której rozwaliłem stół. - odpowiedział Leo. Ooo czyli humor nie opuszcza go nawet jak transmutuje w zakochańca!
- Co?! - zaśmiałam się co chyba nie było zbyt dyskretne.
- Nieważne, po prostu kiedyś rozwaliłem jej stół podczas awaryjnego lądowania na wyspie. No bo wiesz, ona jest na niej uwięziona bo kiedyś tam, jak nasi ojcowie byli w miarę młodzi, ona wspierała tytanów. Podobno bogowie mieli ją uwolnić, ale jak widać zapomniało im się. Obiecałem jej... - urwał kiedy usłyszeliśmy w pobliżu szelest. To musiało być coś większego niż zwierzę, czyli nas znaleźli. Kolejny szelest. Zerwaliśmy się na nogi. Zacisnęłam dłoń na rękojeści miecza. Rozległ się szczęk ścierających się ostrzy. Nie miałam zbyt wiele czasu na przygotowanie. Z krzaków wyskoczyła czwórka obozowiczów w barwach czerwonych. Na przedzie stała ta grupowa z domku Aresa, Clarisse, za nią stało, najprawdopodobniej, dwóch jej braci a na samym tyle Nico. Syn Hadesa spojrzał na mnie wyzywająco.
- Leo...! - krzyknęłam ostrzegawczo. Chłopak chyba zrozumiał o co mi chodzi. Cofnął się w tył i chyba celowo skierował w stronę przeciwną, do miejsca, w którym schowaliśmy sztandar. Przy okazji sprawiał wrażenie jakby był na tyle zaskoczony, że przypadkiem nas wydał. Geniusz! Dwóch "chyba synów Aresa" pobiegło za nim. Zostałam z Clarisse i Nico... Czyli jestem w ciemnej dupie. To był odruch, że sięgnęłam do Duat. Nawet nie myślałam o tym, dopóki nie uświadomiłam sobie, że moja dłoń zaciska się na rękojeści sztyletu. Dobrze, przyda mi się druga broń.
- No to zobaczymy co tym razem zmajstrował stary Posejdon. - Clarisse zaatakowała mnie swoją włócznią. Szybko odskoczyłam w bok unikając ciosu. Trochę już słyszałam o tej jej broni, podobno raziła prądem, a ja nie miałam zamiaru na randkę z elektrycznością. Cięłam mieczem praktycznie na oślep. Nico obszedł mnie z drugiej strony i zaatakował mieczem. Jakimś cudem zablokowałam go sztyletem. Clarisse po raz drugi wymierzyła cios włócznią, przed którym też się obroniłam. Stałam mieczem blokując włócznię a sztyletem czarne ostrze Nico. Świetnie, mam przesrane, ani się dalej bronić, ani atakować... Słyszałam, że za moimi plecami Leo nieźle irytował pozostałych dwóch. Syn Hadesa i córka Aresa coraz mocniej na mnie naciskali. Ręce zaczynały mi drżeć. Zaraz mnie załatwią... I znowu zupełnie przypadkiem się uratowałam. Praktycznie odruchowo zrobiłam krok do tyłu. Później wykonałam przewrót w tył szybko cofając swoją broń. Odtoczyłam się około pół metra dalej. Clarisse i Nico stracili równowagę i wylądowali na tyłkach, ale już zbierali się z ziemi. Sama obojga nie pokonam. Najlepiej byłoby jak najszybciej unieszkodliwić córkę Aresa, tylko jak? Chwila, Kate, jeden raz się skup! Co mówił Percy? Możemy używać innych zdolności niż tylko walka na miecze... Ale ja nie miałam pojęcia czy w ogóle potrafię używać moich "posejdonowych mocy"! To nie fair! No hej, co ja mam zrobić?! Znowu się czułam jak tego dnia kiedy wpadłam na pierwszego w mojej karierze demona, wiedziałam, że powinnam coś potrafić, ale nie umiałam tego wykorzystać... Uwaga! Kolejna informacja odmieni Wasze życia: JESTEM GŁUPIA!! Percy powiedział mi to specjalnie! Przecież to logiczne, że dzieci bogów będą używał swoich mocy. Mogę załatwić Clarisse po swojemu. Ocho, o wilku mowa! Już się podniosła. Nico jeszcze się zbierał, chłopak miał tyle pecha, że władował się na kamień. Dziewczyna ruszyła w moją stronę z miną, która wyraźnie mówiła, że jej głównym celem stało się skopanie mi dupy. Mój mózg (o, on jednak istnieje!) zaczął działać inaczej. Za plecami Clarisse było drzewo, koszulka przy jej ramieniu była dość luźna. Jeżeli dobrze wyceluję uda mi się chociaż na chwilę przybić ją do drzewa. Z drugiej strony jeżeli coś pójdzie nie tak...no wolę nie myśleć. Złapałam sztylet prawą ręką, spróbowałam wymierzyć odległość na oko... i poleciał. Rozległ się świst wydawany przez ostrze przecinające powietrze i po chwili uderzenie o drewno. Nagle sobie uświadomiłam, że przez tych kilka długich sekund miałam zamknięte oczy. Powieki powoli mi się uniosły. Zobaczyłam Clarisse, całą, niepociętą i przyszpiloną do drzewa. Ostrze wbiło się naprawdę głęboko w drewno. Oj, jakaś nimfa nie będzie zadowolona. Oczywiście nie miałam zbyt wiele czasu, zaraz rękaw koszulki dziewczyny mógł się przedrzeć i znowu będę miała problem. Nie myśląc wiele wyciągnęłam z Duat długi sznur z mojego zestawu młodego maga. Nico już stał na nogach. Oj, muszę się pospieszyć.
- Czes! - lina sama owinęła się wokół Clarisse skutecznie przytwierdzając ją do drzewa. Leo biegał gdzieś za nami ganiany przez dwóch innych herosów. Nico rzucił się w moją stronę. Szybko przerzuciłam miecz do prawej ręki i zablokowałam pierwszy cios. Nasza broń skrzyżowała się, czarne ostrze i moje metaliczne. Siłowaliśmy się przez chwilę. Muszę przyznać, ten chudy chłopak miał sporo siły. Uśmiechnął się wyzywająco. Och, nie ma tak łatwo!
- Czy ty dla wszystkich jesteś taki złośliwy? - zapytałam robiąc półobrót.
- Złośliwy? Co ja zrobiłem?! - I znowu nasze miecze się starły.
- Myślisz, że tego nie widzę? Uśmiechasz się jakbyś już się cieszył, że przegrałam. Co ja ci zrobiłam?! - Cofnęłam się i tym razem pierwsza zaatakowałam celując trochę niżej.
- Chyba co ja ci zrobiłem?! Przecież nic nie robię! - Zablokował mnie.
- Zachowujesz się jakbym cię irytowała! Przepraszam, że musiałeś na mnie wpaść, przepraszam, że to na mnie tu trafiłeś, czy ja naprawdę jestem taka zła?! - Zaczęliśmy szybko wymieniać ciosy, więc musiałam przekrzykiwać szczęk metalu.
- Co?! Ja wcale nie... Przepraszam za tamto! Tylko to nie moja wina, że jesteś złośliwa. - Chyba oboje zaczęliśmy się męczyć.
- Co?! Ja... ja nie chciałam. Przepraszam! Sam musisz przyznać, że bywasz... niezbyt przyjazny! - Miecze znowu się skrzyżowały.
- Gołąbeczki! - nagle wtrącił Leo przebiegając obok nas. Na jego dłoniach tańczyły płomienie a na twarzy miał uśmiech szaleńca.
- CO?! - chyba pierwszy raz byliśmy zgodni. Zamiast patrzeć na Valdeza unieśliśmy wzrok na siebie. Byliśmy mniej więcej tego samego wzrostu, nasze oczy spotkały się praktycznie nad skrzyżowanymi mieczami. Och, świetnie, miał brązowe tęczówki. Brązowe jak czekolada. Chyba jestem głodna. A czekolada jest taka słodka! Och, dobra, oczy miał ładne, ale to wina czekolady! Leo się zaśmiał i coś jeszcze krzyknął ale nic z tego nie zrozumieliśmy. Znowu zaczęliśmy się siłować. Czułam, że przegrywam. Zamknęłam oczy.
~Ej, tato, jeżeli mnie słyszysz to może pomożesz? ~ Zaczęłam błagać w myślach. To była jedyna rzecz jaka przychodziła mi do głowy w tej sytuacji. No proszę! Chociaż coś! To chyba nie tak wiele nie? Chcę tylko sobie jakoś poradzić... Zamiast tego poczułam się jakby moje stopy zostały przyklejone do podłoża. Och, to na pewno pomoże! Przecież to, że nie mogę się ruszyć jest takie pomocne! Nagle ziemia pod naszymi stopami zatrzęsła się. Najpierw lekko, ale z każdą chwilą siła mini trzęsienia wzrastała. Otworzyłam oczy. Moje nogi nadal były przytwierdzone do podłoża i jakimś cudem się nie przewróciłam, za to Nico musiał odpuścić. Cofnął się ode mnie i złapał jakiegoś drzewa. Wszyscy inni zrobili to samo. Czemu miałam wrażenie, że stoję pośrodku trzęsienia? To było... dziwne. Jakbym to ja je przywoływała. Zanim się zorientowałam pojawili się inni obozowicze. Percy niósł sztandar czerwonych. Czyli jednak daliśmy sobie radę? Jakimś cudem dzieci Ateny nie dały nam rady? Och, tyle wygrać! Tylko ziemia nadal się trzęsła, a ja...no dobra, na razie próbowałam wykombinować jak to zatrzymać.
- To ty Nico? - zapytał Percy. Serio?! Dzięki braciszku, też cię kocham! Nico potrząsną przecząco głową i wskazał na mnie. Wszyscy zwrócili wzrok w moją stronę.
- Ja nic nie wiem! - zawołałam wyciągając dłonie przed siebie w obronnym geście. Och, niech to już się skończy! O przestało się trząść! Sukces! No dobra, ale wszyscy dalej się na mnie gapili! Chyba po naszej wygranej zebrali się tu wszyscy obozowicze. Annabeth jakimś cudem zmaterializowała się obok Percy'ego. Nie sprawiała wrażenia niezadowolonej, uśmiechnęła się do chłopaka jakby gdzieś w lesie zaszło coś, o czym wiedzieli tylko oni. Kate ma skojarzenia lalala! Oboje podeszli do mnie.
- Jak...? - mój braciszek znowu miał tą genialną minę "Ale o co chodzi?".
- Ja... ja... no nie wiem, najpierw walczyłam z Nico - tu wskazałam na syna Hadesa, który teraz jakby odsunął się na bok - a potem nagle ziemia się trzęsła i to chyba ja... no wiecie. - wydukałam.
- Ale ja nigdy nie umiałem wywołać trzęsienia ziemi. - Percy pokręcił głową.
- Ja się po pierwsze chcę dowiedzieć jakim cudem dziecko Posejdona może wywoływać trzęsienia ziemi! - Tak oto poczucie mojej odmienności zyskiwało na sile.
- Posejdon jest bogiem mórz no i trzęsień ziemi też, więc to chyba logiczne, ale nigdy... no zawsze mi się wydawało, że to dzieci Hadesa kontrolują ziemię, w końcu Nico i Hazel... - odezwała się Annabeth. Chyba naprawdę powinnam ją nasłać na Cartera.
- Kto to Hazel? - wypaliłam.
- Siostra Nico, to znaczy... no ona jest córką Plutona, a Pluton u Rzymian to na nasze Hades. - przetłumaczył Percy.
- Dobra... Czyli skracając, nie jestem kompletnym herosowym beztalenciem - tutaj Percy chyba próbował się kłócić - trzęsienia ziemi od Posejdona a Nico ma rzymską siostrę. Okey, czyli co teraz? - Herosi już zaczynali się rozchodzić. Pozostała jedynie niewielka grupka. Percy, Ann, Leo, Jason, Piper... o i Clarisse przywiązana do drzewa. Tak sobie przypomniałam jak na nas wrzasnęła. Szybko ją przeprosiłam i uwolniłam. Spodziewałam się, że zarobię od niej albo, że mnie przynajmniej zwyzywa a ona co? Uśmiechnęła się!
- No Jackson, ta twoja siostra to nie takie chuchro jak ty. - powiedziała szturchając mnie w bok.
- Eee... nie żeby mi to przeszkadzało, ale nie wkurzyłam cię? - zdziwiłam się. Córka Aresa popatrzyła na mnie "z góry".
- Dobra, jestem ściekła, że załatwiła mnie nowa, ale całkiem nieźle sobie radzisz w walce, mój ojciec jest bogiem wojny więc to doceniam. - odpowiedziała.
- Chwila... Clarisse czy ty się dobrze czujesz? Właśnie przyznałaś, że doceniasz kogoś poza sobą! - wtrącił się Percy.
- Jackson, to, że ciebie nie mogę ścierpieć nie oznacza, że nienawidzę wszystkich. - dziewczyna palnęła mojego brata w tył głowy. Ja i Annabeth zaśmiałyśmy się cicho. Po chwili ruszyliśmy do obozu. Ktoś chyba wspominał coś o ognisku.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Wena, wena, wena *o* A nie, ja tylko nudziłam się na lekcjach! =D Wybaczcie, że tyle mi tego wyszło, jeżeli nie chciało wam się czytać do końca to zrozumiem c: Tak, wiem, Nico i Kate są dziwni! xDD Nie powiem co z tego będzie bo sama nie wiem o.O Ale raczej się nie pozabijają :3 Dobra, to wszystko. Dziękuję za te 2000 wyświetleń, nie spodziewałam się, że będzie ich tyle po zaledwie 10 rozdziałach o: Jesteście cudowni, kocham Was <3 Żegnam się i grzecznie upraszam o komentarze =)
~Lucy (wiem, że dla części z Was zawsze będę Des! <3) (>^.^<)

13 komentarzy:

  1. O jejuśku! (*w*).
    Nico... tak, wiele, a jednocześnie, tak mało... (♥.♥). Wybacz, ale go ubóstwiam (@.@).
    Uuu, Kate nie dość, że jest magiem, to jeszcze trzęsie ziemią... ja też, tak chcę, no!
    Mistrzu...
    Pozdrawiam,
    Maddly ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Super!
    Nico♥♡♥
    Kate potrafi skopać dupę *-*
    I ta "rozmowa" Kate i Nico♡
    Cudo!

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny *.*
    Zresztą, twoje rozdziały zawsze są meegaa <3
    Ogólnie w ciekawy sposób wtrącasz do rozdziałów elementy mowy potocznej.
    Czasem to fajnie, ale (mały hejt) czasem mnie wkurza :/
    Ale tylko te bardziej wulgrane xD
    Pozdrawiam i życze weny ;3

    OdpowiedzUsuń
  4. Yeeeey ^.^ Doczekałam się bitwy o sztandar :3 Więc... Nico x Kate :D Ship it! :D Rozdział świetny :) Nie mogę się doczekać kolejnego :> Pozdrawiam i weny życzę ^.^
    ~Miix

    OdpowiedzUsuń
  5. jestem po prostu oczarowana! połączenie Kroniki i Perciego *.* dwie moje ulubione książki w jednym opowiadaniu. Kocham to<3
    Katie jest tak zwariowana jak słoik gwoździ. te jej zachowania mnie normalnie powalają! ale Perci jak zawsze kochany. też chce takiego brata ^^ i Nica też chce. w sumie masz racje trochę dziwnie się zachowywał. ale jeżeli będzie go więcej to ci to wybaczę!
    Pozdrawiam i do następnego^^

    OdpowiedzUsuń
  6. CZYLI KATE BĘDZIE Z NICO! JA TO WIEM, JA TO WIEM! Moje zdolności przepowiedni, które przekazał mi Apollo mówią mi, że tak będzie.
    Opisałaś CU-DO-WNIE bitwę o sztandar. Jaram się jak pizza w piecu. W dodatku Clarisse - kocham ją w fanfickach innych *.*
    KIEDY BĘDZIE NOWY ROZDZIAŁ JA SIĘ PYTAM!?

    OdpowiedzUsuń
  7. Dzięki Tobie tak się śmieję, że wystarczy mi na cały następny nudny tydzień. Piszesz po prostu genialnie! Doceń to, prawie nigdy nie mówię tak po pierwszym przeczytanym rozdziale (nie no, żart). W każdym razie to było BOSKIE. Może w punktach, jako że to pierwszy komentarz, trochę tego będzie.
    1. Kate.
    Podoba mi się pomysł ze skojarzeniem Posejdona z trzęsieniami ziemi. Nikt na to nie wpadł. I zgodzę się z poprzedniczką: moim zdaniem ona powinna być z Nico!!! I coś tak przeczuwam, że tym razem mam rację. Przecież najpierw zawsze trochę się tłukli, kłócili itd. (przykład? Percy i Annabeth). Taka dola herosa.
    2. Leo.
    Jesteś pierwszą osobą, która o nim pisze (nie licząc krótkich wzmianek) i to jest takie super. Ogólnie w HOO bardzo go lubię jako postać i dlatego tak się cieszę. Wystąpi Kalipso? Tak jakoś od czasu HOH ją polubiłam o_O (że what??? Ja?).
    3. Percy.
    Ja z nim nie mogę. Glonomóżdżek. Taka jego smutna dola. Ale i tak rozwala mnie jego odzywka do Clarrise. No po prostu go uwielbiam i tyle. Ech...
    4. Błędy.
    Dobra wiadomość: takowych nie ma. Swoją drogą jaka zmiana tematu. A nawet jeśli są, to mało i nie rzucają się w oczy. :)
    Uff, ale się rozpisałam. Normalnie siebie samej nie poznaję.
    Przesyłam pozdrowienia i internetowe uściski.
    Twoja nowa fanka
    Tajemnicza (ale se wymyśliłam...)

    OdpowiedzUsuń
  8. Hah chyba jestem jedyną która uważa że Kate powinna być z Carterem.
    Więcej Pana Wikipedii!
    I niech on będzie z Kate!
    A Nico to niech będzie zwykły przyjaciel!
    Pozdrawiam i życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
  9. A ja tam wolę, żeby Kate została z czekoladą. Całkiem normalne, co nie? O drzewko i dziewczynka, z niego wyszła. Pozdrawiam! I Leo ma oczy *.* No to znaczy prawie każdy ma oczy, ale Leo ma ładne oczy, takie... oczowe. I Nico też niczego sobie, jak czekolada... Też zgłodniałam, czas wyruszyć na polowanie do najskrytszych zakątków szafki ze słodyczami *.* Mama znalazła nową kryjówkę na czekoladę, ale już ja wyniuchałam, ale cii! Dobra wracając do tego super, mega, foxy, awesome, hot rozdziału (Starkid wszędzie). Clarisse się przypięła do drzewa, nie mądra dziewczyna, przecież mogły ją termity zjeść! Leo uwolni u ciebie Kalipso? Bo było by spoczuniu gdyby sobie sprowadził taką laske do obozu. No wiesz sweet randki i te sprawy *mruga porozumiewawczo*. Na dziś kończę, bo cukier mi spada, a jak cukier mi spada to... to źle i każdy w promieniu 1728376547865485682348634583456 kilometrów może się czuć zagrożony.
    Pozdrawiam i życzę weny, weny, weny ;)
    Twoja największa, najwspanialsza, najsuperowa, najlepsza, najmądrowata, fanka i siostra zarazem,
    Scarlett.
    P.S - moje podpisy w końcu zajmą więcej miejsca niż komentarz :D

    OdpowiedzUsuń
  10. ale... ale Nico jest gejem! nie jestem w stanie strawić go w związku z jakaś laską, wybacz ;___;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. wybacz, poniosło mnie trochę. generalnie opowiadanie mi się podoba, ale mam taki nieogar... napiszę ci coś konstruktywnego kiedy indziej lDD

      Usuń
  11. świetne, jak zwykle z resztą ^.^

    OdpowiedzUsuń