Strony

środa, 27 sierpnia 2014

Rozdział 28

      Hmmm... No tak, normalni ludzie stojąc na tarasie z basenem zachwycaliby się widokami, ja zastanawiałam się jak szybko bym utonęła gdybym wpadła do East River. Dziękuję, mój irracjonalny strachu przed wodą! Pozostawał jeszcze temat wspomnianego już basenu, nawet jeżeli nie był zaraz taki głęboki i tak nie mogłam się powstrzymać przed omijaniem go szerokim łukiem. Biedny Filip Macedoński, pewnie uzna, że coś do niego mam. Czy ja właśnie stwierdziłam, że mogę obrazić krokodyla?
      Usiedliśmy wszyscy przy stole, na którym obecnie nie znajdowało się nic poza obrusem. Sadie wybrała miejsce naprzeciwko mnie, Carter usiadł obok niej, a Nico znalazł się po mojej lewej starając się zachować jako taki dystans. Tak swoją drogą, zastanawiałam się dlaczego chłopak jest taki niedotykalski. Dobra, na to będzie czas później.
      Spojrzałam wprost w niebieskie oczy Sadie i zmusiłam się do uśmiechu. Większość czasu, którego nie miałam zbyt wiele, zastanawiałam się jak wyjaśnić jej jak to znalazłam się w tym całym bosko - magicznym szajsie. Jeżeli ktoś spodziewał się błyskotliwej opowieści, to przeliczył się jak ci wszyscy ludzie grający w Lotto. Ups, radzę nie stawiać na mnie przy kolejnej okazji.
- No to... - odezwałam się zaciskając dłonie na brzegu stołu. Typowe dla mojego gatunku ADHD właśnie zaczęło się ujawniać, moje palce bezwiednie szarpały i nawijały obrus. Wiem, że to zły nawyk, ale nic na to nie poradzę, byłam poddenerwowana, nie oceniajcie mnie.
- Od kiedy zachowujesz się jak dziewica w barze dla gejów? - wyparowała Sadie. Dziewczyna wydawała się być jak najbardziej rozluźniona, a może nawet i rozbawiona. Zaliczyłam to na plus, gdyby była obrażona za ukrywanie przed nią prawdy usłyszałabym coś o wiele gorszego.
      Usłyszałam ciche parsknięcie od strony Nico. Jej, nasz potomek Hadesa naprawdę umie się śmiać? Nie śmiałabym tego przypuszczać w najbarwniejszych snach! No i trzeba przyznać, jego śmiech był nawet melodyjny. Sam zainteresowany dopiero po fakcie uświadomił sobie, że pozwolił sobie na okazanie aż tak skrajnej emocji. (Serio, Nico, szalejesz!) Od razu wrócił do swojej ulubionej miny wyrażającej coś pomiędzy "Mam to gdzieś.", a "Zabiję cię, jeżeli tylko mnie wkurzysz.", milutko.
- Skąd wiesz jak zachowuje się dziewica w gejowskim barze? - odparowałam starając się nieco rozluźnić.
- Już lepiej. - Blondynka uśmiechnęła się zadowolona z siebie. - Teraz możesz przejść do wyjaśnień.
      Och, bardzo chętnie, naprawdę, gdybym tylko wiedziała jak! "No wiesz, pamiętasz, że nie mam ojca? Okazuje się, że mam, nazywa się Posejdon i jest greckim bogiem mórz!" Miałam nadzieję, że nie mówię tego na głos, naprawdę. Chyba wszystko, zaczynając od moich nadziei, mówiło, że właśnie wypowiedziałam te dwa, cholerne zdania. Moja wrodzona głupota mnie dobija.
      Powiodłam po twarzach Cartera i Sadie. Chłopak rzucił mi krótkie rozbawione spojrzenie natomiast Sadie wyglądała na naprawdę zaskoczoną. W chwili, kiedy nasze spojrzenia się spotkały zobaczyłam w jej oczach dziwny błysk. Miała mnie za wybryk natury? Nie, to nie to... Wydawało mi się, że uznała to za coś niemożliwego. Z wahaniem uniosła prawdą dłoń i wskazała na mnie.
- Ale... Ty jesteś magiem - powiedziała niezwykle wolno jak na nią, jakby bała się, że sama nie zrozumie, co mówi.
- Magiem i herosem, uwierz, dla mnie to też był szok - odpowiedziałam niezbyt wiedząc co powinnam mówić.
      Sadie jedynie potrząsnęła głową jakby próbowała od siebie odgonić natrętne myśli. Zamknęła przy tym oczy, a jej włosy lekko zafalowały. Słońce odbijało się od złotych włosów dziewczyny, a ja wręcz nie mogłam uwierzyć, że dopiero co się odnalazła. Nie wyglądała na ranną ani zmęczoną. W pierwszym odruchu uznałam to za dobry znak, w końcu skoro nic jej nie jest, tym lepiej. Ale nie było jej tyle czasu, nie dawała znaku życia, a teraz od tak się pojawiała cała i zdrowa, jak gdyby nigdy nic. Ewentualnie popadam w jakąś paranoję. Nie potrafię określić z kim tu jest coś nie tak.
- No i... Sadie, może ty powiesz co działo się z tobą? Wiesz, co się z tobą stało, czy ktoś z tobą był...? - zapytałam czując lekkie drżenie dłoni. Co będzie, jeśli dostanę odpowiedzi, jakich bym nie chciała? Jeżeli Percy był z nią, też powinien się odnaleźć. Jeśli Sadie powie, że on z nią był... Nie! Nie, nie, nie... Nie powinnam myśleć, że Percy może być martwy.
      Blondynka spojrzała na mnie jakbym zapytała ją o jakieś pojęcie urwane z podręcznika od fizyki atomowej i energicznie pokręciła głową na znak zaprzeczenia.
- Nie pamiętam.To znaczy... - Zmarszczyła brwi wyraźnie się nad czymś zastanawiając. - Pamiętam, że wracaliśmy ze szkoły, po tym był portal i znalazłam się tutaj.
- A-ale... - Brawo Kate, bardzo inteligenta odpowiedź. Ty szczwany lisie! Jestem jakimś niedorobionym dzieckiem. Ale skoro Sadie nic nie pamiętała czemu Carter mnie wezwał? Przecież to bez sensu, czego mógł ode mnie chcieć? Nie brzmiał jakby chciał po prostu poplotkować. - Ech, nieważne - mruknęłam zaciskając dłonie na brzegu stołu.
      Wiem, że powinnam się cieszyć z powrotu Sadie, ale jeżeli czegoś się nauczyłam to tego, że nic nie jest takie łatwe. Ona wcale nie wyglądała jakby dopiero się odnalazła, można było odnieść wrażenie, że nie minęło kilka miesięcy, że dopiero wróciła ze szkoły. Powinnam się cieszyć, że nic jej nie jest, ale nie mogłam się pozbyć tego okropnego przeczucia, że coś jest nie tak. Nie potrafiłam powiedzieć co to jest, może byłam rozczarowana, bo liczyłam, że Percy też się odnajdzie? Nie... Czułam się jakbym patrzyła na obraz, z którego ktoś coś usunął, ale nie potrafiłam powiedzieć co. Bogowie, ostatnio zdecydowanie coś się ze mną dzieje!
      - Przepraszam. Cieszę się, że jesteś - powiedziałam spoglądając ponad stołem na Sadie. Dziewczyna jedynie machnęła ręką i uśmiechnęła się do mnie. To było nie fair! Ona zachowywała się jakby nic się nie działo, a ja czułam się okropnie! - Carter, powiedz po co... Tłumacz się, wątpię, żebyś chciał po prostu poplotkować.
Chłopak spojrzał na mnie tym swoim wzrokiem, który potrafił uciszyć nawet Sadie i nie powiem, przeraziłam się. Carter zawsze był, jak na mój gust, zbyt poważny, ale potrafiłam wyczuć kiedy trzeba było być poważnym.
      - Próbowałem dowiedzieć się  czegoś na temat... Eee... Twojego przypadku. - Och, serio?! "Przypadek"?! Nie jestem jakąś cholerną pacjentką doktora House'a, a pochodzenie nie jest jakąś cholerną chorobą! Rozumiem, że ze mną naprawdę MUSI być coś nie tak, temu nie zaprzeczam. Tak szczerze, to sama chciałabym wiedzieć w jakim stopniu jestem niedorobiona. Tato, wybacz, ale spierdoliłeś. Naprawdę, po całości. - Powiedziałem o tym kilku zaufanym osobą, Cleo, Jaz, wujek Amos...
- POWIEDZIAŁEŚ LEKTOROWI?! - Nie mogłam się powstrzymać. Chamsko przerwałam na dodatek budząc oba krokodyle i chyba zirytowałam Nico. Nie mogłam zareagować inaczej. - Carter... Ja... To jakbyś powiedział wszystkim, wiesz to?! Myślisz, że co teraz będzie? Jeżeli uznają mnie za niebezpieczną, albo... Nie wiem, wybryk natury i... - Składność moich wypowiedzi czasami samą mnie dobija. Nico przerwał ten nieskładny wywód jednym silnym pociągnięciem za rękaw. Nie wiem czemu, ale to skutecznie mnie uciszyło. Wolałam nie wkurzać go jeszcze bardziej, sama nie wiedziałam czy mnie lubił czy nie. Na pewno Carter był mu wdzięczny.
      - Czemu miałabyś być niebezpieczna? - Pierwsze pytanie, pierwsze pociągnięcie za obrus. Znowu te złe nawyki, serio? Jeszcze będę podejrzewana o jakąś nerwicę. Tylko tego mi brakuje. Nie odpowiedziałam, tak naprawdę nie wiedziałam czemu przyszło mi to do głowy. To znaczy bogowie chyba nadal uznawali mnie za niebywałe zagrożenie, ale starałam się o tym nie myśleć. Tata nie da mnie zabić, nie? - Amos dla mnie nie jest lektorem tylko członkiem rodziny, wiem, że zachowa to dla siebie. Po prostu chciałem się dowiedzieć czy jesteś pierwsza, to by mogło ci pomóc. Tak naprawdę nie wiemy nic na temat takiego... eee... połączenia. Sama przyznasz, że uczyłaś się o wiele szybciej niż inni, poza tym opanowałaś magię na takim poziomie, że jesteś prawie równa Sadie, a teraz uczysz się magii żywiołów, czegoś takiego chyba jeszcze nie było. - Panie Wikipedia, ja po prostu jestem hipsterem... - To nie może być bez znaczenia...
      - Dobra, dobra... Rozumiem. Chyba. Jestem dzieckiem urwanym z kosmosu, którego egzystencja sama w sobie jest zagadką, a ty postanowiłeś pobawić się w cholernego naukowca. Po prostu powiedz do czego zmierzasz - przerwałam mu już znudzona tym wywodem. Nie trzeba mi uświadamiać jak bardzo dziwna jestem, ja już to wiem. Chyba powinnam popadać w jakieś poczucie alienacji czy coś w tym stylu. Nieważne. Rozumiałam o co chodzi Carterowi. Tak, bogowie uznawali mnie za niebezpieczną. Tak, uczyłam się o wiele szybciej, magia sprawiała mi mniej kłopotów, a teraz Ziya uczyła mnie magii ognia, ale ogień już opanowałam. Wątpiłam, że stanę się dodatkowo magiem żywiołów, woda nie miała najmniejszego zamiaru mnie słuchać, a ja za nią też nie przepadałam. Tato, jako bóg mórz, serio spieprzyłeś. Jak mogłeś spłodzić taki chodzący oksymoron?
      - Lepiej sama to zobacz. - Odparł chłopak przesuwając w moją stronę zwój wyniesiony z biblioteki. Tak, naprawdę wiele wyjaśniłeś! Gratuluję...
      Z cichym westchnieniem rozłożyłam zwój na stole. Nie zdziwiło mnie to, że został zapisany hieroglifami, przynajmniej w jakiejś części. Prawie automatycznie zaczęłam czytać. Odczytywanie pisma starożytnego Egiptu było dla mnie dziecinne proste. Podobnie jak Sadie miałam talent do rozczytywania starych zaklęć, więc automatycznie uczyłam się odczytywać hieroglify.
      Na papirusie była zapisana historia z czasów, kiedy Rzymianie przejmowali władzę w Egipcie. Sprowadzili ze sobą również swoich bogów. Magowie wyczuli konkurencyjne moce, ale nie potrafili zrozumieć co właściwie się działo. Dochodziło do społecznych konfliktów, które wywoływane były przez ścieranie się kultury najeźdźców z Egipcjanami. Jak się później okazało był to najmniejszy problem. Wszystkie konflikty zaczynały się od bogów, którzy walczyli o dominację w państwie. Rzymianie podbijali coraz większe tereny, a za nimi pojawiali się bogowie. Czasami bóstwa ścierały się ze sobą, czasami ludzie wymyślali historie o ich domniemanym łączeniu się, co było bzdurą. W końcu Egipt upadł, a bogowie egipscy odchodzili zostawiając po sobie jedynie magów. W międzyczasie doszło do kilku nieprzyjemnych incydentów pomiędzy nieprzepadającymi za sobą bogami, które kończyły się ogólną katastrofą, więc w końcu Olimp postanowił oddzielić się od Egiptu, żeby nie narażać świata na większe zniszczenia. Oficjalnie obie mitologie nie miały prawa się ze sobą zetknąć i zmieszać. Ludzie oczywiście mieli to gdzieś i dalej robili swoje, ale między bogami była umowa, że nie będą wchodzić sobie w drogę. I tak było. Jakiś czas po przejęciu Egiptu przez Rzymian prawdziwa natura bogów dała o sobie znać. Kilku Olimpijczyków zrobiło kilku (Yhym, na peeeewno tylko kilku!) herosów, o których świat nie pamięta. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że któryś wpadł z magiem. Oczywiście po jakimś czasie sprawa wypłynęła. Dziecko było niezwykle silne zarówno fizycznie jak i magicznie, zaczęło szkolenie na maga nie wiedząc o swoim pochodzeniu. Problemy zaczęły się kiedy zaczęło odkrywać wrodzone zdolności podarowane mu przez boga. Nie wiedziało czym naprawdę są, więc uważało je za kolejne zdolności magiczne i używało ich podczas treningów. Wtedy zauważono, że zaczyna słabnąć. Najpierw uznano to za jakąś chorobę, zwykłe zasłabnięcia. Potem było coraz gorzej. Nikt nie wiedział co się dzieje, ale po jakimś czasie używanie zdolności magicznych doprowadzało do skrajnego wyczerpania. Skończyło się na tym, że domniemany pierwszy półboski mag umarł, chociaż nie wspomniano jak. Dopiero wtedy został odnaleziony przez boskiego rodzica, a sprawa się wyjaśniła.
        I koniec. Tak po prostu. Świetnie! W skrócie "Umrzesz w męczarniach, ale nie powiemy ci jak, czemu, kiedy, ale umrzesz. Nie, nie powiemy czy da się ciebie uratować. Koniec bajki." Wal się cholerny zwoju! Nie bawię się tak! W sensie... Ej, ja nie chcę umierać! Może to tylko... Nie. Ale... Cholera! Czemu w takich chwilach człowiek zaczyna łączyć fakty. Przecież to już się działo. Moje zasłabnięcie podczas treningu...
      Poczułam, że ktoś łapie mnie za ramię. Tak naprawdę te kilka chwil nie istniało dla mnie nic poza mną i zwojem. Teraz, kiedy już zostałam ściągnięta do realnego świata, czułam się jak lalka na sznurkach. Nie chciałam wiedzieć jak się czuje człowiek, który dowiaduje się, że niedługo umrze, prawdopodobnie nikt nie chciał wiedzieć. Powoli uniosłam głowę znad zwoju. Nie wiedziałam jak interpretować minę Nico, tak naprawdę nic nie wiedziałam. Chłopak stał nade mną i na pierwszy rzut oka nie wydawał się być w innym stanie emocjonalnym niż wcześniej, tylko w jego oczach było coś, czego w tej chwili nie rozumiałam.
- Co tam jest? - zapytał patrząc to na mnie, to na Kane'ów. Zupełnie zapomniałam, że on nie potrafi przeczytać tego tekstu.
- Nic. - Nie chciałam, żeby się nade mną litował, żeby w ogóle wiedział. To nie tak, że mu nie ufałam, tak naprawdę nie potrafiłam powiedzieć czemu nie chciałam mu mówić.
      - Słabo kłamiesz - odpowiedział chłopak, a ja poczułam się jak skarcone dziecko. - Wyglądasz znalazła się w paszczy cyklopa, więc albo ty mi powiesz, albo zrobią to twoi znajomi.
Tak. Carter pewnie powiedziałby prawdę, bo uznałby to za lepsze wyjście. Poza tym wolałam nie narażać Sadie na stalking ze strony syna Hadesa. Wolałam sobie nie wyobrażać jak to miałoby wyglądać. Nie pojmowałam czemu tak właściwie go to obchodziło. Mimo to w wielkim skrócie opowiedziałam o co chodzi. Tak, co chwila przekręcałam znaczenie wyrazów i się zacinałam, na pewno mi uwierzy, że czuję się dobrze. Kiedy skończyłam od razu poznałam, że Nico nie wie jak się zachować. Prawdopodobnie jako syn Hadesa był przyzwyczajony do myśli, że ludzie umierają, ale to raczej nie była zaraz taka normalna śmierć. To tak, jakbym miała termin ważności.
      Wyraz twarzy Nico wcale mi nie pomógł. Miałam wrażenie, że już mi współczuł. Kiedy ktoś, kto najczęściej wydaje się odtrącać wszystkich i nie przejmuje się innymi patrzy na ciebie, jakby byłoby mu cię szkoda, to wcale nie jest przyjemne. Naprawdę! W rzeczywistości tak bardzo chciało mi się płakać i dlatego naprawdę chciałam coś rozwalić albo kogoś pobić. Ratunku, coś zdecydowanie jest ze mną nie tak! A no tak, ja umieram!
- Jeżeli powiesz coś ckliwego, przysięgam, że przekonasz się jak celnie rzucam nożami - powiedziałam. Coś mi mówiło, że jeżeli usłyszę teraz cokolwiek, co się mówi w takich chwilach, naprawdę nie wytrzymam, a wolałam nie wiedzieć jaka byłaby moja reakcja. Nico chyba zrozumiał.
      Raz jeszcze spojrzałam na papirus i zauważyłam, że pominęłam coś zapisane już pismem nowożytnym i (na szczęście) po angielsku. Tak, powiedzcie mi czy może być jeszcze gorzej... Nie miałam głowy do czegokolwiek, dlatego zrozumienie na co patrzę zajęło mi dłuższą chwilę. Pochyłym pismem zapisane były nazwiska, około kilkunastu. Przypominało to drzewa genealogiczne, ale imiona ostatnich członków rodzin były jakby wypalone, na dodatek wyglądało na to, że każda z tych osób miała tylko po jednym rodzicu. Nie trzeba było tłumaczyć o co chodzi. Poza tym przy każdym z nich były zapisane daty. Między większością był około wiek lub półtora różnicy. Co to miało znaczyć?
      - Kate? - Tym razem odezwał się Carter. Nawet nie zauważyłam kiedy przechylił się przez stół w moją stronę. Niechętnie spojrzałam na chłopaka potwornie świadoma jak żałośnie muszę teraz wyglądać. Prawdopodobnie mógł stwierdzić, że zaraz się rozpłaczę, albo coś w tym stylu. Prawdę mówiąc od tego współczucia wymalowanego na jego twarzy poczułam się jeszcze gorzej.
- Słuchaj, wiem jak to wygląda, ale to nie musi tak być - zaczął. Czemu ktoś mu nie przerwie? Sadie? O błagam, ona też tak na mnie patrzyła! CZY WY ROZUMIECIE, ŻE WCALE TYM NIE POMAGACIE?!
- Nie próbuj mnie pocieszać - mruknęłam unikając patrzenia mu w oczy.
- Po prostu posłuchaj! To nie jest tak, że z tobą musi tak być, wtedy nikt nie znał prawdy. Może są jakieś sposoby... Uzdrowiciele mogliby poszukać jakichś zaklęć, w pierwszym nomie mogą mieć więcej informacji. Poza tym skoro już wiesz, możesz...
- Nie mogę. To już się dzieje. - Przyznanie tego było o wiele trudniejsze niż sądziłam. Czułam się jakby podczas mówienia coś wykręcało się w moim brzuchu i skręca mi wnętrzności. - Jakiś czas temu przypadkiem wywołałam mały wstrząs i użyłam magii w tym samym momencie. Potem nie mogłam nawet ustać na nogach...
- Nie myśl o tym. - Tym razem to Nico zajął się rolą jakże kochanego antydepresantu. No poważnie?
      Spojrzałam na chłopaka, który teraz też przyglądał się mi. Tym razem nie wyglądał na ani trochę zirytowanego ani obojętnego. Chyba dopiero teraz uświadomiłam sobie, że fizycznie jest ode mnie młodszy, a widział więcej śmierci niż ja. Życie herosa bywa takie... No cóż, mamy przesrane. Niektórzy (Ja? Miałam nadzieję nigdy nie zaliczać się do tej grupy.) oczywiście bardziej niż inni, ale ogólnie to życie daje nam ostro w dupę. Tak, życie musi być gejem.
- Jeżeli będziesz o tym myśleć - poczujesz się gorzej. Nie chodzi mi o pocieszenie cię, nie rób sobie fałszywej nadziei, ale też o tym nie myśl. Poczekaj, aż dowiesz się czegoś więcej. Jeśli będziesz myśleć, że już po tobie, to naprawdę możesz uznać się za martwą. Teraz żyjesz, a dopóki żyjesz możesz coś zrobić. - W tym momencie miałam wrażenie, że nie mówił tylko do mnie. To dziwne. Ja jestem dziwna. Powtarzam się. Nieważne. Odniosłam wrażenie, że Nico miał jakiś problem... Bogowie, czemu nagle chciałam go przytulić? Ktoś mi w ogóle powie kim on dla mnie jest? Tak szczerze nawet nie wiedziałam czy mogę go dotknąć! To jest Nico, mój umysł jest na niego za słaby!
      - Skoro tak... - Westchnęłam próbując udawać, że daję sobie radę. Tak naprawdę moje wewnętrzne ja wrzeszczało, panikowało, rwało sobie włosy z wyimaginowanej głowy, drapało nieistniejące ściany i przeklinało jak rasowy Polak*. - Co mamy teraz robić? - zapytałam unikając wzrokiem pergaminu, który teraz wydawał mi się winny wszystkiemu.
- Na razie naprawdę mało wiemy. Kate, naprawdę nie przejmuj się, na razie po prostu nie szalej. Jeszcze w tym tygodniu postaram się być w pierwszym nomie, odezwę się kiedy czegoś się dowiem. Ty... Chyba powinniście odpocząć, mówiłaś, że nie masz za dużo czasu. Wrócicie kiedy będziecie chcieli. Jest już późno, chyba będzie lepiej, kiedy zostaniecie na noc. - Myśl o kolacji zdecydowanie mnie uspokoiła.

***


Z góry przepraszam za mojego zjebanego Wena. Wiem, że długo czekacie, ale wyobraźcie sobie, że mam potworną fazę na Maleca i ostatnio głównie o nich myślę. To jedyne wytłumaczenie, więcej grzechów nie pamiętam. No może poza tym, że zjebałam pół rozdziału. Ale pisałam to do cholernej 3.22! Nie wiem jak z długością, dodaję z telefonu, bo nie chce mi się wyłazić z łóżka. Panda Magnus pozdrawia. Leżenie na wielkich pluszowych pandach jest zajebiste. Polecam, Luce. Misa, ja pamiętam o justowaniu, ale obecnie nie mam jak tego zrobić! Co jeszcze miałam powiedzieć? A, tak, jestem potworem. Ale uwierzcie, że mam plan! Poważnie.
Teraz robota dla Was, tak, proszę o komentarze.
*Bądźmy szczerzy, to całkiem możliwe, że wszyscy tam wiedzą co oznacza "rasowy Polak".