Strony

środa, 18 września 2013

Rozdział 4

Jak lot na pegazie skończył się katastrofą z udziałem wielkiego nietoperza i mechanicznego byka? Najpierw wszystko wydawało się być w porządku, dopiero w pobliżu obozu zaczęły się problemy. Dalej nie wiem skąd, ale nagle pojawił się wielki nietoperz, był wielkości głowy Mrocznego. Pegaz spanikował i zaczął zlatywać niżej, udało nam się odpędzić zwierzę, ale wylądowaliśmy na ziemi co było błędem. Nie znam się za bardzo na greckich potworach, ale mają niezły radar. Ledwie się pozbieraliśmy kiedy między drzewami rozległ się ryk. Wymieniłam spojrzenia z Percym i bez wypowiadania słowa wiedzieliśmy, że myślimy to samo "Wiej!!". Rzuciliśmy się biegiem w kierunku przeciwnym do ryków potwora. Kilkaset metrów dalej widziałam pagórek, na którym rosła wysoka sosna, na jej gałęziach coś błyszczało. Nie wiem czy mi się wydawało ale pod drzewem, na trawie leżał smok. Naprawdę zaczynało robić się dziwnie... Biegliśmy najszybciej jak się dało, ale ja chyba już wiedziałam, że nie zdążymy. Byliśmy mniej więcej w połowie drogi kiedy nad nami przeskoczył wielki byk. Nie miałam pojęcia skąd on się wziął, ale w całości był z metalowych części robionych jakby specjalnie na kształt zwierzęcia, rubinowe oczy wwiercały w nas rozwścieczone spojrzenie a pojedyncze, odsłonięte trybiki sprawiały wrażenie, jakby próbowały mnie rozproszyć. Mechaniczny byk potrząsnął wielkim łbem a jego rogi zabłyszczały w słońcu padającym przez korony drzew. Percy wyciągnął swój śmiercionośny długopis a ja spróbowałam sięgnąć do Duat, ale nic z tego nie wyszło, czułam się jakbym była w połowie drogi trafiała na mur, który odpychał mnie od magicznej przestrzeni. Ledwie uskoczyłam bok kiedy byk na nas zaszarżował.
-Co jest?!-warknęłam zirytowana kiedy po raz kolejny nic z tego nie wyszło.
Byk raczej był zainteresowany mną a nie Percym. Kiedy strzelił we mnie strumieniem ognia ledwie uniknęłam całkowitego spalenia rzucając się na ziemię. Trawa była śliska więc przeleciałam kilka metrów w przód lądując prawie pod bykiem. Zanim potwór przypuścił kolejny atak przetoczyłam się na bok. Miałam tyle szczęścia, że byki bywają powolne, a ten ewidentnie wyglądał jakby zaraz miał się przegrzać. Percy szybko do mnie doskoczył, na policzku miał czarną smugę a jego koszulka była w strzępach. No nie powiem, wyglądał całkiem nieźle, nie żebym chciała się wepchać między niego a Ann, brońcie bogowie! Po prostu ta stwierdzałam na podstawie obserwacji. Nawet jeśli nie byłby z Annabeth ja po prostu czułam, że nie nie mogłabym z nim być, był świetnym materiałem dla chłopaka, ale miałam w głowie takie coś, co po prostu nie pozwalało mi myśleć o nim inaczej niż o przyjacielu.
-Co ci się stało?-zrobiłam wielkie oczy.
-A taki wypadek przy pracy.-wzruszył ramionami jakby nic się nie stało.
Moją uwagę przykuły dziwne dźwięki wydobywające się z mechanicznego byka, który stał kilka metrów od nas, ale już na nas nie szarżował. Próbował jeszcze do nas podejść, ale mechaniczne nogi zaczęły się zacinać co wyglądało jakby byk próbował iść w miejscu trzęsąc się.
-Nie wygląda mi to dobrze.-mruknęłam robiąc dwa kroki w tył.
Z byka wydobyła się chmura białej pary czy czegoś podobnego, coś w środku zaklekotało i zaskrzypiało a cała konstrukcja potwora zaczęła się trząść jak wszystkie popsute maszyny w filmach. Poczułam jak Percy zaciska dłoń na moim przedramieniu i odciąga mnie w drugą stronę. Udało nam się odbiec na kilka metrów kiedy całą okolicą wstrząsnął potężny wybuch. W powietrze wyleciały tysiące części a na wszystkie strony rozprysnął się smar. Po prostu świetnie! Nie udało nam się odbiec dość daleko więc wybuch wyrzucił nas kolejne kilka metrów w przód pozbawiając tym samym równowagi. Wylądowaliśmy na trawie w dość dziwnej pozycji, Percy wylądował na mnie. Dostałam po głowie kilkoma większymi częściami i byłam cała umazana czarnym smarem, włosy miałam potargane i pewnie nieźle się podrapałam nie wspominając już o siniakach, które właśnie sobie nabiłam. Przy okazji musiałam sobie zbić kość ogonową czy coś bo dupa bolała mnie jak nigdy. Kiedy otrząsnęłam się po wybuchu zobaczyłam nad sobą twarz Percy'ego. On też nieźle się ubrudził i poturbował, ale jednocześnie uśmiechał się do mnie.
-Oficjalnie witaj w świecie herosów.-powiedział podnosząc się ze mnie-Przepraszam za to lądowanie i jakbyś mogła to nie mów Annabeth...boje się, że jak się dowie to...-urwał z wymownym wyrazem twarzy, mieszaniną rozbawienia i strachu.
-To wykastruje cię wieszając za jaja głową w dół na drucianej lince?-dokończyłam za niego.
-Eee...yyy...-wyjąkał zaskoczony moją wypowiedzią-Mniej więcej tak.-dodał po chwili.
Wyciągnął do mnie dłoń oferując pomoc, którą chętnie przyjęłam. Wszystko mnie bolało a najbardziej wspomniane już cztery litery, które oberwały najmocniej. Stanęłam obok Jacksona otrzepując się z sosnowych igiełek i piasku.
-Nic ci nie jest?-zapytał.
-Chyba do końca dnia nie usiądę i przydałaby mi się kąpiel a we włosach mam kilka kabli, ale czuję się dobrze.-odpowiedziałam.
-Chodźmy zanim co innego spróbuje nas zeżreć.
Ruszyliśmy w stronę wzgórza. Kiedy podeszliśmy bliżej zobaczyłam wielkiego smoka o miedzianych łuskach owiniętego wokół sosny, na której wisiało (z tego co pamiętałam ze szkoły) Złote Runo. Chwilę zastanawiałam się czy jest prawdziwe czy to tylko atrapa. Przed nami pojawił się obóz. Nie spodziewałam się tego, co zobaczyłam. W podkowę było ustawione dwanaście domków, było też sporo innych, ale moją uwagę przykuwała głównie ta dwunastka. Chyba było dwunastu głównych bogów...chyba, sugerowałam się ilością domków. Spróbowałam sobie przypomnieć chociażby jednego z nich, wymieniłam jedynie Posejdona i Zeusa kiedy przestawiłam się na bogów egipskich. Wracając do obozu poza domkami był też kilkupiętrowy dom o niebieskich ścianach, ścianka wspinaczkowa, z której spływała lawa...i nie zdążyłam zobaczyć nic więcej po nie wiadomo skąd wyskoczyła Annabeth.
-Percy...-zaczęła i dopiero spojrzała na mnie.
Dobra, rozumiem wszystko ale czemu jej wzrok mówił "Umrzesz najgorszą możliwą śmiercią!!"? Przecież ja nawet nie byłam zainteresowana Percym! Westchnęłam i wytrząsnęłam z włosów kilka trybików czy czegoś takiego. Percy tylko wzruszył ramionami i spróbował zetrzeć plamę smaru ze swojego policzka, ale tylko ją rozmazał przez co obie się zaśmiałyśmy, wyglądał prawie jak panda.
-Glonomóżdżku...-westchnęła z rozbawieniem Ann-Co się stało tym razem?-zapytała rzucając mi podejrzliwe spojrzenia.
-Byk z Kolchidy przy nas wybuchł.-Jackson wzruszył ramionami jak gdyby nigdy nic.
-Tyle sama zauważyłam, ale skąd ona tu? Nie mówi mi, że...-spojrzała na mnie a ja poczułam się jakby jej wzrok miał mnie zaraz zabić.
-To trochę długa historia...-odważyłam się odezwać.
-Długa? Żaden heros nie przeżył tyle co ty poza obozem, to praktycznie niemożliwe.-przerwała mi blondynka.
-No chwila! Jeszcze nikt nie powiedział, że jestem herosem, nie mam z tymi nic wspólnego, jestem magiem dwudziestego pierwszego nomu a nie herosem.-odpowiedziałam.
-Kim? Jeżeli tu jesteś to musisz być herosem.
-Jestem magiem do cholery!
-Dziewczyny...-wtrącił Percy-Zanim postanowicie się pozabijać o to kto jest herosem a kto nie może porozmawiamy z Chejronem.-zaproponował.
Ja nic nie powiedziałam bo nie mam zielonego pojęcia kim jest ten Chejron. Annabeth zrobiła zaskoczoną minę, ale nic już na mój temat nie powiedziała.
-Chodźmy do Wielkiego Domu.-westchnęła.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Ekhem ekhem...Wszyscy mnie słyszą? Tak? No to dobrze. Po pierwsze przepraszam za długą przerwę, ale...ale jakoś tak samo wyszło. W końcu po dłuuugich dniach w szkole udało mi się coś wymyślić, głównie myślałam o gołębiach, mojej niewrażliwości uczuciowej i ziemniakach...echh. Pozdrawiam panią od działalności recepcji, świetnie się rysuje satyrów na pani lekcjach! ^^ No tak więc to chyba wszytko. Do napisania. Zapraszam do komentowania.